Kiedy Lech Kaczyński został ostrzelany w Gruzji w listopadzie 2008 r., mówiono, że była to zapewne ustawka zorganizowana przez ówczesnego prezydenta Saakaszwilego na polityczny użytek tego drugiego. Niedawno trudne chwile przeżywała podobno premier Ewa Kopacz, na którą - jak informują dziś media - planowano się zamachnąć na Ukrainie, ale polskie służby udaremniły zamach, zmieniając trasę przejazdu pani premier. Prezydanta Kaczyńskiego za gruziński epizod po prostu wykpiono. Przypomnę, że Michał Kamiński, ówczesny prezydencki minister, a dziś zaufany współpracownik Kopacz, widział wszystko na własne oczy. Miś wówczas uprzejmie donosił:
Jechaliśmy do miejscowości, która powinna być w granicach gruzińskich w wyniku traktatu pokojowego. Strzały padły ze strony posterunku rosyjskiego, na pewno nie od Gruzinów
Zestawiam te dwa wydarzenia bo warto. Warto na przykład zapytać czy Ewka "No Cóż Taka Robota" Kopacz usłyszy od Komorowskiego, że to wszystko ściema, że "ślepy snajper" itp.?
Sprawa ma jeszcze jeden wymiar - polskie służby specjalne. Po ich dewastacji przez gang kelnerów, uczynienia z Polski państwa teoretycznego, braku jakiegokolwiek nadzoru nad nimi, a ostanio również powątpiewaniach czy służby sobie poradzą z selekcją "uchodźców" (skoro nawet Mossad otwarcie przyznał, że sobie nie poradzi), polskim tajniakom potrzebna jest wizerunkowa odnowa - tak samo jak była ona potrzebna z doraźnych względów przy dętej sprawie Brunona K.
