jalens jalens
265
BLOG

Co mi zrobiła czarna skrzynka

jalens jalens Polityka Obserwuj notkę 18

 

Wiem jedno - czarna skrzynka z nieszczęsnego tupolewa nie jest już dowodem w sprawie. W każdym razie nie tylko. Treści zawarte na metalowej taśmie rejestratora dźwięku co i raz miały/mają być opublikowane... Jutro, pojutrze, czy - jak ostatnia wieść seremiecia niesie - w ciągu kilku miesięcy.

Nie wierzę w obiektywizm blogowych wpisów, więc po prostu napiszę, jak ta skrzynkowa czkawka, a może nawet skrzynkowa paranoja działa na mnie. Bo działa.

Tuż po katastrofie za jak najlepszą monetę przyjąłem wersję nieszczęśliwego wypadku i "łykałem" jak kawcze pisklę każdą wiadomość o znakomitej współpracy polskich i rosyjskich śledczych. Warianty wybuchowo-zamachowe uważałem za debilizmy.

Mijały dni, tygodnie. Czarna skrzynka, dobro śledztwa... Ale też i zapowiedzi, że ostatnie rozmowy w kokpicie zostaną już-już podane do publicznej wiadomości... A potem ciągle powtarzane sabały, że prace nad odczytem ostatnich kilkunastu minut z życia pilotów trwają, że są trudne, zaszumione, że głosów nie można przypisać do ludzi... I że pracują nad tym najlepsi specjaliści, korzystający z najnowocześniejszych urządzeń i oprogramowania.

Tak jak tysiące, czekałem na ten zapis. Z nadzieją, że wersja wypadkowa - bez względu na to kto zawinił lub co zawiniło - potwierdzi się w ostatnich dźwiękach z podsłuchu na żywo. Wtedy jeszcze i wciąż na żywo.

Mnożące się bez umiaru spiskowe teorie, niemal ufologiczne przyczyny katastrofy wydawały mi się nieodmiennie nasłuchem z psychiatrycznej izby przyjęć. Logicznym zaś zdało mi się to, że rząd nie chce sprawiać wrażenia, że naciska na niezawisłą prokuraturę. Sam jednak zaczynałem się buntować przeciwko prokuratorskiej... logice i temu wytrychowemu "dla dobra śledztwa".

Nienawidzę tych trzech słów. Byłem kiedyś dziennikarzem zajmującym się sprawami społeczno-prawnymi i przez lata odbijałem się od tych słów. I za komuny, i za niekomuny. Wyrobiło się we mnie przeświadczenie, że w lwiej części spraw to "dobro śledztwa" bywało usprawiedliwieniem dla prokuratorskiej indolencji, niepewności czy zwyczajnego lenistwa oraz niedoskonałości procedur, a także przekonania, że można prokuratorom naskoczyć...

Z drugiej strony, zajmuję się obecnie projektami, które na co dzień pokazują mi, co mogą zrobić znakomici specjaliści pracujący na znakomitym sofcie. Wiem jedno - jedyną rzeczą, która jest im potrzeba do rozwiązania podstawowego problemu, to trochę czasu. Dużo czasu potrzebują natomiast, aby... kreować rzeczywistość. Czasami bardzo dużo czasu.

No i proszę, budzę się nagle - facet rozsądny, cierpliwy, lubiący skrzętnie gromadzić fakty - w samym środku teorii spiskowej. Więcej, jestem twórcą tej teorii. Czy może raczej niezależnym współtwórcą analogicznych spiskowych rojeń. No, bo tak - wiem, co może zrobić specjalista dysponujący oprogramowaniem oraz warunkami. Wiem, jak doskonale fałszowały rzeczywistość (i wszystko, co się do sfałszowania nadawało) radzieckie służby i w ogóle służby specjalne... Rozpłaszczałem się także wielokrotnie na powierzchni ściany utwardzanej zaprawą "dla dobra śledztwa".

No i klops! Stałem się kolejnym paranoikiem. Na dodatek mam bezgranicznie bujną wyobraźnię i potrafię pisać. Mógłbym zajmować się niemal w nieskończoność rozbudową mojej teorii. Wzbogacać ją o źródła, cytaty - także w nieskończoność. Tyle że mi się nie chce pielęgnować osobistego hysia, bo wiem, że nie jest to dobre dla zdrowia.

Wystarczy mi konstatacja, że czarna skrzynka zrobiła mi osobistą krzywdę. Wręcz psychiatryczną. Także jako wyborcy. Opisać? Trochę się wstydzę, ale opiszę...

Mam otóż lewicujące przekonania polityczne. Ale nie marnowałbym głosu na odbijające się od spodniej części dna SLD i sojuszowego kandydata. W obu turach zagłosowałbym na mniejsze zło z większymi szansami - czyli na wujka Bronka. Jestem prawdziwym Polakiem - czyli wybitnym specjalistą od permanentnego wybierania mniejszego zła. Na dobrą sprawę, nie umiem robić nic innego.

Byłem zdeterminowany. Prawdopodobnie skrajnie - nawet gdyby zapis z czarnej skrzynki był kompromitujący w jakimś stopniu dla obecnie rządzącej ekipy, to jakoś bym sobie tę kompromitującą zawartość wytłumaczył. Tym łatwiej, że mój głos nie miał być głosem za, ale głosem przeciwko. Ergo - poszedłbym dwukrotnie na wybory i dał krzyżyk Komorowskiemu.

Ale nie dam. Na pewno nie dam go po dzisiejszej seremiacianie - nie wierzę prokuratorom, nawet z generalnym przymiotnikiem. Nie dam, bo ta czarna skrzynka spadła mi na łeb i mocno wstrząsnęła jego zawartością. To zapowiedź, że jeszcze długo nie poznamy ostatnich minut z życia załogi. W każdym razie nie przed wyborami. Rodzi to pytanie - dlaczego nie poznamy, co zawarte jest w zapisie...

Zaglądam tak sobie do tego wstrząśniętego umysłu... I z niejakim zadziwieniem odkrywam, że nawet gdyby zapis zostałby opublikowany jutro i nie zawierał żadnych wskazań, że katastrofa pod Smoleńskiem swoje źródła miała w szeregu zaniedbań obecnego rządu - to zapewne moja teoria spiskowa wzięłaby górę. Jakoś już nie ufam nawet fizycznemu zapisowi na metalowej taśmie. Czyli dla mnie osobiście na taką publikację jest już za późno. Stawiam na kandydacie PO krzyżyk. Wiem też, że podobnie odbiera czarnoskrzynkowe utajnienie wielu ludzi z mojego otoczenia.

Krzyżyk na kandydacie stawiam także dlatego, że nie lubię marnować głosu na przegrywających. I wieszczę - co przychodzi mi z największym trudem i niechęcią - że jeśli zapis z rejestratora dźwięku nie zostanie rychło, jak najrychlej opublikowany, to Komorowski sromotnie przegra. Może nie w pierwszej turze, ale w drugiej - bez dwóch zdań. Kaczyńskiego wzmocnią głosy oddawane na padłych w pierwszej odsłonie głosowania, a obecnego p. o. prezydenta osłabi wyborcza absencja tych, dla których wakacje będą priorytetem. Priorytetem i doskonałym usprawiedliwieniem nieobecności przy urnie.

4 lipca może być dla Platformy czarnym dniem czarnej skrzynki.

A dla mnie? Czy pójdę na wybory? Nie wiem, tak naprawdę, to mam ogromną ochotę udać się na wewnętrzną emigrację o wegańskim wręcz charakterze. Przestać czytać i oglądać salony, zająć się czyś pożytecznym, sensownym i osobistym. Mam chęć urządzić sobie tutaj prywatna drugą Jaonię, Irlandię czy nawet pierwszą Australię.

Taki jest mój stan na dzień dzisiejszy. Tyle, że po czarnoskrzynkowym wstrząsie mózgu jeszcze bardziej zamieszała w mojej biednej głowie Joanna Kluzik, konkretnie to spot z Kaczyńskim w okularach i w stonowanym wnętrzu... Ten do Rosjan. No i do mnie.

Znałem szefową sztabu Jarosława Kaczyńskiego w czasach dziennikarskich. Wiem, że to człowiek niezwykle otwarty i uparty. Że to kobieta potrafiąca tworzyć atmosferę. I perfekcyjnie znająca narzędzia oraz moc przekazu. Zawodowiec. Jeśli tylko bucowate otoczenie prezesa PiS nie zepsuje jej roboty, jeśli samego kandydata nie poniesie przedsmoleński temperament, to taka kampania może przekonać wielu, którzy chcieli głosować przeciwko - do głosowania za.

Nawet za Jarosławem Kaczyńskim.

I to mi zrobiła ta czarna skrzynka z tupolewa.

 

jalens
O mnie jalens

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka