jan0403 jan0403
278
BLOG

Zabić matkę!

jan0403 jan0403 Kultura Obserwuj notkę 4

Wśród wielu niezwykłych wątków starożytnej Grecji miejsce niepoślednie zajmuje wątek tyle dumnego, co tragicznego rodu Atrydów. Rodu wywodzącego się od Tantala i jego syna Pelopsa. Oto świat achajski obiegła straszna, a jednocześnie niepojęta wieść. Oto królewicz trojański, Parys, zdradziecko porywa żonę króla Sparty, Menelaosa, Helenę, w ten sposób płacąc za gościnne, królewskie przyjęcie. Oto zbiera się potężna armia sprzymierzonych państw greckich, oburzonych niegodnym czynem Parysa. Na czele tej armii staje potężny brat Menelaosa, Agamemnon. Oto wybrzeże morskie w Aulis, gdzie zbiera się flota, jakiej dotąd świat nie widział. Niestety, żagle nie wzdymają się na wietrze, niestety, flota nie może odpłynąć, aby pomścić pogwałcony honor, pogwałconą dumę achajskiego świata. Tymczasem z królewskich Myken, z pałacu Agamemnona, wyrusza w stronę Aulis orszak, a w nim królewska córka, Ifigenia. Rzekomo wiozą ją, aby poślubiła Achillesa. Matka zaopatrzyła ją w wodę dla poświęceń. Ale to był podstęp. W Aulis, nad morskim wybrzeżem, czekał już ofiarny ołtarz. To warunek, aby pomyślne wiatry zaniosły achajską flotę na wybrzeże Ilionu. Tak, należało królewską córkę poświęcić bogini Artemidzie. I Agamemnon się na ten krok decyduje. Poświęca własne dziecko dla pomyślności przedsięwziętej wyprawy. Wydarzeniom tym poświęca swoją tragedię, „Ifigenia w Aulidzie”, ostatni z trójki wielkich greckich tragików, Eurypides. Ifigenia nie straciła jednak życia w Aulidzie. Artemida ulitowała się nad nieszczęśliwą dziewczyną, okryła ją mgłą i uniosła do Taurydy, gdzie mieściła się jej świątynia. W zamian na ołtarzu umieściła rzadkiej piękności łanię. O losie dziewczyny jednak nikt z uczestników obrzędu się nie dowiedział. Posłaniec opowiada o tym Klitajmestrze, matce Ifigenii, następującymi słowami:

„Mnie Agamemnon wysłał, bym ci doniósł

O tym, że córka twa, z łaski bogini,

Wieczystą sławę będzie miała w Grecji.

Byłem, widziałem własnymi oczyma,

Jak Ifigenia wzleciała do bogów.

Wyzbądź się smutku i gniewu na męża,

Nie zrozumieją śmiertelni spraw bogów –

Zbawiają, kogo kochają. Dzień jeden

I śmierć jej widział, i nowe jej życie.”

(cyt. za Eurypides, Tragedie,opr. J. Łanowski, Warszawa 1980)

Warto zwrócić uwagę na ten cytat i zauważyć rzecz zadziwiającą. W czasach wyprzedzających pojawienie się Chrystusa o kilkaset lat, a pewnie i jeszcze wcześniej, w kręgu kulturowym innym niż ten, w którym powstawały księgi Starego Testamentu, odnajdujemy przekonanie o istnieniu jakiegoś nieziemskiego porządku, pierwotnego, nie zawsze możliwego do pojęcia przez ludzi. Wróćmy jednak do historii Atrydów, aby spojrzeć na nią według wzorca, który posłużył mi w poprzedniej notce do omówienia historii tebańskiej. Bez względu na to, co wydarzyło się w Aulidzie, trzeba powiedzieć, że doszło tam do zakłócenia porządku naturalnego, choć sprawa przedstawia się dosyć skomplikowana. Ojciec zdecydował się poświęcić życie córki. Czy taka była rzeczywiście wola bóstwa, skoro Artemida Ifigenię ocaliła? Czy cel wyprawy godzien był takiej ofiary? Dwuznacznie oceniano przecież rolę samej Heleny w tym, co wydarzyło się w Sparcie. Ale to dopiero początek. To, co najgorsze, miało dopiero nastąpić. Mija dziesięć lat wojny trojańskiej, dziesięć lat nieobecności Agamemnona w rodzinnym domu, dziesięć lat, podczas których Klitajmestra nie pozostaje bynajmniej samotna, bo zaznała przyjemności w łożu kochanka, Ajgistosa. A w domu wzrasta rodzeństwo Ifigenii, Elektra i Orestes, i to właśnie oni staną się wkrótce głównymi postaciami dramatu. Agamemnon wraca w chwale zwycięzcy spod Troi, przywożąc ze sobą olbrzymie łupy. W pałacu znajduje jednak nie zasłużony wypoczynek, lecz haniebną śmierć zadaną mu przez żonę i jej kochanka. Zagrożony jest oczywiście również Orestes, jako przyszły mściciel. Kiedy wkraczamy w akcję kolejnej tragedii Eurypidesa, „Elektry”, litość ogarnia od samego początku. Widzimy dziewczynę w wiejskiej chacie, wydaną za mąż za biednego, uczciwego wprawdzie człowieka, ale przecież nie odpowiadającego arystokratycznym aspiracjom Elektry. Ale nie na tym polega prawdziwy dramat bohaterki. Jej problemem jest samotność i beznadziejna pustka. Ojciec, wielki Agamemnon, być może wyidealizowany, nie żyje. Elektra nie miała przecież doświadczeń swojej siostry, Ifigenii, więc jej stosunek do ojca był zupełnie inny. W dodatku morderczynią była matka, która teraz zaznawała królewskiego splendoru w ramionach kochanka, teraz męża, Ajgistosa. Brat Elektry, Orestes, przebywał na wygnaniu, a wieści o nim przybywały nader skąpe. I mamy to, co widoczne już było w micie tebańskim, zburzony rodzinny mikrokosmos. Poświęcona na ołtarzu przez ojca córka, żona mordująca męża, wygnany syn, odsunięta od domu kolejna córka. Czyż może być coś jeszcze gorszego? A jednak. Przywrócenie owej harmonii, przywrócenie owego dobra i piękna wymaga kolejnej ofiary, wymaga spełnienia czynu, którego ohydę trudno sobie wyobrazić. To matkobójstwo. Dzień akcji „Elektry” to dzień powrotu Orestesa. To sądny dzień. Wszystko już zaplanowane, wszystko ma się spełnić. I ciekawe, ten sam motyw, tę samą historię opisał również Sofokles w tragedii o takim samym tytule. U Sofoklesa jednak dzień zemsty jest dniem triumfu, jest dniem spełnienia. Eurypides szuka prawdy o człowieku znacznie głębiej. Wydarzenia toczą się zgodnie z greckim pojmowaniem ludzkiego losu w nieuniknionym kierunku, ale sprawa staje się bardziej skomplikowana, bo to już chyba kolejny etap rozwoju tragedii. Oto Ajgistos, widząc w swoim kraju gościa, nie wiedząc, kim jest, zaprasza Orestesa pod swój dach. Okazuje się, że jest człowiekiem gościnnym, można by nawet rzec, dobrym. Zabójstwo zatem Ajgistosa, dokonane przez Orestesa, nie jest już tak jednoznaczne. A potem? A potem zwabiona do domu Elektry pod pretekstem wymyślonego połogu Klitajmestra przedstawia córce swoje racje. Jakże prawdziwie ludzka jest ta rozmowa. Klitajmestra mówi:

„Mnie obwiniają niesłusznie. A fakty?

Jeśli jest słuszny powód nienawiści,

Można kimś gardzić; gdy nie, po cóż gardzić?

Mnie dał za twego ojca Tyndareos

Nie na śmierć moją ani moich dzieci.

Ten – córkę, niby to za Achillesa

Wydając, wywiózł z domu do Aulidy –

Okręty stały tam – rozpiął na stosie

I ściął ten jasny kwiat mej Ifigenii.

Gdyby ojczyzny bronił od zaboru

I dom swój chronił, zbawiał resztę dzieci –

Jedną za wielu zabić – zrozumiałe!

Lecz że mąż własny lubieżnej Heleny,

Gdy go zdradziła, nie umiał ukarać –

Za to on córkę moją zamordował!”

            (cyt. ibidem)

Czyż nie prawdziwe? Klitajmestra usprawiedliwia się, obwiniając zamordowanego przed laty męża o śmierć córki, a potem jeszcze wspomina Helenę i jej lubieżności. A to Helena, jej siostra zresztą, uchodziła za najpiękniejszą kobietę na świecie. Wspomnienia Elektry dotyczące tych samych wydarzeń są zupełnie inne. Zarzuca matce, że o Agamemnonie zapomniała już po jego wyruszeniu pod Troję, zarzuca jej, że z radością przyjmowała złe wieści spod Troi, a ze smutkiem – dobre. Gdzie prawda? Tej każe nam szukać Eurypides w psychologii. Klitajmestra szuka usprawiedliwienia, pragnie akceptacji, zrozumienia. A Elektra? Czy przez nią nie przemawia wyidealizowany obraz ojca? Czy dobrze utrwalił się obraz z dzieciństwa i wczesnej młodości? Czy zatem, nie mając jednoznacznej odpowiedzi, wpadamy w relatywizm? Nie, ponieważ prawda o psychice człowieka bywa skomplikowana, a ludzkie sądy – subiektywne, wynikające z emocji. Za to prawda o harmonii natury musi być jednoznaczna. A harmonia ta zostaje zburzona. Do zła zostaje dorzucone zło. Matka zostaje zamordowana przez własnego syna przy współudziale córki. Natura zostaje splugawiona mimo obowiązującego wówczas nakazu zemsty. A to nie może pozostać bez konsekwencji dla bohaterów. I tu spotykamy się ponownie z przejmującym pięknem greckiej tragedii. Mieliśmy trwogę, czas na litość. Warto wsłuchać się w słowa Elektry po zabójstwie matki:

„Ileż tu łez, mój bracie, z mej winy.

Przez ogień szłam, nieszczęsna, do tej matki,

Co mnie dziewczynką powiła.”

(cyt. ibidem)

Czyż nie budzi litości także Orestes, kiedy wspomina dramat mordowania matki? Czyż nie wzrusza dramatyczne rozstanie rodzeństwa? Jest więc katharsis. Ład, harmonia muszą jednak wrócić. Ludzki kosmos tego wymaga. Aby to zobaczyć, trzeba podążyć do Taurydy, gdzie Artemida w swojej świątyni umieściła Ifigenię. Opowiada o tym inna tragedia Eurypidesa, „Ifigenia w kraju Taurów”. Dziwna to tragedia. Nikt tu nie ginie, przynajmniej w czasie akcji. Tu zakończą się, i to zakończą pomyślnie, cierpienia Atrydów. Ale trafiamy w miejsce ponure. Tu właśnie z ołtarza ofiarnego w Aulidzie przeniesiona została Ifigenia. Tu została kapłanką w świątyni Artemidy. Straszny to kraj, straszna świątynia. Jej zwieńczenie jest rude od krwi, a na fryzie wiszą czaszki. Są to czaszki cudzoziemców, bo zgodnie z obowiązującym w Taurydzie zwyczajem każdy cudzoziemiec, szczególnie przybyły z Grecji, musi zostać złożony w ofierze Artemidzie. Żałosny jest los Ifigenii, która z żalem wspomina dom, a tu odczuwa straszliwość ofiary, w której uczestniczy:

„Kapłanką mnie w tej świątyni zrobiła,

Gdzie takim kultem cieszy się bogini

Artemis – tylko imię jej w tym piękne,

Resztę przemilczę z obawy przed bóstwem –

Że jeśli tylko Grek w ten kraj przybędzie,

Ja go poświęcam, a innym przypada

Tajnie go zabić tam, wewnątrz przybytku.”

(cyt. ibidem)

Te właśnie słowa: „tylko imię jej w tym piękne”, wyrażają wiele. Ifigenia zdaje się dostrzegać jakąś niestosowność, jakąś niezgodność z jej wyobrażeniem o porządku świata. To już nie tylko żal do sprawców jej nieszczęścia, to również przerażenie faktem, że bóstwo oczekuje krwawych ofiar. Tu, w tym barbarzyńskim kraju. Następne słowa Ifigenii są jeszcze mocniejsze:

„Ganię przedziwne pomysły bogini.

Ona, gdy mordem splami się śmiertelnik,

Gdy położnicy dotknie albo trupa,

Do swych ołtarzy go nie puszcza – zmaza!

A sama cieszy się ofiarą z ludzi!

To nie do wiary: żona Dzeusa, Leto,

Tak nierozsądnej córki mieć nie mogła!

Nie wierzę w ucztę Tantala dla bogów,

Którzy się mieli raczyć mięsem chłopca –

Raczej tubylcy, sami ludożercy,

Swój błąd bogini pragną przypisywać.

By miał ktoś z bogów być zły, nie uwierzę!”

(cyt. ibidem)

To ciekawe. Świadczy bowiem o tym, że wśród starożytnych Greków, niemyślących o swoich bogach w kategorii Absolutu, pojawiali się już tacy, którzy dostrzegali w każdej niedoskonałości owych bogów zakłócenie naturalnego porządku, kosmicznej harmonii. A może to po prostu tęsknota za taką harmonią, za doskonałością boskiego porządku.

Droga do poznania Prawdy, Dobra i Piękna bywa trudna i ciernista, ale warto nią podążać. Przewodniczką może być też grecka tragedia, jedno z największych osiągnięć naszej cywilizacji.

jan0403
O mnie jan0403

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura