Postępowe i oświecone środowiska w imię pojednania z Rosją nawołują do zapalenia zniczy sowieckim żołnierzom. Wyzwolicielom (polecam książkę W. Suworowa pod tym tytułem). Zwykłym chłopakom. O tym, że to pomylenie z poplątaniem, nie trzeba chyba nikogo, kto zna historię, przekonywać. Potrafię jakoś tam zrozumieć czyn serca związany z 1 listopada. Ale żeby honorować niosących na bagnetach kolejną okupację na rocznicę 9 maja? Która jeszcze kilka lat temu była symbolem sowieckiej megalomanii i zakłamywania historii?
O zachowaniu sowieckich żołnierzy w "wyzwalanej" Polsce dobrze wiedzą starsze pokolenia. Świetnie ujął to D. Tusk (to nie ironia) mówiąc, że żołnierz sowieccy nie mogli nieść nam wolności, bo sami wolni nie byli. Ale jak widać, dziś ma już inne zdanie na ten temat. Tym niemniej tamte słowa zapadły mi w pamięć i muszę przyznać, że były trafne, jak mało które. Ale dziś "środowisko" mówi inaczej. Zatem i premier zapewne tamtego stwierdzenia nie powtórzy.
Zapytajcie na Górnym Śląsku, czy Sowieci zastanawiali się, czy mieli do czynienia z Polakami, czy Niemcami. Moja rodzina wie coś o tym.
Być może niektórzy spośród tych chcących należeć do oświeconego i postępowego towarzystwa razem z A. Wajdą i jego żoną, zapalą te znicze dla sowieckiego żołnierza, zapalą je dla swojego biologicznego dziadka z Armii Czerwonej. O czym sami nie mają pojęcia, a co przez całe życie było tragedią ich babć.
