Na Wielkanoc wybrałem się do domku letniskowego nad Narwią koło Różanu. Na miejsce nie mogłem dojechać bo 100 m gruntowej drogi zalegały zaspy zmarzniętego śniegu miejscami prawie do metra wysokości. Zdobyłem się tylko na odkopanie kilkumetrowej wnęki koło szosy i tam zostawiłem samochód. W świąteczne dni napadało ponad pół metra mokrego śniegu, który połamał wiele drzew i gałęzi oraz pozrywał linie energetyczne. Chwycił mróz, co prawda tylko kilkustopniowy, ale trzymał przez tydzień. W rezultacie kopny śnieg leżał do połowy kwietnia.
W tym samym czasie nasza oświecona żurnalistyka mainstreamowa straszyła nas chorobami tropikalnymi, które – wedle ich zapowiedzi – miały nas zaatakować lada dzień. Zaś wymowni eksperci jęli wygłaszać w mediach opinie, wedle których – z powodu ocieplenia klimatu – zanikły przejściowe pory roku, to jest wiosna i jesień i teraz po zimie od razu będzie następowało lato, a po lecie zima.
A co my widzimy? Wiosna, choć spóźniona, jednak nadeszła i to nie najcieplejsza. Zieleń jednak wprost eksplodowała i nasza miejscowa przyroda szybko nadrabia zaległości, np. dęby mają już świeże przyrosty na ok. 35-centumetrów.
Od pewnego czasu obserwuję pilnie portal meteorologiczny „sat24”. W ostatnim tygodniu, tak jak prawie przez cały maj, można tam było obserwować nocne i poranne przymrozki, które szczęśliwie ominęły Polskę poza Tatrami. Występowały natomiast (pomińmy Alpy, Pireneje i Skandynawię) w Estonii i Łotwie w Szkocji i Irlandii Północnej, w dolinie Renu przy granicy Niemiec z Belgią, a nawet w środkowej Francji i wewnątrz Hiszpanii oraz nad Zatoką Biskajska.
W naszych mediach o tym cicho sza. Żadnego z naszych dziennikarzy, nawet tych z Sieci i Do Rzeczy, nie zainteresowało to, jak takie „ocieplenie” jest komentowane w krajach doświadczonych wspomnianymi przymrozkami. A może udaje się tam, że ich nie ma?. Nie, nasi dziennikarze, tak „głównego ścieku” jak i „niezależni” nie chcą zaspokoić mojej ciekawości.
