Jan Kalemba Jan Kalemba
480
BLOG

Zamataczone śledztwo smoleńskie

Jan Kalemba Jan Kalemba Polityka Obserwuj notkę 5

Prowadzenie śledztw w sposób nie wyjaśniający, lecz
zaciemniający jest specjalnością organów ścigania III RP. Motywem takiego
postępowania – poza prozaicznym kunktatorstwem lub lenistwem – bywa też
działanie na zlecenie w celu ukrycia niedbalstwa i zaniechań różnych organów
państwa, czasem wręcz głupoty osób nimi kierujących.

Przykładem niech będzie sprawa strzelaniny w Magdalence w
marcu 2003 r. Tuż po północy 23 antyterrorystów przystąpiło do szturmu
jednorodzinnego domu, z którego broniący się natychmiast otworzyli ogień – jak
później ustalono – z 29 jednostek broni palnej, między innymi pistoletów
samopowtarzalnych Glock i TT, pistoletów maszynowych Skorpion, Uzi i Glauberyt,
karabinków Kałasznikowa, broni myśliwskiej i strzelb gładkolufowych.
Odpierający atak posługiwali się też granatami ręcznymi i odpalanymi zdalnie
materiałami wybuchowymi.

Wybuchł pożar w wyniku czego budynek zawalił się. W ruinach
znaleziono później zwłoki dwóch mężczyzn. Ze wspomnianego pododdziału policji 2
oficerów poległo, a 18 funkcjonariuszy zostało rannych. Z militarnego punktu
widzenia szturm należy uznać za katastrofę, bo straty atakujących wyniosły 87%
stanu osobowego. Na dokładkę nie było na miejscu nawet karetki medycznej...

Natomiast już z samego rana, w radiowych „Sygnałach dnia”
szef MSWiA Krzysztof Janik nie miał żadnych wątpliwości, że w atakowanym
budynku bronili się tylko ci dwaj, których spalone zwłoki zostały zidentyfikowane, a byli to ścigani
gangsterzy Robert Cieślak i Igor Pikus. Minister Janik już o szóstej rano był
tej identyfikacji całkowicie pewny.

Zatkało mnie, gdy usłyszałem, że pan minister jest tak pewny
– bez żadnych analiz – tej natychmiastowej identyfikacji. Wiadomo przecież, że
upozorowanie czyjejś śmierci przy pomocy spalonych zwłok, to bardzo stary numer
kryminalistyczny. Wzmiankowane wyżej okoliczności zdarzenia – o których
dowiedziałem się później – wskazują zaś, że akcja była tak nieprzygotowana i
chaotyczna, że nie zauważono by nawet tłumu opuszczającego posesję...

Pan minister wyartykułował ocenę zdarzenia, która zawierała
chyba wyraźną wytyczną śledztwa – zagmatwać, a nie wyjaśnić! I tak dochodzenie
nic istotnego nie wyjaśniło chociaż wiadomo było, że wspomniani gangsterzy
współpracowali z informatorem policji, a wśród gliniarzy krążyły wieści o tym,
że ktoś z „firmy” im pomagał. Co prawda postawiono w stan oskarżenia troje
oficerów policji – w tym sympatyczną blondynkę, która wówczas dowodziła
warszawskimi komandosami policyjnymi – ale przygotowano taki materiał dowodowy,
że sąd ich uniewinnił...

No i wreszcie to najważniejsze śledztwo w dziejach
współczesnej Polski. Śledztwo w sprawie śmierci delegacji lecącej 10 kwietnia
2010 r. do Smoleńska, w tym Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej, naczelnego
dowództwa Wojska Polskiego w pełnym składzie, prezesa Narodowego Banku
Polskiego, prezesa Instytutu Pamięci Narodowej, wicemarszałków Sejmu i Senatu,
Posłów i Senatorów, sekretarzy stanu kancelarii prezydenta i rządu, całej
delegacji katyńskiej, załogi rządowego samoloty Tu-154 oraz funkcjonariuszy
BOR, razem 96 osób...

Śledztwa tego właściwie u nas w Polsce nie ma, bo premier
Tusk ochoczo przystał na to, aby prowadził je Komitet Śledczy Prokuratury
Generalnej Federacji Rosyjskiej. Czynności, które są prowadzone przez polskich
śledczych są w istocie częściami tego śledztwa rosyjskiego, prowadzonymi w
ramach pomocy prawnej. Dlatego próbki pobrane przez polskich specjalistów na
okoliczność badania śladów materiałów wybuchowych musiały być pozostawione w
Rosji, a do Polski trafiły po miesiącach wskutek oddzielnego wniosku polskiej
prokuratury.

Ciekawe z jakiego powodu polscy specjaliści nie pobierali
próbek wraku na okoliczność badania czy wybuch w ogóle miał miejsce i
ograniczyli swoje zainteresowania tylko do śladów materiałów wybuchowych?
Eksplodują przecież nie tylko materiały wybuchowe.

Konstruktor firmy Boeing, dr inż. Wacław Berczyński
stwierdził – „Mówiąc ‘eksplozja’, mam na myśli zjawisko fizyczne powodujące
falę uderzeniową i określone zniszczenia. Nie musi to oznaczać wybuchu np.
bomby, bo tego nie wiemy. Uszkodzone elementy skrzydła są jednocześnie
zbiornikami paliwa i to tymi, które są opróżniane najwcześniej w czasie lotu.
Mogło więc dojść do wybuchu gazów pozostałych po paliwie. Rozerwanie kadłuba na
zewnątrz i odrzucenie części tylnej kadłuba również musiało być skutkiem
wybuchu. Stan zwłok ofiar katastrofy także na to wskazuje. Musiały doznać
przeciążeń znacznie większych niż te, które mogą być skutkiem spadku samolotu
z wysokości 20 m. na błotniste podłoże”.

Notabene komisja Anodiny stwierdziła, że na ciała ofiar
katastrofy smoleńskiej zadziałało przeciążenie rzędu 100 g. Tym samym
potwierdziła niechcący, że przyczyną katastrofy był wybuch, bo upadek z 20 m
samolotu lecącego 270 km/h może wygenerować przeciążenie o wartości 5 do 6 g.

No i wieści z ostatniej chwili – „Prokuratura nie potwierdza
wybuchu”.

Jak wiadomo pół prawdy jest w istocie pół kłamstwem, a więc
nie informacją lecz dezinformacją. Przecież na zlecenie prokuratury
przeprowadzono tylko badanie na obecność śladów chemicznych po eksplozji
materiałów wybuchowych.

Niestety nie przeprowadzono badań zniszczeń fragmentów wraku
Tu-154, na podstawie których można by stwierdzić, czy eksplozja – bez względu
na to, co ewentualnie wybuchło – w ogóle miała miejsce.

Z głupoty prowadzi się takie wyjaśnia, które zamącą, czy ze
świadomą intencją?



 

Jan Kalemba
O mnie Jan Kalemba

NARÓD TO CI KTÓRZY BYLI, SĄ I BĘDĄ

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka