Straszą nas panem Macierewiczem mędrcy nawołujący do bojkotu
referendum w sprawie niewiasty o uroczym pseudonimie „Bufetowa”.
Ale to już było – pozwalam sobie przypomnieć.
Na początku lat 90. mieszkałem na warszawskiej Sadybie.
Nieomal tuż za oknami miałem tam całodobowy sklep z alkoholem, który mieścił
się w uroczym pawiloniku u zbiegu ulic Limanowskiego i Gołkowskiej. Każdej nocy
rozgrywały się pod nim sceny tzw. dantejskie – ryki, krzyki, bijatyki,
tłuczenie butelek, a samochody zatrzymywały się tam oraz ruszały z miejsca z
rozgłośnym i fantazyjnym piskiem opon.
Okoliczni mieszkańcy musieli to znosić, bo żadne
interwencje, prośby ani groźby nie były w stanie tego zmienić.
Wreszcie, chyba gdzieś tak w styczniu lub lutym 1992 roku,
kładąc się spać późnym wieczorem, wyczułem jakąś zmianę, której istoty zrazu
nie umiałem nazwać. Kręciłem się zaniepokojony w pościeli, aż nagłe mnie
olśniło – CISZA. Otworzyłem okno i nic – cisza taka, że aż słychać mruczącą
lampę latarni oddalonej o 50 m. Pewno zamknęli ten zasmarkany sklep –
pomyślałem...
Jakież było moje zdziwienie, gdy idąc rano do pracy
stwierdziłem, że wzmiankowany sklep funkcjonuje i jak głosi napis – całą dobę.
Stanąłem z rozdziawioną gębą nic nie rozumiejąc, aż z za rogu wyłoniło się
dwóch młodych policjantów krocząc niespiesznie przez ulicę – „To takie proste”
– pomyślałem.
Wszędzie o każdej porze dnia i nocy można było wtedy w
Warszawie podziwiać piesze patrole policji. Od 23 grudnia 1991 r. Ministrem
Spraw Wewnętrznych był wówczas pan Antoni Macierewicz.