Jarosław Kaczyński jednak się zdecydował. Dziś ma kilkanaście punktów procentowych straty do Bronisława Komorowskiego, ale nie jest to różnica nie do pokonania. Ważny jest potencjał tkwiący w danym kandydacie. Problem prezesa PiS polega na tym, że ma bardzo dużą część elektoratu, która utrwaliła sobie jego nieprzyjazny wizerunek.
Dlatego poprzednio pisałem o tym, że z punktu widzenia PiS lepszy byłby kandydat z większym "otwarciem na centrum". Takim kandydatem miał być Joanna Kluzik-Rostkowska i ta kandydatura była poważnie rozważana przez liderów partii. Miała ona tę zaletę, że była bardzo trudna do zaatakowania, nawet przez "Gazetę Wyborczą" czy feministki. Była "bezpieczna" z lewa i z prawa. Radio Maryja mogłoby nie być zachwycone, ale pewnie i tak, gdyby otrzymała namaszczenie prezesa PiS, dostałaby poparcie. Ale tak się nie stało.
Władze PiS poszły na kompromis. Kluzik-Rostkowska zolstała szefowa sztabu i to ona będzie teraz bardzo aktywna w mediach. Ona będzie "rozmiękczać" elektorat centrowy.
Kluczowe pytanie jest takie, jakim pokaże się Jarosław Kaczyński, kiedy przestanie milczeć. Dla swojego twardego elektoratu jest to bez znaczenia. Mógłby nic nie mówić i tak dostanie poparcie. Ale bazując tylko na twardym elektoracie nie wygra wyborów. Musi przekonać część tych, którzy do nie dawna za nim nie przepadali.To trudne, ale paradoksalnie w tak dramatycznej sytuacji, w jakiej się znalazł, nie jest niemożliwe.
Będzie jednak poruszał się po cienkiej linie. Jedno zdanie za dużo może zablokować jego szanse.
W podobnej sytuacji jest Komorowski - jedno nietrafne zdanie może go kosztować dużo - ale on nie ma tak dużego lektoratu negatywnego. Podejrzewam więc, że w kampanii obaj główni gracze będą bardzo ważyć słowa.
Sztab Platformy tylko czeka na to, by PiS i Kaczyński przeszli do ataku. To dla nich idealna sytuacja. PiS wie, że nie może dać się sprowokować. Ale w kampanii, zwłaszcza przy temperamencie Jarosława Kaczyńskiego nie będzie to łatwe. Stawka jest poważna. Bo Kaczyński ciągle ma szanse na wygraną, choć nie ośmielam się przewidzieć, czy to się uda. A przegrana z Komorowskim, "kandydatem zastępczym" Platformy byłaby bolesna.