Jarosław Kapsa Jarosław Kapsa
667
BLOG

Test społecznej wrażliwości

Jarosław Kapsa Jarosław Kapsa Polityka Obserwuj notkę 6

 Biedny jest klientem a nie elektorem. Głos biednego nie ma większego znaczenia w wyborach, stosunkowo łatwo nim manipulować, otumanić, pozyskać odwołującym się do emocji p.r-rem.

Do 15 kwietnia minister ds pomocy społecznej ma ustawowy obowiązek przedstawienia Komisji Trójstronnej informacji o wysokości minimum egzystencji (ustawa o pomocy społecznej, art 9). Komisja ma możliwość na tej podstawie wystąpić do rządu o zmianę kryterium interwencji. W tym roku, ta ustawowa formalność może być rzeczywistym testem wrażliwości społecznej.
Minimum egzystencji wyliczane przez Instytut Spraw Społecznych przyjmuje jako podstawę niezbędny zakres wydatków bytowych umożliwiających przeżycie. 91% przyjętego koszyka cen stanowią wydatki na żywość i mieszkanie. Wartość owego minimum powinna stanowić podstawę wyznaczania kryterium dochodowego uprawniającego do korzystania z zasiłków. Zgodnie z ustawą kryteria powinny być zmieniane co trzy lata.
Ostatnia zmiana nastąpiła w 2006 r, rząd ustalił wskaźniki na poziomie 477 zł dochodu na osobę samotną i 351 zł na osobę w rodzinie. W zeszłym roku z powodu kryzysu finansów publicznych zdecydowano o niepodnoszeniu tego wskaźnika. Tymczasem już w 2008 r kryterium zrównywało się z wartością minimum egzystencji. W 2009 r minimum wyliczone na osobę w rodzinie wynosiło 392 zł. W latach 2008-2009 wartość koszyka dóbr podstawowych rosła szybciej niż inflacja: koszty mieszkaniowe rosły w skali 7-9% rocznie, ceny żywności – 5-6%. Nie znamy jeszcze wyliczeń za 2010 r, przyjąć jednak można, że wzrost wydatków bytowych ponownie wyprzedził wskaźnik inflacji. Najgorsza jednak sytuacja występuje w tym roku, mamy do czynienia z dwucyfrowym wskaźnikiem wzrostu cen z koszyka minimum egzystencji. W takiej sytuacji wręcz obowiązkiem Komisji Trójstronnej powinno być skorzystanie z możliwości wynikającej z artykułu 9 ustawy o pomocy społecznej i wystąpienie do rządu o zmianę kryterium dochodowego. Nie istnieje kraj cywilizowany, który świadomie zaniżając wskaźniki odcina od pomocy publicznej osoby uzyskujące dochody znacznie poniżej minimum egzystencji. Takie bowiem ustalenie podważa sens istnienia instytucji pomocy publicznej.
Można, oczywiście, dowodzić, że pomoc społeczna jest źle adresowana, nie uwzględnia powszechnego zjawiska dorabiania w szarej strefie czy innych drobnych oszust. Tylko, że takie uwagi nie dotyczą kwestii kryterium dochodowego, a jeżeli to także w aspekcie negatywnym. Zaniżone kryterium zachęca do oszustwa. Rodzina z dwójką dzieci nie przeżyje za 1404 zł, płacąc za mieszkanie, zapewniając codzienny posiłek, kupując niezbędne środki higieniczne i ubrania (nawet w szmatex-ie); kryterium dochodowe niszczy więc niezaradnych uczciwych, premiując zaradną kombinację. 
Ucieczka rządu od odpowiedzialności za zapewnienie wszystkim przynajmniej minimum gwarantującego przeżycie, tłumaczona jest dobrem finansów publicznych. Jest to ważny argument, zwłaszcza mając w pamięci konieczność wdrażania oszczędności ograniczających życie na kredyt.
Politycy  przed wyborami nie  podejmą też decyzji, by odebrać bogatszym, by ratować najbiedniejszych. 15 kwietnia może być tylko werbalnym testem, gdy lewica przypomni sobie, że istotniejszą cechą formacji powinna być  obrona słabszych a nie walka z Kościołem; a PiS odgrzebie idee solidarności....Taki efekt nie przyniesie jednak  nikomu (prócz polityków) satysfakcji.
 Może więc zaryzykować inne rozwiązanie: zmianę zasad. Pomoc społeczna powinna być zadaniem własnym samorządów i one powinny ustalać zasady jej udzielania. Także kryteria dochodowe. 351 zł ma inną wartość na wsi pod Biłgorajem, inną w Warszawie. Gminy mogą obiektywniej ocenić potrzeby i precyzyjniej interweniować. Przesunięcie odpowiedzialności na gminy rodzi jednak kolejny poważny problem. Tam, gdzie jest najwięcej oczekujących pomoc, są także najniższe dochody własne samorządów. W przeliczeniu na osobę dochody miasta Kalety są kilkanaście razy mniejsze niż dochody w Sopocie; a głodne dzieci są bardziej problemem Kalet niż kurortu nadmorskiego. Istnieje jednak i dziś mechanizm wyrównawczy, zwany   podatkiem janosikowym, na mocy którego bogatsze gminy oddają część swoich dochodów biedniejszym. Jeśli ten podatek ma mieć jakiś sens, zróbmy go podatkiem solidarnościowych. Uczyńmy go formą dotacji celowej przeznaczanej wyłącznie na pomoc społeczną. 
Trzeba szukać rozwiązań. Nie może być tak, że kosztem ratowania finansów publicznych obciążamy tylko jedną grupę – najbiedniejszych. Nie jest moralne  żerowanie na ich niewiedzy i niezaradności, gdy strach nie pozwala ruszyć przywilejów innych, bogatszych grup społecznych. Gdy rosną ceny chleba, warzyw, mięsa, podstawowych produktów niezbędnych do życia, odmowa pomocy jest niedopuszczalna. Czas więc coś z tym zrobić.

chciałbym to wiedzieć...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka