Jarosław Kaczyński podczas swego ostatniego wystąpienia 10.04. br. na Krakowskim Przedmieściu mocno podkreślił znaczenie jedności po stronie środowiska patriotycznego. Dostał oczywiście brawa, ale w przestrzeni pozostało pytanie jak tę jedność należy rozumieć. Czy ma to być jedność pod niekwestionowanym przywództwem PiS, czy jedność celów i wartości realizowany przy współpracy niezależnych organizacji ?
Oba warianty brzmią idealistycznie.
Wiadomo z obserwacji rynku (każdego), że najostrzejsza konkurencja jest wśród podmiotów z tego samego segmentu. Dlatego SLD reaguje szczególnie ostro na poczynania RP, a Solidarna Polska ZZ usiłuje dokopać PiSowi. Sytuacja na rynku mediów też nie dziwi. Starcia między "Uważam Rze" a Gazetą Polską można uznać za normę.
Ale
Co innego brak współpracy i dbałość o jakość własnego produktu, a co innego wzajemne dyskredytowanie i machanie siekierą na lewo i prawo. Myślę, że JK rozumie ryzyko i zagrożenie dla wszystkich środowisk patriotycznych, jakie mogą wynikać z ostrości podziałów. Dlatego Prezes PiS bardzo powściągliwie ostatnimi czasy wypowiada się np. o rozłamowcach. Natomiast podczas wspomnianego wystąpienia na Krakowskim Przedmieściu poza Radiem Maryja nie wymienił z nazwy i nie podziękował za aktywność (choć powinien) żadnym stowarzyszeniom i organizacjom działającym w ramach Ruchu im. Lecha Kaczyńskiego. Była to zapewne kara za obecność na kongresie „Solidarnej Polski ZZ” przedstawicieli niektórych z nich.
Zastosowany został w tym przypadku język dyplomacji nie rozgrzewający tłumów, ale czytelny dla adresatów.
Takiej dyscypliny nie wykazują partyjni rozłamowcy usiłujący doskoczyć do 5% poparcia i to specjalnie nie dziwi. Muszą docierać do wyborców z emocjami, nawet jeśli budzi to uczucie odrazy – niestety.
Jednakże przymusu kąsania nie mają, wręcz mieć nie mogą osoby (wybitne) używające na co dzień głowy, a nie zębów. Dlatego z rozczarowaniem przeczytałem w ostatnim „Uważam Rze” felieton Waldemara Łysiaka. Ujawnił (co bardzo dobrze) napięcia między tygodnikiem, a konkurecją czyli Gazetą Polską. Jednak (co bardzo źle) radaktorów opisał wieloprzymiotnikowo i obrzucił błotem Józefa Szaniawskiego nie motywując tego dostatecznie (z dyplomacją USA ma JS chyba dobre relacje???).
Jeśli deklarowana przez autora dbałość o ścisłą współpracę prawicy jest szczera, to cały tekst raczej do poczty wewnętrznej się nadaje. Tym bardziej, że epitety mało merytoryki wnoszą, a napawają gorzką zadumą i rodzą obawę eskalacji.
Reasumując: każdego mogą ponieść nerwy, ale czasami trzeba wybierać między głoszeniem szczytnych ideałów, a dobrym własnym samopoczuciem.