Podtytuł powinien brzmieć tak jak tytuł artykułu w Rzepie sprzed 2 tygodni : Polska , spełniony sen endeka. Wśród powszechnego polskiego narzekactwa i niezadowolenia ze stanu państwa i ze wszystkiego innego, ten głos mocnej krytyki ze strony emerytowanego historyka emigracyjnego, współpracownika Giedroycia , Kultury Paryskiej , współautora Zeszytów Historycznych bardzo boli, tym bardziej, że uzasadniony jest w niewielkiej jedynie części. Nie jesteśmy znowu tacy źli, jak pisze o nas emigracyjny autor. A oto głowne tezy autora:
1 / Polska to spełniony sen endeka. Polacy to nacjonaliści, myśla Dmowskim chociaż im się wydaje,że jest inaczej. Najwyżej kilka osób w Polsce myśli kategoriami Polski wielonarodowej ( autor jest piłsudczykiem, federalistą).
ad1/ Teza o tym ,że piastowska linia propagandy komunistycznej zbieżna jest z przedwojennymi celami endecji , znana jest polskiej opinii publicznej bodajże od początków PRL-u. Jej sztandarowym (chociaż nieprawdziwym) dowodem było wypuszczenie z więzienia w 1945 roku Bolesława Piaseckiego przez generała Sierowa ( zastępcę Berii ) i włączenie się tegoż Piaseckiego do budowy demokracji ludowej na odcinku katolików -patriotów. Teza ta obecna była również w publicystyce słynnego Kisiela, który z paxem miał na pieńku i dość często tropił wśród komunistów poglądy nacjonalistyczne. W końcu Moczar i jego heca antysemicka w 1968 roku, wielokrotnie była analizowana w tym aspekcie przez niezależnych, opozycyjnych publicystów. Ja w każdym razie znam ją od dziecka, czyli od środkowego PRL-u . To , że tylko kilku ludzi w Polsce myśli federalistycznie jest w oczywisty sposób fałszywe - wystarczy policzyć. Na tym portalu jest ich conajmniej kilkadziesięciu, jeśli nie kilkuset inernautów.
2 / Prawdziwa Polska mówiła po polsku, białorusku i ukraińsku. Po ulicach prawdziwej Polski chodzili Żydzi . Nie liczył się język, wyznanie czy przynależność etniczna ; ważna była lojalność wobec państwa. Obecna Polska jest monotonna, jednoplemienna i jednoetniczna, liczy się przynależność do wspólnoty jednojezykowej i jednowyznaniowej.
ad2 / Autor w tym i kilku innych punktach odnosi się do idealnego obrazu Polski przed 1939 rokiem, idealizuje ją. Nie należy się temu dziwić, bo zna tamta Polskę tylko teoretycznie; mieszkał w niej do 16 roku życia a więc za krótko , żeby poznać życie praktycznie. Należy więc przypomnieć, że mniejszości etniczne wymienione przez autora nie okazały się w 1939 roku lojalne wobec panstwa polskiego. Poczynając od radości z "wyzwolenia", napadów na dwory i pojedyńczych żołnierzy polskich oraz ostrzeliwania całych oddziałów ( często przemarsz musiał zmieniać się w pacyfikację) zarówno w kantonie białoruskim jak i ukraińskim, poprzez masowe uczestnictwo tamtejszych Żydów, Ukraińców i Białorusinów w niższych strukturach władzy sowieckiej i czerwonej milicji, wydawaniu w ręce NKWD przedstawicieli polskiej elity, aż do rzezi wołyńsko-galicyjskiej w 1943 roku. Masowego exodusu ludności polskiej z kresów południowo-wschodnich na przełomie wojny i pokoju, która spowodowała , że obecnie na Lwowszczyźnie mieszka mniej Polaków niż na rozstrzelanej przez Stalina Żytomierszczyźnie, nie uważa autor za zdrowy przejaw niechęci do obcoplemieńców i zrozumiały po koszmarze czystek etnicznych odruch poszukiwania bezpieczeństwa w homogennej wspólnocie. Poza tym, autor rzucając przykład licznej obecności prawosławnych we wschodniej AK czy w Korpusie Andersa nie widzi,że te same procesy, które spowodowały falę endecką w społeczeństwie polskim, nieco później spowodowały podobną falę nacjonalizmu wsród Litwinów, Ukraińców i Białorusinów. Te jego opowieści o kolorycie Kresów to taka polska odmiana "Chaty Wuja Toma". Trzeba też mieć trochę rozsądku i zdolności porównawczych ,żeby dostrzec, że kraj taki jak przedwojenna Polska z 30 procentowym odsetkiem mniejszości narodowych, nie mógł być krajem demokratycznym. Polacy musieli dyskryminować te mniejszości - nie było innego wyjścia , z wiadomym skutkiem w 1939 roku.Wreszcie autor nie stawia pytania jak wyglądałaby PRL ze znaczącą ilością mniejszości etnicznych, choćby Ukraińców ( tych na szczęście masowo w latach 1945-1946 wywieziono z Polski do Galicji Wschodniej ), czyż nie byłaby to wspaniała pożywka dla polityki dziel i rządź, bat na krnąbrnych Polaków, gdyby zachciało się im protestować,czy nawet do stymulowanie antypolskiej irredenty na południowym wschodzie ( wiadomo,że na Białostoccczyźnie przez cały PRL tlił się konflikt pomiędzy Polakami a Białorusinami, którzy byli podstawową bazą dla komunistów i zasilali szeregi milicji; konflikt ujawniał się przy okazji np. Solidarności w 1980-81 roku; nawet teraz Białorusini chętniej głosują na SLD- baza wyborcza Cimoszewicza) . Co by było gdyby przemyskie, chełmszczyznę i Bieszczady zamieszkiwała zwarta masa 600-800 tysięcznej ludności ukraińskiej? Łatwio więc autorowi teoretyzować nt wspaniałości państwa wielonarodowego, gorzej z praktycznym podejściem do trudności z tym związanych, zwłaszcza , że Polacy przez cały okres PRL-u byli przedmiotem polityki i nie mogli kształtować tych stosunków swobodnie . Ostatecznie słabo bo słabo , ale toczy się w Polsce dyskusja o korzyściach i wadach kraju jedno i wieloetnicznego - w kontekście obecności silnego etnosu muzułmańskiego w krajach zachodnich, dobrze byłoby ten problem dobrze przemysleć, a nie ulegać czarowi XVI-to wiecznej Rzeczypospolitej.