Jarosław Jędrzyński Jarosław Jędrzyński
528
BLOG

„Róbta co chceta”, czyli mądry Gowin po szkodzie

Jarosław Jędrzyński Jarosław Jędrzyński Polityka Obserwuj notkę 1

Podejmowany od dłuższego już czasu przez polskiego premiera oraz jego ministrów ogromny trud, którego celem jest budowa profesjonalnej konkurencji dla czołowych polskich zespołów kabaretowych, po początkowych sukcesach, zaczyna niestety przynosić skutek nie do końca zamierzony. Po prostu coraz częściej przestaje być śmiesznie, a zaczyna być strasznie, strasznie żenująco dla odmiany. Głównym sprawcą takiego stanu rzeczy stał się tym razem minister Gowin. Wpadł on na ciekawy pomysł odwrócenia uwagi publicznej od „drobnych wpadek” i niezamierzonych porażek własnego środowiska polityczno-rządowego i skierowania społecznego niezadowolenia na środowiska obce, ale co do zasady szkodliwe, bo „hermetycznie” pozamykane, a więc niedostępne dla innych, całkowicie otwartych środowisk. W ten sposób słynne hasło WOŚP „róbta co chceta” znalazło swoją osobliwą, bo wymyśloną z wielkim trudem na najwyższych szczeblach władzy parafrazę, zwaną dalej „deregulacją”.

Czymże jest ta deregulacja? Pierwszy jej etap dotyczył tworzenia rządu i polegał na powierzaniu tek ministerialnych osobom nie mającym specjalnego pojęcia o resortach, którymi mieli kierować. Przykład nr 1 to min. Gowin we własnej osobie. Obecny, drugi etap deregulacji to upowszechnienie etapu pierwszego w formie zastąpienia zasady, wg której aby wykonywać wybrane czynności zawodowo i za wynagrodzeniem, należy posiadać odpowiednie wykształcenie, wiedzę, przygotowanie merytoryczne, a czasem też jakąkolwiek praktykę - inną zasadą, taką mianowicie, że potrzeba trochę lub dużo mniej, a w wielu przypadkach to właściwie oprócz dobrych chęci nic więcej. Oczywiście bez przesady. Taksówkarz jednak będzie musiał posiadać czynne prawo jazdy, a adwokat w praktyce to samo co wcześniej...

Na pierwszy ogień ma pójść 49 zawodów, potem kolejnych 180. A więc hurtowo. Medialnie jednak na pierwszej linii wystąpiły rzecz jasna zawody nieruchomościowe (pośrednik & zarządca) oraz taksówkarze. Dlaczego? Trudno powiedzieć, może to najbardziej pożądane „przez wszystkich” zawody, do których najtrudniej się dostać? Faktycznie jest raczej na odwrót. Natomiast delikatnie mówiąc, są to profesje cieszące się najbardziej przeciętną sympatią społeczeństwa, zwłaszcza w jego skromniej wyedukowanej części, a więc pozostające wdzięcznym obiektem potencjalnego ataku.

Bardzo ciekawa, dająca do myślenia, była wygłoszona przez min. Gowina teza, jakoby nonsensem było zdawanie egzaminu z topografii miasta w dobie nawigacji GPS przez taksówkarzy. Czy łatwo sobie wyobrazić taksiarza, który po otrzymaniu zlecenia dłuższą chwilę w ciężkim skupieniu majstruje coś przy nawigacji zanim przekręci kluczyk w stacyjce? Na pewno łatwiej niż chirurga ze skalpelem w jednej i atlasem anatomicznym w drugiej dłoni, pochylonego nad stołem operacyjnym. Niemożliwe? W świetle ostatnich informacji o masowo ściągających na egzaminach rodzimych studentach medycyny, to tylko kwestia czasu. Czy minister Gowin myśli już powoli o deregulacji zawodów medycznych?

Tego nie wiemy. Wiemy jednak, w jaki sposób minister uzasadnia swój pomysł – udaną deregulacją zawodów prawniczych kilka lat temu. Czy była ona udana, to kwestia do dyskusji. Ciekawe jest jednak, że minister porównuje ułatwienia w dopuszczeniu do zawodów prawniczych młodych, ambitnych, świetnie wyedukowanych absolwentów prawa do sytuacji, w której do innych zawodów, też często wymagających akademickiej wiedzy, dopuszczana ma być tzw. „ulica”, czyli każdy chętny. I tu najlepszym przykładem są profesje nieruchomościowe: pośrednik, zarządca oraz nieco później rzeczoznawca majątkowy.

Przemyślana deregulacja w polskich warunkach ma oczywiście sens, o ile uwzględnia specyfikę konkretnego rynku pracy, stopień jego rozwoju, czy uwarunkowania społeczno-ekonomiczne. Jednak to co proponuje Gowin, to odstąpienie od wymagań merytorycznych, od konieczności zdobycia podstawowych kwalifikacji przez osoby, które zechcą podjąć się wykonywania profesji, których specyfika wymaga konkretnej wiedzy i umiejętności. W przypadku rynku nieruchomości, który u nas jest zacofany o jakieś 50 lat w stosunku do Zachodu, będzie to oznaczało tylko pogłębienie tego zacofania i nie przyrost, ale bolesny spadek miejsc pracy. Licencje to jest jeden z niewielu elementów porządkujących i cywilizujących nasz rynek real estate. Ich likwidacja odbierze jakikolwiek prestiż i godność tych profesji, a całemu rynkowi perspektywę rozwoju w pożądanym kierunku. Ale to się okaże dopiero post factum i tak jak w przypadku poprzednich kompromitacji obecnego rządu, zaliczymy kolejnego „mądrego ministra po szkodzie”.  

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka