W parku Dreszera ciemnieje,
zmierzch odkrywa szorstkość
spacerowiczów porosłych kolcami.
Trzęsę się z zimna, sam się jeżę i milczę.
Siedzę na oblodzonej ławce.
Samotność pochłonie wszystkich,
zżera nas z kolczatkami, gwoździami, ostrzami.
Powoli.
Taki fakir cierpiący na niedobór żelaza.