W Polsce nie było komunizmu.
Już nigdy więcej PRL po 1956 r. nie będę nazywał komunizmem.
To była pragmatyczna monarchia, rządzona przez królów o trochę lewicowych poglądach, którzy w swoich działaniach niechętnie uwzględniali dyrektywy płynące z Moskwy, stolicy mocarstwa, którego armii potrzebowali do obrony polskiej granicy na Odrze i Nysie.
Była więc pragmatyczna monarchia z pozorami demokracji. Królem był szef Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, któremu podlegała ta partia, rząd oraz satelitarne partie i organizacje społeczne.
Król był najważniejszy.
On podejmował kluczowe decyzje.
Miał realną władze, a nie taką udawaną, jak królowa brytyjska, która nie ma nic do powiedzenia, bo rządzą politycy, wybrani w demokratycznych wyborach.
Szef PZPR był prawdziwym królem, jak w średniowieczu.
Zakres jego władzy był naprawdę duży.
To była skuteczna i mądra władza.
Czasami brutalna dla przeciwników, ale skuteczna.
Każdy z polskich królów po 1945 r. miał spore osiągnięcia.
Odbudowali ją ze spalonch wsi i miast - my, ze e spalonch wsi i miast.
Nawet Bolesław (chyba II) Bierut w latach 1945-1948. On nawet do kościoła na msze chodził.
Pozostali publicznie byli ateistami.
Choć wszyscy byli ochrzczeni.
Jaruzelski nawet do szkoły katolickiej chodził. Nie wiem, czy dziś potrafi modlić się. Ale mógłby spokojnie nawrócić się. Ma wielu przyjaciół w Kościele katolickim, bo żaden polski król więcej dla Kościoła katolickiego nie zrobił niż Wojciech I Jaruzelski. Mogą mu więc pomóc w nawróceniu się.
Zachęcam, Panie generale. Wiara w Boga i modlitwa nie bolą. Pomagają.
Moja żona ma pretensje do ojca, pułkownika Wojska Polskiego, że po 1989 r. nie wziął ślubu kościelnego z jej mamą, która zamarła w 1995 r.
Żona ma rację.
Nie lubi za to ojca.
Ja też nie rozumiem, dlaczego nie wziął ślubu kościelnego. Teść mógł to zrobić dla żony, zwłaszcza, że rok był w seminarium duchownym, nim uciekł do szkoły oficerskiej.
Chyba obawiał się reakcji kolegów.
A może stał się jednak zatwardziałym ateistą.
Ja też, przez kilka lat w młodości twierdziłem, że Boga nie ma.
Pokłóciłem się z nim o drobiazg. Z jakiegoś przedmiotu w Technikum Elektrycznym potrzebowałem ze sprawdzianu czwórki, modliłem się do Boga o pomoc, a dostałem trzy z plusem.
Obraziłem się więc i przestałem chodzić na msze i na lekcje religii do kościoła.
Przekonywałem kolegów w internacie, że Boga nie ma.
Pamiętam, że jednego, Wiesława Prądzyńskiego, na kilka minut przekonałem. Wyszedł z pokoju przekonany Jednak zastanowił się. Wrócił po minucie. Otworzył drzwi i powiedział: "A jednak jest" i poszedł do swojego pokoju.
Dziś jest księdzem. Ma doktorat. Może zostanie biskupem.
Po kilku latach i ja wróciłem do kościoła. Pomogła mi moja wielka młodzieńcza miłość, Jolanta Pałucka, która chodziła do kościoła, więc i ja zacząłem.
Nie wiem więc, jakie były relacje z Bogiem naszych królów po 1945 r. To bardzo osobista sprawa.
Ale, że można o nich pisać "królowie", jestem przekonany.
Najlepszym polskim królem w historii był Władysław V Wiesław Gomułka.
Ale zły nie był też król Edward I Gierek, bo otworzył polską gospodarkę na Zachód. To było mądre, przynosiło dobre efekty. Kredyty w większości zostały właściwie spożytkowane.
I wszystko byłoby dobrze, gdyby polskie społeczeństwo nie oszalało w latach 1980-1981.
Kolejny król Wojciech I Jaruzelski, którego agenci, przyczynili się do wybuchu tego szaleństwa, też zachowywał się racjonalnie.
Wyprowadził nas z tego szaleństwa bez wielkich ofiar, a mogły ich być tysiące, gdyby działał nierozważnie.
Bilans jego dokonań w sumie jest pozytywny, bo trudno mieć do niego pretensje, że organizując ze Stanisławem Kanią spisek przeciw Edwardowi Gierkowi, nie przewidział wybuchu szaleństwa Polaków.
Nigdy i niegdzie na świecie nie było takiego wybuchu szaleństwa. Trudno wiec było je przewidzieć.
A politycy z PZPR poradzili sobie z nim.
Doczekali do przełomu w ZSRR, gdzie władze zdecydowały w 1988 r. o demontażu komunizmu w całym Układzie Warszawskim, i ludzie Jaruzelskiegosprawnie przeprowadzili transformację pragmatycznej monarchii w demokrację. Tym razem zupełnie bez ofiar.
Władza królewska Wojciecha I Jaruzelskiego była nawet większa niż Władysława V Wiesława Gomułki, bo ten ostatni musiał liczyć się z opinią Biura Politycznego PZPR. Zaś po wprowadzeniu stanu wojennego 13 grudnia 1981 r. partia straciła na znaczeniu. Liczyła się głównie wola króla.
W 1990 r. ostatni król polski Wojciech I Jaruzelski oddał władzę demokratom
No i jak ich oceniacie?
Mądrzejsi są od naszych królów?
Który z nich dorasta do pięt Władysława V Wiesława Gomułki?
Żaden.
Najlepszy z nich – premier Leszek Miller nie dorasta.
Polska miała dobrych królów w II połowie XX wieku.
W I połowie XX wieku był był król - Józef Piłsudski, prawdziwy zamordysta.
Ale on był kiepskim królem.
Za jego czasów polska gospodarka zwijała się, ludzie żyli coraz biedniej.
A jego państwo, II RP, upadło 4 lata po jego śmierci, bo zostawił je w rękach głupich ludzi.
Państwo zbudowane przez naszych ostatnich królów – III RP – trwa w swoich granicach do dziś. Trwa i rozwija się, choć jest coraz bardziej zadłużone, grozi mu bankructwo.
Ale to wina szaleństwa Polaków w latach 1980-1981 oraz ostatnich działań demokratów.
Nasi ostatni królowie zwykle zachowywali się racjonalnie.
Skoro Piłsudskiemu wybaczamy blisko 400 zabitych w wojnie domowej w maju 1926 r., to naszym królom z lat 1956-1990 możemy wybaczyć 44 zabitych w grudniu 1970 r. i kilkudziesięciu zabitych w latach 80. XX wieku.
Cześć i chwała więc naszym ostatnim królom:
Władysławowi V Wiesławowi Gomułce,
Edwardowi I Gierkowi,
Wojciechowi I Jaruzelskiemu.
To nasi przodkowie, nasi przywódcy, nasi królowie.
I tym sposobem wybaczyłem Wojciechowi I Jaruzelskiemu.
Więc powinienem się przeprosić z monarchistą Adamem Wielomskim, redaktorem naczelnym portalu Konserwatyzm.pl, z którym pokłóciłem się o Jaruzelskiego.
Wiem, że prawdziwa monarchia nie jest taka zła, jak ją malują demokraci.
Nadal jednak uważam, że demokracja ma więcej elementów funkcjonalnych, a mniej dysfunkcjonalnych niż monarchia.
Choć im dłużej przyglądam się demokracji w wielu krajach, tym mniej mam pewności, co do jej przewagi nad monarchią.
Ale prawdziwą monarchię w średniowiecznym stylu, gdy król ma realną władzę, a tak było w Polsce w latach 1956-1990.
Jerzy Krajewski