Jeśli więc żałobnicy smoleńscy chcą porównywać te dwa wydarzenia, niech wyciągną wniosek z papieskiej śmierci. Niech zakończą żałobę.
Jutro pierwsza rocznica katastrofy smoleńskiej. Atmosferę społeczną po tym wydarzeniu często porównywano do klimatu po śmierci Jana Pawła II. Chętnie robili to zwłaszcza zwolennicy PiS-u. Wówczas sprzeciwiałem się takiemu postawieniu sprawy. Bo śmierć papieża była śmiercią kogoś kto był dla Polaków ojcem. Ale nie miała charakteru tragicznego. Odszedł człowiek wiekowy, bardzo schorowany. A więc ta śmierć miała charakter naturalny. Mówił o tym sam Ojciec Święty, prosząc by pozwolono mu odejść do Domu Ojca. W przypadku Smoleńska mieliśmy do czynienia z wydarzeniem tragicznym, nagłym. Odeszli ludzie w kwiecie wieku. W pełni sił twórczych. Mieli rozliczne plany, osierocili żony i dzieci. To był prawdziwy dramat. Moim zdaniem tych wydarzeń nie można porównywać. Smoleńsk był czymś zdecydowanie dramatyczniejszym. Skoro jednak zwolennicy porównania żałoby smoleńskiej z żałobą po śmierci Jana Pawła II tak chcą, to muszą być konsekwentni. Otóż żałoba papieska prędko się skończyła. Nie zmieniła się w dramatyczne wezwania, obchodzone kolejne miesięcznice. Nikt nie mówił, że ta żałoba – zwłaszcza w jej PUBLICZNYM wymiarze - będzie trwać do końca świata. Bo dla wszystkich było naturalne, że każda żałoba ma swój kres. Dziś już nawet słyszymy – i słusznie – że Kościół nie będzie obchodził kolejnej rocznicy 2-ego kwietnia. Bo będziemy mieli patronalne święto błogosławionego papieża. Dzień radości. Jeśli więc żałobnicy smoleńscy chcą porównywać te dwa wydarzenia, niech wyciągną wniosek z papieskiej śmierci. Niech zakończą żałobę. Bo jeśli będą ciągnąć ją w nieskończoność, to będzie to dowodziło jednej z dwóch rzeczy: albo brak im chrześcijańskiej cnoty nadziei, albo też ta wieczna żałoba służyć ma całkiem nie żałobnym celom. Szczerze mówiąc – nie wiem co gorsze. Bo to by oznaczało, że z odejścia Jana Pawła II nie wyciągają żadnej lekcji.