Do Lwowa przyjeżdża dziś coraz więcej Polaków. I pewnie mają różne wrażenia. Czasem inne od moich, a czasem zbieżne z nimi. Ale zawsze wyjeżdżają stąd pełni fascynacji, oddania i miłości do tej lwowskiej ziemi. Wyjeżdżają by – jak najprędzej tu wrócić…
Dziś kilka wrażeń z Lwowa. Wrażenie pierwsze. To piękne miasto. Tak jak pisałem wczoraj – rozmach urbanistyczny Paryża, Rzymu czy Wiednia. Miasto bardzo zniszczone. I za bardzo nie widać, gdzie można by znaleźć środki na tej skali, niezbędną jego renowację. Perspektywę europejską Ukrainy – jeśli po prostu odłożymy ją na bliżej nieokreśloną przyszłość – i tak będzie to sukces.
Wrażenie drugie. W sensie skoku cywilizacyjnego miastu i jego okolicom nic nie dało Euro 2012. Nowoczesny, ale nie powalający stadion stoi gdzieś na uboczu. Prawie w szczerym polu. I nic innego nie wskazuje na to – odwrotnie niż u nas – że odbywał się tutaj ten turniej. Baza hotelowa, drogi, inne inwestycje infrastrukturalne – może gdzieś są, ale ja ich naprawdę nie widziałem. Jakiekolwiek polskie drogi, w porównaniu do ukraińskiej średniej to prawdziwe autostrady…
Wrażenie trzecie. Granica. Przywykliśmy już chyba do schengenskich standardów. I po tym przywyknięciu to jest prawdziwy wstrząs. Kilometrowe kolejki, godziny czekania, zmęczeni do granic możliwości ludzie. Moim zdaniem takie restrykcje wjazdowe dla naszych wschodnich sąsiadów to czysty absurd. Przestępcy zawsze – łatwo i szybko – poradzą sobie z wizą czy graniczną kolejką, a reżim ten po prostu bije w zwykłych ludzi. Polska – jeszcze bardziej niż dziś – winna być dla naszych wschodnich sąsiadów ambasadorem ruchu bez wizowego.
Wrażenie czwarte. Rola polskiego Kościoła na Ukrainie. W 1990 roku, na terenie dawnej Archidiecezji Lwowskiej było 13 parafii i 8 księży. Dziś te liczby to 352 i 150. I jeśli tak jest, jeśli do tych placówek i kościołów – a często i do całych miejscowości – wróciło życie, to dzieje się tak dzięki dziesiątkom niezmordowanych, ofiarnych, często szerzej nieznanych polskich kapłanów. Tak. Swoją nagrodę z pewnością odbiorą za to w niebie, ale już dziś, zwykła ludzka sprawiedliwość zwyczajnie wymaga by głośno o tym mówić.
I wreszcie wrażenie piąte. Martyrologia mieszkańców tego miasta podczas ostatniej wojny. Martyrologia podwójna: niemiecka i sowiecka. Podczas tego pobytu, symbolem jej skali pozostaną dla mnie Wzgórza Wóleckie. To tu – by nie popełnić krakowskiego błędu – Niemcy rozstrzelali ponad 40tu profesorów Uniwersytetu Jana Kazimierza…
Jedno jest krzepiące. Do Lwowa przyjeżdża dziś coraz więcej Polaków. I pewnie mają różne wrażenia. Czasem inne od moich, a czasem zbieżne z nimi. Ale zawsze wyjeżdżają stąd pełni fascynacji, oddania i miłości do tej lwowskiej ziemi. Wyjeżdżają by – jak najprędzej tu wrócić…