Jacek Kobus Jacek Kobus
189
BLOG

Idąc za ciosem

Jacek Kobus Jacek Kobus Rozmaitości Obserwuj notkę 0

Tuż po tym jak, idąc za ciosem, szczęśliwie przewiozłem na Bubie kolejną panią wizytującą nasze włości (zdjęcia, mam nadzieję, będą...) przyszło mi się zmierzyć z pytaniem: dlaczego Polacy nie kupują koni achałtekińskich..?

Odpowiedzi na to pytanie jest wiele. Dlaczego Polacy nie kupują koni achałtekińskich konkretnie ode mnie, to jasne - bo nie mam tu wypasionej stajni ze złotymi żłobami, nie urządzam "Pucharu Boskiej Woli" na ten przykład w polo, nie sposób w krzakach obok naszej posiadłości wpaść na ukrywających się tu paparazzich (już łatwiej na grzyby, albo na kupę śmieci...). Jednym słowem:zadawanie się ze mną nie należy do czynności przysparzających prestiżu. Dlaczego ktokolwiek miałby zamieniać swoje ciężko zarobione pieniądze na coś, co nie jest prestiżem..?

 
Owszem, dla rosyjskich czy chińskich oligarchów posiadanie takiego konia jak moje JEST sposobem na wzbudzenie szacunku lub zazdrości wśród kolegów oligarchów. Putin ma kilka takich koni.
 
Najczcigodniejszy Prezydent Turkmenistanu w siodle
 
Do Polski jednak ta moda nie dotarła. I na pewno za moją sprawą - nie dotrze. Ponieważ przedmiotem mrocznych żądzy ludzi bogatych może stać się to i tylko to, co posiada ktoś inny, kto też jest bogaty. W ten sposób ludzie bogaci poznają się wzajemnie ("poznać pana po cholewach...") i wyróżniają z tłumu zwykłych śmiertelników, dla których podobny luksus nie jest dostępny.
 
Nota bene - w szerszym ujęciu to, co napisałem akapit wyżej wyjaśnia także, dlaczego w Polsce ludzie bogaci na ogół bardzo rzadko interesują się jakimokolwiek końmi. A to dlatego - że nie znam innego kraju poza Polską, w którym niezłe konie wierzchowe byłyby AŻ TAK TANIE!
 
Taniość koni wierzchowych w Polsce (całkiem spokojnie można dostać konia "pod tyłek" i za kilka tysięcy złotych - i wcale nie będzie kulawy na wszystkie cztery nogi...) sprawia, że nie są one dobrem luksusowym, nie przynoszą prestiżu i trudno zazdrościć ich posiadania kolegom - oligarchom...
 
Oczywiście: na aukcjach w Janowie co roku sprzedaje się kilkanaście - kilkadziesiąt koni w cenach, powiedzmy, "światowych" - od kilkudziesięciu tysięcy euro wzwyż.
 
Niestety, to jest czubeczek czubeczka góry lodowej..! Wręcz - śnieżynka na wierzchu tej góry...
 
Nie dysponuję statystykami, które pozwalałyby oszacować jaki kapitał ulokowany jest "w koniach" gdzie indziej. Nie wiem, czy takie statystyki w ogóle istnieją. Łatwo jednak zauważyć, że finansową elitą wśród koni są przede wszystkim konie pełnej krwi angielskiej.
 
Czołowe ogiery i klacze w tej rasie zmieniają właścicieli za kwoty, przy których wyniki janowskich aukcji to zaledwie liga okręgowa - tam chodzą sumy rzędu wielu milionów euro, dolarów lub funtów za pojedynczego konia.
 
Ponieważ najlepsze konie pełnej krwi angielskiej są niewyobrażalnie wręcz drogie, a zarazem ich posiadanie (i wystawianie do gonitw lub używanie w hodowli) wiąże się ze sporym ryzykiem - wolny rynek wynalazł nawet ponownie, po wielu wiekach zapomnienia, metodę ubezpieczania tak cennych, a ryzykownych przedsięwzięć, stosowaną w średniowieczu przez arabskich czy włoskich kupców handlujących orientalnymi przyprawami i tkaninami. Mało kto (poza może królową brytyjską i paroma szejkami...) pozwala sobie na posiadanie tak drogich koni indywidualnie, na własny rachunek. Znacznie częściej - wykupuje się ułamkowe udziały w spółkach posiadających wiele takich koni..!
 
Dzięki temu nawet, jeśli jeden z wartych wiele milionów czempionów dozna wypadku na torze lub w czasie rozrodu (koni pełnej krwi angielskiej nie wolno inseminować sztucznie - to ograniczenie, które władze ksiągi stadnej narzuciło, aby zapobiec obniżeniu się ceny...) - nie traci się całego majątku.
 
W Polsce ostatnim koniem pełnej krwi angielskiej wartym tak wielkich pieniędzy był Ruler hodowli Ludwika hr. Krasińskiego, padły w Roku Pańskim 1904...
 
Niewiele niższe ceny osiągają na świecie czołowe konie sportowe: używane w konkurencjach skoków przez przeszkody lub ujeżdżenia. Również pod tym względem, Polska jest ewenementem na skalę światową - tak tanich koni sportowych jak u nas - nigdzie indziej nie ma..!
 
Oczywiście wszędzie na świecie ostatnie paroksyzmy zdychającego demo-liberalizmu spowodowały zbiednienie klasy średniej, za czym także i ceny przeciętnych koni - spadły. Głośno było o koniach porzucanych samopas w Irlandii. Ostatnia afera z koniną w rzekomej wołowinie wiosną tego roku - ma zapewne dużo wspólnego z deficytami w budżetach brytyjskich stajni wyścigowych (ryzyko wyścigów polega na tym, że koń wyścigowy "negatywnie zweryfikowany" na torze - bardzo często nadaje się już tylko na mięso, bo nawet do żadnej "rekreacji" użyć się go nie da...).
 
Nigdzie chyba jednak - nawet w Niemczech, o których kiedyś może opowiem osobno, bo ich "koński przemysł", który już zresztą opisywałem na łamach "Końskiego Targu" (tylko, nie mając na chodzie stacjonarnego końputera - straciłem na razie dostęp do tego materiału...), moim zdaniem skończy się wkrótce naprawdę piękną katastrofą..! - konie nie są tak tanie jak w Polsce.
 
Dlatego koni w Polsce praktycznie się nie leczy - po co leczyć, kiedy tak łatwo można jednego zastąpić drugim..?
 
Skąd się biorą absurdalnie niskie ceny koni w Polsce - to temat na osobne, a gorzkie rozważania. Ogólnie, wygląda to jak skutek celowego sabotażu ze strony niemiłościwie nam panującego gosudarstwa. Sabotażu uprawianego na wiele sposobów. Zaczynając od gospodarki niektórych państwowych stadnin, pozostających w zarządzie Agencji Nieruchomości Rolnych Skarbu Państwa (a zwłaszcza od tego, jak ta polityka wyglądała przez minione ćwierćwiecze...), przez piramidalnie bzdurne "programy ochrony ras rodzimych", aż po "kwestię służewiecką".
 
Pojęcia nie mam, dlaczego niemiłościwie nam panujące gosudarstwo miałoby tak złośliwie i tak szkodliwie sabotować właśnie tak mało istotny element naszej gospodarki jak hodowlę koni - z czego wychodzi, że stan ten nie może być skutkiem czego innego, jak tylko pospolitej głupoty - głupoty tych, tak zwanych "działaczy", którzy np. z ramienia PZHK - mieli byli przez ostatnie ćwierć wieku hodowlą koni w Polsce zawiadywać.
 
Muszę już kończyć, bo laptop Lepszej Połowy, na którym piszę, zaczyna się przegrzewać. Urywam tedy te rozważania posępne właściwie na granicy wstępu - ale obiecuję do nich jeszcze wrócić przy najbliższej okazji: chciałbym przejść następnie do rozważań o prywatyzacji i własności prywatnej ogólnie.
 
Teraz, jedno tylko, ale istotne zastrzeżenie: otóż - nie spodziewajcie się, żeobniżę cenę moich źrebiąt TYLKO DLATEGO, że brak chętnych, by je kupić. Co to, to nie..! Prędzej je zarżnę i zjem, niż zgodzę się je oddać za pół darmo, tylko dlatego, że majętni Polacy to buraki i prostaki, które się na koniach nie znają...
Jacek Kobus
O mnie Jacek Kobus

bloguję od 2009 roku, piszę od 1990 - i ciągle nie brak mi nowych pomysłów...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości