Jacek Kobus Jacek Kobus
320
BLOG

Czy życie warto brać na serio..?

Jacek Kobus Jacek Kobus Rozmaitości Obserwuj notkę 0

Jesteśmy oboje cierpiący. Przez wzgląd na zranione ramię, Lepsza Połowa zażyczyła sobie wczoraj urlopu od gotowania. Kupiłem w Warce kebab z baraniny w ostrym sosie. No i teraz ponosimy konsekwencje...

 
 
K..wa mać! Dawno miałem to napisać, tylko zapomniałem. Czy my się przypadkiem nie cofamy już nie do średniowiecza nawet - a do paleolitu..? Choć i w paleolicie, jak tego kopalnie krzemienia w Krzemionkach Opatowskich dowodzą - było już coś takiego jak "podział pracy", a nawet "handel" i to - wcale dalekosiężny..!
 
 
Tymczasem w tej chwili wygląda na to, że jak ktoś chce zjeść pomidora bez pestycydów czy innego gówna - to sam musi go sobie wyhodować. Jak chce napić się mleka prosto od krowy, to powinien tę krowę sam przy domu trzymać i własnoręcznie doić. Mleko, którego czasem zdarza się nam próbować na wsi - do konsumpcji się  W ŻADNYM RAZIE nie nadaje: jedzie zgnilizną, nie zsiada się, tylko jakoś dziwnie kiśnie i ogólnie jest błeee...
 
Co wygląda na sumaryczny skutek szprycowania krów lekami, skarmiania podejrzanych kiszonek na bazie zjełczałej kukurydzy - i wymaganego przez Jewrosojuz natychmiastowego schładzania udojonego mechanicznie mleka, od czego większość pożytecznej flory bakteryjnej ginie.
 
No a teraz doszliśmy też do wniosku, że jak się chce zjeść kebab z baraniny - to trzeba najpierw w stado owiec zainwestować...
 
 
To jest szaleństwo! Czy za chwilę nie okaże się, że wypicie porannej kawy (właśnie piję drugą: tak mnie wieczorem wciągnął Stieg Larsson, że poszedłem spać o całkiem niewiejskiej porze, czyli o północy - a wstać trzeba było, trzech nocnych przerw na karmienie koćkodana nie licząc, jak zwykle - przed szóstą...) - nie wymaga aby posiadania własnej plantacji..?
 
Wiele rzeczy już się nam udało w Boskiej Woli na końskim nawozie wyhodować, niektórych egzotyków nie wyłączając - ale kawy, doprawdy, nie gwarantuję! Osobliwie, że nawet gdyby mieli rację oszołomi od "efektu cieplarnianego" (w który, jak zapewne Państwo pamiętacie, jakoś nie chce mi się wierzyć - link) - to trudno oczekiwać, aby na raptem 120 metrach n.p.m., takową plantację w jakichkolwiek okolicznościach przyrody skutecznie dało się założyć..!
 
Przenieść się na Madagaskar..?
 
 
A trzeba się w tym celu dać obrzezać, czy wystarczy "podpaść" jakimś sfiksowanym na tle czystości rasowej oszołomom..?
 
Lał bym na to wszystko ciepłym moczem, gdyby chodziło li i jedynie o dioksyny, oksydanty czy inne gówna, których nie widać gołym okiem.
 
Problem polega na tym, że pomiędzy naszym pomidorem z ogródka, a pomidorem NAWET z targu (o sklepowym, czy "supermarketowym" nie wspominając...) istnieje KOLOSALNA różnica w smaku, której moje zepsute obecnym dobrobytem kubki smakowe już nie potrafią ignorować.
 
 
Mleko, które czasem przywozi nam matka Radka, druha mego serdecznego (link i link) - zdecydowanie odbiega od moich wspomnień z dzieciństwa, kiedy to chodziłem co wieczór do sąsiada z kanką po mleko prosto z udoju i niejeden raz - wypijałem połowę nim wróciłem do domu...
 
No a baranina... Przepraszam Państwa na chwilę!
 
Uuuu....
 
 
No dobra. Przechodzę do konkluzji. Lepsza Połowa pyta, czy obecny "trynd", skazujący ludzi na samowystarczalność nie jest przypadkiem dowodem na cykliczność dziejów?
 
Jak już na wstępie zaznaczyłem - nie mam takiego poczucia, bo podział pracy i handel istniały odkąd ludzie są ludźmi. Jeśli zatem mamy do czynienia z powrotem - to nie do jakiejś "prahistorii", tylko wręcz - "do czasów przedludzkich".
 
Może o to chodzi..? O to, żeby sprowadzić ludzi do poziomu mięsa: bezmyślnego, bezwolnego, bezczynnego - bo czyż nie stanie się bezczynnym, bezwolnym i bezmyślnym mięsem ludzkość pozbawiona zmysłów smaku i powonienia, poczucia estetyki i zamiłowania do przyjemności..?
 
Życia nie warto brać NAZBYT serio! Rozindyczanie się o słowa, osobliwie tak mało ważne jak te wygłaszane w sieci (zdecydowanie podtrzymuję to, co napisałem wczoraj - link: ogromna większość tego, co dzieje się w sieci, wszystkie nasze spory, wojny, bitwy, kłótnie i z ogromnym nieraz nadęciem ogłaszane "programy" - to są igrzyska dla proli, piana bez najmniejszego znaczenia, mowa - trawa, której nikt poważny nie czyta i nie słucha i od której ani kamyk nie drgnie w rzeczywistości...) - to zwykła głupota. Że wielu ludzi jej ulega, to nic dziwnego. Zawsze twierdziłem, że większość "elektoratu" to głupcy..!
 
Jeśli warto cokolwiek brać na serio, to Piękno. O ile złudny urok absolutnego dobra niejeden raz prowadził do Większego Zła - to jakoś nie potrafię sobie przypomnieć wojny spowodowanej li i jedynie zamiłowaniem do przyjemności i piękna (no dobra - wojna trojańska... ale - to dość stare dzieje - i jak ładnie opowiedziane?!).
 
 
Lepsza Połowa mimo rany smaży nam na śniadanie udka z kurczaka w sosie grzybowym (wielkiego wysypu grzybów ciągle jeszcze nie ma, ale suszarkę mamy od wczoraj pełną...). A poza tym - z niewielkim tylko w stosunku do prognozy pogody opóźnieniem rozpaduje się właśnie. Chyba będę musiał zaniedługo ściągnąć stado pod wiatę: deszcz na dziś zapowiadano dłuuugi i intensywny - nie wysuszą się inaczej...
Jacek Kobus
O mnie Jacek Kobus

bloguję od 2009 roku, piszę od 1990 - i ciągle nie brak mi nowych pomysłów...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości