Jerzy Lackowski Jerzy Lackowski
591
BLOG

Polska "polityka" historyczna w cieniu przepraszania

Jerzy Lackowski Jerzy Lackowski Rozmaitości Obserwuj notkę 14

Od kilku dni czytamy w polskiej prasie o zamiarze wyprodukowania przez Rosjan, z inicjatywy ich państwowej agencji filmowej, filmu dokumentalnego o losie sowieckich jeńców, wziętych do niewoli w czasie wojny polsko-bolszewickiej. Wg oficjalnej rosyjskiej wersji owi jeńcy byli mordowani przez Polaków. Ta kłamliwa opowieść powraca w przestrzeń publiczną regularnie od dwudziestu lat, nie spotykając się ze zdecydowaną reakcją polskich polityków oraz większości polskich mediów głównego nurtu. Dotychczas brak skontrapunktowania owych kłamstw wyraźnym opisem barbarzyńskich zachowań sowieckich żołnierzy w stosunku do polskiej ludności cywilnej oraz do naszych jeńców. Przejście bolszewików przez Polskę w 1920 r. znaczyły gwałty, rzezie i pożogi, a naszych jeńców czerwonoarmiści  najczęściej mordowali, szansę przeżycia mieli jedynie szeregowi żołnierze. Zamiast zadawać Rosjanom proste pytania o losy naszych jeńców, mamy do czynienia z tłumaczeniem się z niepopełnionych zbrodni. Polacy jeńców nie mordowali, przestrzegając  Konwencji Haskiej (którą ignorowali bolszewicy), a zmarli w naszych obozach sowieccy żołnierze byli ofiarami szalejących wówczas chorób zakaźnych. Nie można zapominać, że służby sanitarne odradzającego się polskiego państwa starały się w miarę swoich możliwości walczyć z nimi. Znane są przypadki polskich lekarzy, którzy zmarli zarażając się szalejącymi w obozach chorobami zakaźnymi. Warto także pamiętać, iż istnieją udokumentowane przypadki skazywania przez polskie sądy polskich strażników, którzy brutalnie traktowali jeńców. Tymczasem nikt nie słyszał, aby podobny los spotkał jakiegokolwiek sowieckiego oprawcę, wręcz przeciwnie, brutalne zachowania w stosunku do wziętych do niewoli polskich żołnierzy były czymś zgoła powszechnym i oczekiwanym przez przełożonych rosyjskich strażników. O oficjalnym polskim stosunku do tej kwestii świadczą losy nakręconego przez Annę Ferens polskiego filmu dokumentalnego Co mogą martwi jeńcy?, który jest praktycznie niedostępny dla widzów. Występująca u nas niechęć do podejmowania tej kwestii może sprawić, iż niebawem rosyjska wersja opowieści o jeńcach z okresu wojny polsko-bolszewickiej może zostać przyjęta przez światową opinię publiczną.

Może się tak stać również dlatego, że dość regularnie Polacy są oskarżani o rozmaite mniej lub bardziej wyimaginowane zbrodnie, często zresztą przez własnych rodaków. Już możemy słyszeć i czytać, że nasi przodkowie byli współsprawcami zbrodni na żydowskich współbraciach. Symbolem tego ma być Jedwabne. Tymczasem trzeba zauważyć, że do tej zbrodni nie doszłoby, gdyby nie niemiecka, a wcześniej sowiecka okupacja. Jednak ci, którzy z pasją w imieniu Polaków przepraszają za Jedwabne, biorą w nawias, iż to Polacy (a szczególnie nasze elity) byli bezwzględnie mordowani przez obydwu okupantów i przedstawiają straszną zbrodnię w Jedwabnem bez kontekstu ówczesnych wydarzeń. Obserwując zachowania wielu naszych polityków w sprawie Jedwabnego, można zauważyć, iż takie wydarzenia niebywale ich aktywizują, natomiast zdecydowanie mniejsze zainteresowanie przejawiają oni w podejmowaniu spraw, w których w sposób oczywisty Polacy byli ofiarami. W tej materii klasyczne są zachowania naszych władz w kwestii dokonywanych na Polakach zbrodni na dawnych kresach wschodnich Rzeczypospolitej. Można odnieść wrażenie, że przedstawiciele polskich władz bardziej szanują wrażliwość Ukraińców niż Polaków. Do dzisiaj polskie władze nie były w stanie w sposób zdecydowany wystąpić oficjalnie do władz niepodległej Ukrainy w sprawie rzezi polskiej ludności, jakich dokonywali Ukraińcy. I znowu zbyt łatwo przyjmuje się w Polsce symetryczną wizję, iż Polacy również mają na sumieniu morderstwa na ludności ukraińskiej, bez refleksji nad skalą oraz zauważeniem istotnej różnicy związanej z faktem, iż działania ukraińskie były zorganizowaną etniczną czystką, a polskie efektem samoobrony. Pokaz takich zachowań miał miejsce we Lwowie w czasie niedawnych uroczystości upamiętniania zamordowanych w 1941 r. profesorów lwowskich uczelni, gdy nawet polscy oficjele starannie unikali nazwania zamordowanych polskimi profesorami.

Inny element tego serialu to właściwie brak reakcji polskich władz na sprawę Obławy Augustowskiej, czyli zbrodni jakiej dopuścili się Rosjanie w lipcu 1945 r. w stosunku do mieszkańców polskich wsi z okolic Augustowa i Suwałk. Zamordowano wówczas ok. 600 osób i nic nie słychać, aby Polski Instytut Sztuki Filmowej zamierzał zainicjować nakręcenie filmu na ten temat. Natomiast już wiemy, że będzie wspierał film fabularny o zbrodni w Jedwabnem. Obserwując dominujący w polskim życiu publicznym model prezentowania polskiej historii można dojść do wniosku, że polskie ofiary i zbrodnie dokonywane na Polakach nikogo nie interesują, natomiast wszelkie wydarzenia w których można obarczyć Polaków jakąkolwiek winą są natychmiast eksponowane. Zresztą nasi rządzący skrzętnie omijają uroczystości upamiętniania zbrodni popełnianych na Polakach przez ukraińskich nacjonalistów, podobnie dzieje się w przypadku zbrodni sowieckich. Nie można nie wspomnieć, iż zupełnie pomijana jest kwestia czystki etnicznej, jakiej dokonano na Polakach w Związku Sowieckim pod koniec lat trzydziestych. Również historia relacji polsko-niemieckich jest delikatnie, ale stopniowo modyfikowana, o czym mogli się przekonać uczestnicy jubileuszowych uroczystości III Powstania Śląskiego.

Trzeba głośno i wyraźnie zwracać uwagę, iż w stosunku do Polaków prowadzone były w XX w. przez naszych sąsiadów zorganizowane i systematyczne akty ludobójstwa, klasyczne czystki etniczne. Polaków mordowano tylko z powodu ich narodowości. Natomiast nigdy Polacy nie byli autorami zorganizowanych aktów ludobójstwa. Oczywiście należy piętnować wszelkie zbrodnie i nieprawości, jakie popełniali nasi przodkowie, pamiętając zawsze o tym, iż w każdej ludzkiej zbiorowości zdarzają się czyny podłe i niegodne, które często stymulują zewnętrzne dramatyczne okoliczności. Dramatyzm polskich dziejów XX w. to po prostu walka o przetrwanie narodu, skazanego na zagładę przez ościenne potęgi. Z tej wielkiej próby nasi przodkowie wyszli zwycięsko i może dlatego nasi sąsiedzi podejmują nieustanne wysiłki, aby zrzucić na nich współodpowiedzialność za szaleństwa dwudziestowiecznych totalitaryzmów. Ich zachowania można zrozumieć, ale dlaczego podobnie zachowuje się znaczna część ludzi kształtujących polską opinię publiczną? Przecież w ten sposób uczestniczą oni w obcej polityce historycznej, konsekwentnie prowadzonej przez naszych sąsiadów. Jest zresztą swoistym paradoksem, iż ci właśnie ludzie uważają, że Polska nie potrzebuje żadnej polityki historycznej. Równocześnie z ich inicjatywy dochodzi do ograniczania powszechnej edukacji historycznej w polskich szkołach.

Tymczasem Polska bardzo potrzebuje poważnej polityki historycznej, uczciwie prezentującej nasze dzieje, ukazującej ich prawdziwy obraz, bez retuszowania go bieżącymi potrzebami politycznymi. Jeżeli w dalszym ciągu będziemy poddawani wizjom historycznym osób uważających polskość za uciążliwość, to może się okazać, że przetrwamy jako naród fizycznie, ale stracimy naszą odrębność i tożsamość narodową. Tym, którzy tego nie rozumieją, proponuję analizę działań wielu europejskich rządów, które prowadzą systematyczne działania umacniające tożsamość narodową swoich rodaków. Wśród tych rządów szczególnie wyróżniają się Rosjanie i Niemcy, czyli potomkowie autorów największych tragedii dwudziestowiecznej Europy. Trzeba jednak zaznaczyć, że Niemcy przynajmniej próbują się rozliczyć z własną przeszłością, czego nie można powiedzieć o Rosjanach, a także Ukraińcach. Jeżeli nie chcemy, aby inni pisali naszą historię, powinniśmy wreszcie zacząć poważnie traktować kreowanie obrazu naszych dziejów, szczególnie że momenty chwalebne zdecydowanie przeważają w nich nad momentami niegodnymi, a nasi politycy powinni nie szermować zbyt często słowem "przepraszam", gdyż w ten sposób zmieniają często istotę wydarzeń historycznych i z narodu ofiar zbrodni czynią naród ich sprawców. Niestety od wielu lat główny nurt medialny w Polsce kreśli ciemny obraz polskiej przeszłości i wielu mieszkańców Rzeczypospolitej przyjmuje go za prawdziwy, a z prawdą ma on tyle wspólnego, ile zwyczajne krzesło z krzesłem elektrycznym.

Doktor nauk humanistycznych, absolwent fizyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Nauczyciel akademicki na Uniwersytecie Jagiellońskim, dyrektor Studium Pedagogicznego UJ. W latach 1990 - 2002 wojewódzki kurator oświaty w Krakowie, były doradca parlamentarnych komisji edukacyjnych, w latach 1998 - 2001 członek Rady Konsultacyjnej MEN ds. Reformy Edukacji, w latach 1990 - 2002 radny Miasta Krakowa, były wiceprzewodniczący wojewódzkiego krakowskiego Sejmiku Samorządowego. Członek zespołu edukacyjnego Rzecznika Praw Obywatelskich /w latach 2003 - 2010/. Kieruje pracami Komitetu Obywatelskiego "Edukacja dla Rozwoju". Autor projektu "Szkoła obywateli". Zajmuje się badaniami efektywności funkcjonowania systemów oświatowych i szkół, jakości pracy nauczycieli, zasad finansowania edukacji ze szczególnym uwzględnieniem możliwości wprowadzenia do niej mechanizmów rynkowych.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości