Jerzy Lackowski Jerzy Lackowski
961
BLOG

Opłaty za przedszkola - kolejna batalia premiera Tuska

Jerzy Lackowski Jerzy Lackowski Rozmaitości Obserwuj notkę 16

Od początku nowego roku szkolnego rodzice przedszkolaków w całej Polsce zaczęli otrzymywać informacje o nowych stawkach opłat w przedszkolach publicznych. Od 1 września 2011 r. zmieniły się bowiem zasady ich naliczania. Nowe zasady wprowadziła znowelizowana z inicjatywy minister Hall ustawa o systemie oświaty. Fundamentalna zmiana polega na możliwości ustalania przez gminę opłat za każdą dodatkową godzinę (powyżej pięciu godzin) pobytu dziecka w przedszkolu. Wcześniej obowiązywała w każdej gminie zryczałtowana opłata. Po wejściu w życie nowych przepisów gminy zaczęły dostosowywać lokalne prawo do ustawowych regulacji. Każda gmina stosowała własną kalkulację pojedynczej godziny, różnicując często także stawki w zależności od pory dnia. W efekcie w różnych miejscach kraju pojawiły się bardzo różne stawki, w większości gmin powodując większe lub mniejsze zwiększenie opłat globalnych. Doszło do medialnej burzy, w wielu miejscach kraju rodzice zaczęli głośno wyrażać swoje niezadowolenie. U progu kampanii wyborczej pojawił się problem istotny i irytujący dla wielu potencjalnych wyborców, w tym także tych z dużych miast.

Trzeba podkreślić, iż problem ten nie objawił się nagle, gdyż wcześniej sprawą zajmował się rząd, a następnie parlament, a na końcu swoje uchwały ustalając opłaty podejmowały rady gmin. I nikt zdawał się nie widzieć żadnego problemu. Sądzę zresztą, że gdybyśmy nie byli w trakcie kampanii wyborczej, to ta kwestia nie nabrałaby tak spektakularnego wymiaru, ale w jej trakcie politycy są gotowi na rozmaite działania, byle tylko pozyskać wyborcze głosy. Stąd też, gdy tylko rozpoczęła się medialna zawierucha premier, Donald Tusk zareagował w charakterystyczny dla siebie sposób, stosując zasadę "dobrego cara i złych bojarów". Oto pan premier prezentując ogromną irytację dał do zrozumienia, że to jakieś lokalne samorządowe szaleństwo i pazerność są przyczyną takich podwyżek przedszkolnych opłat. Oczywiście on na to nie pozwoli i oświadczył, że wojewodowie mają przywołać lokalne władze do porządku. Można było odnieść wrażenie, że premier Tusk kompletnie zapomniał o zasadach regulujących funkcjonowanie polskiej administracji publicznej, zgodnie z którymi wojewodowie mają jedynie nadzór prawny nad działaniami samorządów, a nie są żadną władzą zwierzchnią w stosunku do nich. Innymi słowy szef rządu raczył nie zauważyć, iż stosowne uchwały rad gmin musiały być pozytywnie zaopiniowane przez nadzór prawny wojewodów, gdyż inaczej nie mogłyby wejść w życie. Polecając wojewodom skontrolowanie samorządów, premier podważył w istocie wcześniejsze działania ich radców prawnych w tej materii, czyli wyraził pewnego rodzaju votum nieufności w stosunku do swoich urzędników. Trzeba podkreślić, iż od momentu wystąpienia premiera sympatyzujące z rządem media zadbały o to, iżby zatrzeć źródło problemu i oczywiście nikt nie zechciał zauważyć, iż pohukiwanie premiera na samorządy brzmi co najmniej niezręcznie i dalece odbiega od dobrego, politycznego obyczaju. Nikt nie wytknął premierowi, iż poleca wojewodom podejmować działania nie mieszczące się właściwie w obowiązującym porządku prawnym. Ale raz jeszcze okazało się, że w ramach polityki "miłości" można stosować nowatorskie standardy, tworzące nową formę "demokracji".

Tak na marginesie całej sprawy, warto zauważyć, iż wzrost opłat za przedszkola publiczne mógł być ukrytą formą oddziaływania na rodziców, aby jednak wcześniej skierowali swoje dzieci do szkoły, a wówczas owych opłat unikną. Stąd też trzeba raz jeszcze wrócić do źródła problemu, a ten zaistniał dzięki minister Hall i jej pragnieniu zmieniania oświatowej rzeczywistości. Skądinąd to właśnie ona i jej urzędnicy nieustannie podkreślają troskę o zwiększenie liczby dzieci korzystających w Polsce z przedszkoli. Jak widać ich słowa mają niewiele wspólnego z rzeczywistością, ale to też jedna z cech "demokracji miłości".

Równocześnie warto dostrzec, że ludzie uchwalający obowiązujące w Polsce prawo, zarówno w Sejmie, jak też na poziomie rad gmin najczęściej nie zadają sobie trudu wnikania w istotę głosowanych kwestii i orientują się co uchwalili najczęściej w momencie, gdy przepisy wchodzą w życie. Wówczas słyszymy z ich strony najczęściej żenujące tłumaczenia i zapewnienia, że zrobią wszystko, aby przepisy zmienić. Stąd zresztą m.in. bierze się feeria nowelizacji. Tym razem do akcji przystąpili radni, w większości gmin podejmując uchwały zmieniające przyjęte ledwie dwa lub trzy miesiące wcześniej uchwały. I tak np. w Krakowie od podjęcia pierwszej uchwały w tej sprawie minęły dwa miesiące, ale tym razem radni byli wyjątkowo zgodni obniżając opłaty, nawet ci, którzy poprzednio głosowali za wyższymi stawkami, tym razem zmienili zdanie. Niektórzy z nich zechcieli wyjaśnić, iż poprzednio głosując zasady ustalania stawek za godzinę nie zdawali sobie sprawy, jakie będą stawki globalne. No cóż, pewnie nie zdawali matury z matematyki... Najciekawsze jest jednak, że w obydwu przypadkach pojawiły się przekonywające uzasadnienia podjętych uchwał, czyli można by zadać pytanie radnym i przygotowującym projekty uchwał urzędnikom samorządowym, jaka właściwie powinna być stawka. Cała ta sprawa pokazuje bardzo wyraźnie, jak politycy traktują w Polsce wydatki publiczne. Oto właściwie wszystko można uzasadnić, byle tylko było to dla nich korzystne, szczególnie, gdy jesteśmy blisko jakichkolwiek wyborów. Tym razem radni związani z partiami koalicji pragnęli pokazać, że są prospołeczni i tu spotkali radnych związanych z partiami opozycji. W całej tej sprawie są jednak samorządy, które zachowują się poważnie, tzn. nie zmieniają pod zewnętrzną presją swoich wcześniejszych uchwał, pokazując, iż były one podejmowane świadomie po właściwym wyliczeniu kosztów owej dodatkowej godziny.

W całej sprawie dziwi brak wyraźnej reakcji ze strony samorządów i ich organizacji na "akcję premiera", szczególnie, że poza wymiarem formalno-prawnym istnieje jeszcze aspekt finansowy. Oto przedszkola finansowane są całkowicie ze środków własnych gmin, czyli pan premier i jego urzędnicy zaingerowali w obszar działań samorządów, którego budżet centralny nie wspiera. Być może pan premier nie zauważył, iż minister Hall dopiero planuje w ramach swojej kolejnej nowelizacji ustawy oświatowej objęcie przedszkoli subwencją. Jednak póki co ów projekt nawet nie został skierowany do Sejmu.

Ta sprawa, skończy się podobnie, jak kilka wcześniejszych batalii premiera, tzn. prorządowe media ogłoszą kolejny sukces "energicznego" szefa rządu, chociaż nie zostanie rozwiązany żaden z istotnych problemów związanych z dostępem do edukacji przedszkolnej w Polsce, a rozmaite negatywne skutki spowodowanego przez niego zamieszania objawią się później i już nie zostaną zauważone. A poza tym to będzie po wyborach...

Doktor nauk humanistycznych, absolwent fizyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Nauczyciel akademicki na Uniwersytecie Jagiellońskim, dyrektor Studium Pedagogicznego UJ. W latach 1990 - 2002 wojewódzki kurator oświaty w Krakowie, były doradca parlamentarnych komisji edukacyjnych, w latach 1998 - 2001 członek Rady Konsultacyjnej MEN ds. Reformy Edukacji, w latach 1990 - 2002 radny Miasta Krakowa, były wiceprzewodniczący wojewódzkiego krakowskiego Sejmiku Samorządowego. Członek zespołu edukacyjnego Rzecznika Praw Obywatelskich /w latach 2003 - 2010/. Kieruje pracami Komitetu Obywatelskiego "Edukacja dla Rozwoju". Autor projektu "Szkoła obywateli". Zajmuje się badaniami efektywności funkcjonowania systemów oświatowych i szkół, jakości pracy nauczycieli, zasad finansowania edukacji ze szczególnym uwzględnieniem możliwości wprowadzenia do niej mechanizmów rynkowych.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości