Jerzy Lackowski Jerzy Lackowski
630
BLOG

Pójdą, nie pójdą...

Jerzy Lackowski Jerzy Lackowski Rozmaitości Obserwuj notkę 3

Trwa zabawa rządzących sześciolatkami. Dobiega końca pierwsza dekada grudnia, a rodzice obecnych pięciolatków w dalszym ciągu nie wiedzą, gdzie będą kontynuować edukację ich dzieci od 1 września 2012 r. Wprawdzie zgodnie z obowiązującymi przepisami ustawy o systemie oświaty mają one trafić wówczas do szkół, to jednak od kilku miesięcy przedstawiciele rządu informują, iż nastąpi zmiana tego terminu. Trzeba przypomnieć, iż obniżenie wieku rozpoczynania obowiązku szkolnego przez polskie dzieci było wręcz sztandarowym pomysłem byłej minister edukacji Katarzyny Hall. Był to pierwszy z serii jej pomysłów mających "przeorać" nasz system oświatowy. Od samego początku był on mocno kontestowany przez znaczną część rodziców, a z upływem czasu opór rodziców narastał. Pomimo to minister Hall pozostawała głucha na wszelkie głosy protestu, uznając je za przejaw nierozumienia przez rodziców głębi jej pomysłu, który miał przyczynić się jakoby do prawdziwego przełomu w polskiej edukacji. Najczęściej zaniepokojeni rodzice mogli usłyszeć, iż taka zmiana jest konieczna, gdyż obowiązek szkolny rozpoczynany w wieku lat siedmiu jest anachroniczny we współczesnej Europie i nie pomagało zwracanie uwagi, iż obowiązuje on np. w Finlandii mającej najefektywniejszy system oświatowy w Europie.

Obniżenie wieku rozpoczynania obowiązku edukacyjnego przez polskie dzieci zostało przyjęte w znowelizowanej 19.03.2009 r. ustawie o systemie oświaty. Zgodnie z jej treścią od 1 września 2011 r. polskie pięciolatki objęte zostały obowiązkiem przedszkolnym, a od 01. 09. 2012 r. miały rozpocząć obowiązkową naukę w szkole. Trzeba także pamiętać, iż te dzieci objęte zostały również nową podstawą programową, czyli formalnie od 1 września br. powinny one być przygotowywane do rozpoczęcia w 2012 r. nauki w szkole. Tymczasem właśnie od początku bieżącego roku szkolnego rządzący zaczęli wreszcie słyszeć głosy protestu i na nie zareagowali. Oczywiście stało się tak za sprawą kampanii wyborczej, w której najczęściej politycy odzyskują "słuch społeczny". Nagle zarówno premier Tusk, jak też minister Hall zaczęli ogłaszać, iż nastąpi zmiana obowiązkowego terminu rozpoczynania nauki szkolnej przez dzieci sześcioletnie. Jednak czynili to tak, jak gdyby wypowiadane przez nich słowa zmieniały obowiązujące w tej materii prawo. Tymczasem wszelkie zmiany tegoż prawa trzeba przeprowadzić przez Parlament i należało to uczynić przed 1 września 2011 r., gdy pięciolatki rozpoczęły obowiązkową edukację przedszkolną, zaprogramowaną pod kątem pójścia przez nie za rok do szkoły. Można stwierdzić, iż szkoda, że wybory nie były np. rok wcześniej.

Nie mogę nie zauważyć, iż o bałaganie panującym w tej kwestii najlepiej świadczy pewność, z jaką jeszcze w czerwcu na Kongresie Polskiej Edukacji przedstawiciele rządu zachwalali wcześniejsze rozpoczynanie edukacji przez polskie dzieci. Zresztą wówczas właśnie minister Michał Boni publicznie przyznał, iż głównym celem tej zmiany jest wcześniejsze trafianie absolwentów szkół na rynek pracy. To stwierdzenie ministra Boniego umknęło uwadze większości komentatorów, stąd też minister Hall i jej współpracownicy w dalszym ciągu snuli opowieść o cywilizacyjnym zapóźnieniu Polaków na tle Europy. Nagle pod koniec wakacji okazało się, że z tym pomysłem można jednak poczekać i wówczas zaczęły mnożyć się rozmaite inne pomysły rozwiązania tej sprawy. Przy czym, o ile kwestie terminu rozpoczynania obowiązku edukacyjnego przez sześciolatki wymagają zmian w ustawie o systemie oświaty, czyli parlamentarnej debaty i decyzji, to kwestie podstawy programowej regulowane są poprzez rozporządzenie MEN. Stąd też, gdyby rządzący poważnie traktowali swoje obowiązki, to minister edukacji powinna, ogłaszając propozycję zmiany terminu rozpoczynania obowiązku edukacyjnego, wprowadzić odpowiednie zmiany do podstawy programowej dla najmłodszych. Jednak nic takiego się nie stało, a nowa minister edukacji Krystyna Szumilas, poprzednio zresztą pierwsza zastępczyni Katarzyny Hall, ogłaszając, iż termin rozpoczynania obowiązku szkolnego dla sześciolatków zostanie przesunięty o dwa lata dała do zrozumienia, że żadnych zmian w podstawie programowej nie będzie, a kwestie pracy z dziećmi sześcioletnimi, które pozostaną po 01.09.2012 r. w przedszkolach, będą musieli rozwiązywać ich nauczyciele. Można odnieść wrażenie, iż w ten sposób udaje, że nie wie, w jak trudnej stawia ich sytuacji, gdyż będą musieli pamiętać, iż formalnie ich przedszkolaki miały od tego momentu uczyć się w szkole. Tak naprawdę zabawy polityków najmłodszymi sprawią, że znajdą się oni po 1.09.2012 r. w pewnego rodzaju dziurze edukacyjnej. Może to sprawić, iż niezależnie, jakie będą losy rządowej propozycji w Sejmie (dotychczas zresztą żaden projekt nie został do niego skierowany) większość rodziców obecnych pięciolatków zdecyduje się na posłanie ich od 1 września 2012 r. do szkoły. Czyli rząd uzyska to, o co mu od początku chodziło, ale stwarzając wrażenie wsłuchiwania się w głosy obywateli. Formalnie rodzice uzyskają przedłużenie okresu decydowania o ewentualnym wcześniejszym pójściu dziecka do szkoły, ale w rzeczywistości zostaną zmuszeni, aby tak właśnie uczynić.

Trzeba także pamiętać, iż liczba dzieci sześcioletnich w roku 2014 będzie wyraźnie wyższa niż w latach poprzednich, gdyż ten wiek osiągną dzieci z wyżowego rocznika 2008. To kolejny dowód na kompletnie nieprzemyślane decyzje, jakie podejmuje Ministerstwo Edukacji Narodowej. Nowa minister edukacji, będąca wcześniej bliską współpracowniczką Katarzyny Hall pragnie najpewniej zaznaczyć, iż ona również ma własny pomysł "na sześciolatka". W tym wszystkim najgorzej ma ów sześciolatek i rodzice najmłodszych dzieci, którzy nie wiedzą, który rocznik zostanie ostatecznie trafiony wcześniejszym obowiązkiem edukacyjnym. W tej chwili wszystko wskazuje na to, że będzie to rocznik 2008.

Tymczasem cała ta sprawa to klasyczny przykład nieliczenia się rządzących z obywatelami. Od początku zamazywano istotę tego przedsięwzięcia mamiąc rodziców niezwykłymi korzyściami, jakie odniosą ich dzieci, gdy zajmie się nimi wcześniej zorganizowany system oświatowy. Gdyby liczono się z obywatelami to nie doszłoby do zmiany wieku rozpoczynania obowiązku edukacyjnego, a jedynie pojawiłoby się rozwiązanie umożliwiające rodzicom (na podstawie własnej decyzji) kierowanie sześciolatka do szkoły bez zbędnych formalności. Jednak takie rozwiązanie możliwe byłoby w sytuacji, w której biurokraci szanują prawa rodziców do decydowania o losach dzieci. Niestety do Polski coraz mocniej przenikają rozmaite niebezpieczne dla rodzin trendy, zgodnie z którymi należy, jak najwcześniej ograniczyć wpływ rodziców na wychowanie dzieci. Państwa zaczynają zachowywać się, jak właściciele obywateli, którzy ograniczają ich naturalne prawa.

Cała historia batalii rodziców o prawo do decydowania o losie sześciolatków ukazała, jak ludzie reprezentujący obecnie polskie państwo traktują obywateli i ich potrzeby. Otóż werbalnie tworzą oni nieistniejącą rzeczywistość, udając iż przychylają się do ich postulatów, ale równocześnie cichutko, ale skutecznie uniemożliwiają ich spełnienie. Na "grze sześciolatkami" najgorzej wyjdą dzieci, najprawdopodobniej z roczników 2006-2008, które bezpośrednio odczują jej skutki zaraz na progu swej edukacji. Dla nich uprawiana przez rządzących zabawa w szkołę o obniżonych wymaganiach może przynieść naprawdę dramatyczne skutki. Już dzisiaj można niestety wyrazić pewność, iż za skandal, jaki rozgrywa się wokół sześciolatków nikt z rządzących nie poniesie żadnych konsekwencji.         

Doktor nauk humanistycznych, absolwent fizyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Nauczyciel akademicki na Uniwersytecie Jagiellońskim, dyrektor Studium Pedagogicznego UJ. W latach 1990 - 2002 wojewódzki kurator oświaty w Krakowie, były doradca parlamentarnych komisji edukacyjnych, w latach 1998 - 2001 członek Rady Konsultacyjnej MEN ds. Reformy Edukacji, w latach 1990 - 2002 radny Miasta Krakowa, były wiceprzewodniczący wojewódzkiego krakowskiego Sejmiku Samorządowego. Członek zespołu edukacyjnego Rzecznika Praw Obywatelskich /w latach 2003 - 2010/. Kieruje pracami Komitetu Obywatelskiego "Edukacja dla Rozwoju". Autor projektu "Szkoła obywateli". Zajmuje się badaniami efektywności funkcjonowania systemów oświatowych i szkół, jakości pracy nauczycieli, zasad finansowania edukacji ze szczególnym uwzględnieniem możliwości wprowadzenia do niej mechanizmów rynkowych.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości