Jerzy Lackowski Jerzy Lackowski
1724
BLOG

Kłamstwo o 13 grudnia 1981 r.

Jerzy Lackowski Jerzy Lackowski Rozmaitości Obserwuj notkę 54

Trzydziesta rocznica wprowadzenia stanu wojennego przyniosła wiele komentarzy oraz wyników badań opinii Polaków o nim. W tych badaniach utrzymuje się wysoki wskaźnik osób akceptujących decyzję autorów stanu wojennego. W ostatnich badaniach akceptację dla podjętych wówczas przez juntę Wojciecha Jaruzelskiego działań zadeklarowało ok. 50% badanych. Tak wysoki wskaźnik świadczy o skuteczności aparatu propagandowego peerelu oraz tych, którzy po roku 1989 nie potrafili lub nie chcieli odciąć się od tamtego państwa i wprowadzili autorów stanu wojennego na polityczne salony niepodległej Polski. W efekcie Wojciech Jaruzelski zaczął być prezentowany jako polski patriota, który jakoby uratował nas w 1981 r. przed sowiecką inwazją, a w 1989 r. przyczynił się do odzyskania niepodległości. Tymczasem praktycznie wszystkie dostępne źródła wykazują, iż są to zwyczajne kłamstwa, i są to materiały zarówno sowieckie, jak też powstałe wówczas za żelazną kurtyną (większość polskich dokumentów została przez ludzi Jaruzelskiego zniszczona). Bardzo wyraźnie wynika z nich, iż w 1981 r. Rosjanie nie tylko nie planowali żadnych swoich działań w Polsce, ale wręcz odrzucali prośby Jaruzelskiego o ich podjęcie. W trudnej dla Związku Sowieckiego sytuacji na początku lat osiemdziesiątych XX w. najlepszym rozwiązaniem "polskiego problemu" było z punktu widzenia Kremla załatwienie tego przez rządzących wówczas Polską komunistów. Gdyby władcy peerelu nie zdecydowali się na wypowiedzenie wojny wolnościowym dążeniom Polaków, ale w sposób autentyczny poszukali porozumienia z nimi, to już wtedy Polska mogła zacząć uwalniać się od sowieckiej dominacji. Można stwierdzić, iż nie tylko uniknęlibyśmy ofiar, jakie przyniósł stan wojenny, ale także prawie dekady pogłębiania zapaści gospodarczej przez reżim Jaruzelskiego. Taka jest wymowa dokumentów, a pomimo to praktycznie co drugi ankietowany mieszkaniec Rzeczypospolitej uznaje konieczność wprowadzenia w 1981 r. stanu wojennego. Jest to ilustracja perfekcyjnego zafałszowania najnowszej historii Polski.

Warto zastanowić się, jak traktowalibyśmy dzisiaj targowiczan, gdyby Katarzyna II odrzuciła ich prośby o wysłanie wojsk rosyjskich do Polski. Sądzę, iż nie zmieniłoby to ich oceny przez potomnych. Występowanie o pomoc do wrogiego obcego państwa zawsze powinno być oceniane jednoznacznie jako zdrada. Wojciech Jaruzelski mógł w 1981 r. zachować się, jak Imre Nagy w 1956 r., nie ryzykując przy tym, tak jak ówczesny węgierski premier. Jednak w przeciwieństwie do Imre Nagy’a Jaruzelski nade wszystko kierował się interesem rządzącej, z sowieckiego nadania Polską, komunistycznej władzy, a nie narodowym interesem. Był on wiernym wykonawcą gomułkowskiego przesłania, iż "władzy raz zdobytej, nigdy nie oddamy", powtarzając, że "socjalizmu będzie bronił jak niepodległości". Stąd też wypowiedzenie przez niego wojny wolnościowym dążeniom Polaków miało na celu li tylko utrzymanie przez komunistów pełni władzy.

Cała biografia Wojciecha Jaruzelskiego to klasyczny przykład służby wrogiemu Polsce mocarstwu. Dlatego też lokowanie go przez tak znaczną część Polaków wśród pozytywnych postaci naszej historii świadczy o skuteczności sączonego w polskie umysły od lat kłamstwa. Niestety ogromna część owego demolowania świadomości historycznej Polaków miała miejsce już po 1989 r. Wszystko zaczęło się od sprawy listy krajowej w czerwcowych wyborach oraz wyboru dyktatora stanu wojennego na prezydenta w 1989 r. przez ówczesne Zgromadzenie Narodowe, przy współudziale niektórych ludzi opozycji antykomunistycznej. W ten sposób szef wojskowej junty stał się prezydentem odzyskującej niepodległość Polski. Równocześnie większość środowiska tzw. lewicy laickiej uznała Jaruzelskiego za "człowieka honoru". To wówczas zaczęto przedstawiać komunistycznego dyktatora prawie, jak ojca polskiej niepodległości, gdyż jak to często podkreślano bezkrwawo oddał władzę (to zresztą przykład specyficznej logiki, oto zasługą stało się to co winno być normą przyzwoitości). Nie chciano pamiętać, iż takie zachowanie wynikało z realizacji przez niego nowej strategii sowieckiego mocodawcy. Tak na marginesie, trzeba dostrzec, iż spośród wszystkich komunistycznych satrapów, którzy utracili władzę w 1989 r. tylko Jaruzelski uczynił to w znacznej mierze na swoich warunkach.

Po 1990 r. Jaruzelski nie próżnował zasypując Polaków licznymi publikacjami na temat podejmowanych przez siebie na początku lat osiemdziesiątych XX w. decyzji, pełnymi wynurzeń o związanych z nimi jego rozterkach. Dzisiaj widzimy, iż te działania przynoszą zatrute owoce. Przy czym nie miałby on żadnych szans na sukces, gdyby nie silne wsparcie tych, którzy po 1990 r. przejęli kontrolę na mediami głównego nurtu. Jak silna jest jego medialna ochrona najlepiej ilustruje wyrzucenie z telewizji publicznej praktycznie wszystkich osób, które umożliwiły wyświetlenie przez nią znakomitego filmu Grzegorza Brauna i Roberta Kaczmarka "Towarzysz generał", będącego pierwszym tak wyraźnym ukazaniem szerokiej publiczności prawdziwej biografii wieloletniego szefa LWP. Warto też przywołać ślimaczące się procesy autorów stanu wojennego, czy też kłopoty z osądzeniem winnych zbrodni Grudnia 1970, wśród których Jaruzelski zajmuje poczesne miejsce. Skądinąd każdego zachowującego zdolność samodzielnego myślenia człowieka musi dziwić, iż Jaruzelskiego, autora czystek antysemickich w LWP, bronią środowiska tak wyczulone na wszelkie przejawy antysemityzmu.

Wszystko to sprawia, że ponura postać człowieka w czarnych okularach zupełnie niezasłużenie jest przez wielu Polaków lokowana po jasnej stronie naszych dziejów. Historia Jaruzelskiego to kolejny dowód na trwałość peerelowskich klisz w powszechnej polskiej świadomości historycznej oraz mentalnej łączności z peerelem dominujących we współczesnej Polsce środowisk. W najbliższym czasie możemy zresztą spodziewać się kolejnej fali projaruzelskich materiałów, w których schorowany staruszek będzie przeciwstawiany żądnym zemsty antykomunistom. Tymczasem ludzie znający i rozumiejący polską historię pragną tylko wyraźnego stwierdzenia, iż stan wojenny był zbrodnią przeciwko Polsce, popełnioną w imię chorej ideologii. Trzeba jednak pamiętać, iż odrzucenie postpeerelowskich fałszów z naszej historii byłoby bardzo niewygodne dla tych, którzy uznają polskość za uciążliwość i nienormalność. Solidarność była bowiem wielkim narodowym zrywem Polaków, zainspirowanym nauczaniem Ojca Świętego Jana Pawła II, sięgającym do najlepszych naszych tradycji, ale właśnie dlatego komuniści musieli ją zdławić i niestety w znacznej mierze udało im się zabić w Polakach, obudzoną w Sierpniu, wiarę w sukces solidarnego działania.

Tak na marginesie warto przeanalizować, jak środowiska medialnego mainstreamu po 1990 r. przywoływały stan wojenny przy okazji kolejnych jego rocznic, często oddając wówczas głos przedstawicielom "wrony", a nie bohaterom solidarnościowego podziemia; był to świadomy proces kreowania ich legendy. W ten sposób starano się tłumaczyć intencje zbrodniarzy, nie licząc się kompletnie z wrażliwością ich ofiar. O owym dramatycznym dysonansie najlepiej świadczy bieda, w jakiej często żyją prawdziwi bohaterowie najnowszej polskiej historii i dostatek ich oprawców.

Walka o obecność prawdy o 13 grudnia 1981 r. w polskiej przestrzeni publicznej to jeden z najważniejszych elementów batalii o niezakłamaną polską historię. Prawda o autorach stanu wojennego odsłania także prawdę o ich obrońcach i pewnie dlatego jest o nią tak trudno. Równocześnie bez jasnego osądu sprawców ówczesnych cierpień Polaków nie mamy szans na wyrzucenie kłamstwa z naszego życia publicznego. Jeżeli tego nie uczynimy to fałsz o stanie wojennym umocni swoją pozycję wśród mitów założycielskich III RP, a za jakiś czas dowiemy się być może, że bez stanu wojennego nie byłoby III Niepodległości.

Doktor nauk humanistycznych, absolwent fizyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Nauczyciel akademicki na Uniwersytecie Jagiellońskim, dyrektor Studium Pedagogicznego UJ. W latach 1990 - 2002 wojewódzki kurator oświaty w Krakowie, były doradca parlamentarnych komisji edukacyjnych, w latach 1998 - 2001 członek Rady Konsultacyjnej MEN ds. Reformy Edukacji, w latach 1990 - 2002 radny Miasta Krakowa, były wiceprzewodniczący wojewódzkiego krakowskiego Sejmiku Samorządowego. Członek zespołu edukacyjnego Rzecznika Praw Obywatelskich /w latach 2003 - 2010/. Kieruje pracami Komitetu Obywatelskiego "Edukacja dla Rozwoju". Autor projektu "Szkoła obywateli". Zajmuje się badaniami efektywności funkcjonowania systemów oświatowych i szkół, jakości pracy nauczycieli, zasad finansowania edukacji ze szczególnym uwzględnieniem możliwości wprowadzenia do niej mechanizmów rynkowych.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości