Jerzy Lackowski Jerzy Lackowski
2077
BLOG

W świecie biurokratycznych absurdów

Jerzy Lackowski Jerzy Lackowski Rozmaitości Obserwuj notkę 29

Od początku nowego roku mamy w Polsce kolejną batalię rządzących z problemami, które sami wykreowali. W mediach dominują informacje o walce z bałaganem, jaki powstał po wejściu w życie ustawy dotyczącej refundacji leków. Równocześnie trwa rządowe bałaganienie w sprawie obniżenia wieku rozpoczynania obowiązku edukacyjnego przez polskie dzieci. We wtorek rząd zaakceptował projekt nowelizacji ustawy o systemie oświaty, zgodnie z którym sześciolatki powędrują obowiązkowo do szkół nie 01.09.2012 r., jak planowano wcześniej, ale dwa lata później. To tylko dwa najbardziej aktualne przykłady tkwienia Polski w biurokratycznych okowach. Przywołując słynne powiedzenie Stefana Kisielewskiego o socjalizmie jako systemie, w którym władza walczy z problemami przez siebie tworzonymi, można zauważyć, iż obecny polski rząd ma w tej materii osiągnięcia podobne do władz peerelowskich. Zresztą przypomina je również w wielu innych kwestiach, takich chociażby, jak dynamiczne zadłużanie państwa, ciągły wzrost kosztów administracji, czy też podatkowe łupienie obywateli. Podobnie, jak władze peerelu ekipa premiera Tuska może zawsze liczyć na prorządowe media, a także doskonalić się w sztuce rządzenia poprzez ukazywanie rozmaitych kreowanych przez siebie wrogów przeszkadzających w realizacji jej pomysłów.

Kwestia horroru lekowego to wręcz klasyczny przykład ilustrujący sposób działania rządu Donalda Tuska. W maju 2011 r., z inicjatywy ówczesnej minister zdrowia Ewy Kopacz, uchwalone zostaje przez Sejm nowe prawo dotyczące kwestii refundacji leków, mające obowiązywać od 01.01.2012 r. Tak na marginesie, na zawarte w nim pułapki wielu ekspertów zwracało uwagę już w trakcie procesu legislacyjnego, jednak bez specjalnego zainteresowania rządzących. Minister Kopacz, jak większość ekipy premiera Tuska (z nim na czele) jest bowiem zwolenniczką zasady, iż władza nie może się mylić. Niezależnie od tego można było mieć nadzieję, że rząd premiera "dotkniętego politycznym geniuszem" zdoła w ciągu siedmiu miesięcy przygotować się na wejście w życie nowych rozwiązań refundacyjnych. Jednak w ostatnich dniach grudnia okazało się, iż rządzący przespali ten czas i obudzeni zostali gwałtownymi protestami lekarzy i farmaceutów. Nagle pod koniec roku zaczęliśmy być zasypywani prawdziwie frontowymi komunikatami o walce, jaką toczy minister zdrowia, aby pacjenci mogli korzystać z przysługującego im prawa do refundacji leków. 1 stycznia okazało się, iż wielu pacjentów płacących składki zdrowotne zostało pozbawionych możliwości wykupu leków refundowanych, czyli ci pacjenci znaleźli się w sytuacji obywateli okradanych przez państwową biurokrację. Gdybyśmy nie żyli w absurdalnej biurokratycznej rzeczywistości, to obywatele powinni zaprzestać płacenia składek zdrowotnych, dopóki nie zostanie im przywrócona możliwość bezkolizyjnego korzystania z przysługującego im prawa. Obecnie bowiem mamy do czynienia z sytuacją, w której wykupujący poprzez swoją składkę usługę zdrowotną obywatel owej usługi w pełnym zakresie nie otrzymuje. I na ten aspekt sprawy komentatorzy lekowego horroru Polaków właściwie nie zwracają uwagi, uznając być może ten skandal za coś zgoła zwyczajnego. Tymczasem mamy do czynienia z niewywiązywaniem się państwa z obowiązków względem obywateli, których uwagi zupełnie nie powinny zaprzątać kłopoty biurokratów z wprowadzanymi przez nich regulacjami.

Można stwierdzić, że im dłużej będzie trwało zamieszanie wokół refundacji leków, to tym więcej pieniędzy wykradnie obywatelom władza. Pieniądze te zresztą najpewniej zmarnotrawi. Tak na marginesie, ani premier, ani jego współpracownicy nie poczuwają się do winy za zaistniałą sytuację. Wg nich winni są protestujący lekarze, "nieludzcy" farmaceuci, a nade wszystko pazerne koncerny farmaceutyczne. Przed nimi broni podobno obywateli rząd. W ten sposób rządzący i wspierający ich "dziennikarze" odwracają uwagę poirytowanych obywateli od rzeczywistych sprawców całego zamieszania. Zresztą główna sprawczyni takiej sytuacji została nagrodzona przez premiera fotelem marszałka Sejmu. Wprawdzie była słabym ministrem, ale w wierności premierowi należy do ścisłej platformerskiej czołówki. Już teraz można przewidywać, że po zakończeniu refundacyjnego horroru rządowi propagandyści ogłoszą kolejny sukces premiera. Dołączy on do podobnych "sukcesów" odniesionych np. w walce z samorządami o obniżenie opłat przedszkolnych. W tamtej sprawie także najpierw wyprodukowano wadliwe prawo, które samorządy zastosowały, a następnie ustawiono je w roli tarczy strzelniczej do której strzelał premier, który wcześniej takie rozwiązania na posiedzeniu rządu i w Sejmie akceptował.

Można odnieść wrażenie, że mamy do czynienia albo z rządem cyników, albo nieudaczników, niepotrafiących przewidzieć skutków podejmowanych przez siebie decyzji. Jakkolwiek by było, to najgorzej wychodzą na tym obywatele utrzymujący rządzących płaconymi przez siebie podatkami, które owi rządzący marnują. Mamy zresztą obecnie sytuację, w której obywatele obciążani są coraz wyższymi kosztami działania coraz droższego, a przy tym coraz gorzej funkcjonującego państwa. Warto zauważyć, iż np. mamy do czynienia z ciągłym wzrostem liczby pracowników administracji, w tym z mnożącą się liczbą ministrów, wiceministrów i innych wysoko opłacanych urzędników. W tym przejawia się m.in. tanie państwo wg Donalda Tuska.

Innym obszarem, w którym rząd we właściwy dla siebie sposób żartuje sobie z obywateli jest kwestia wcześniejszego rozpoczynania przez dzieci obowiązkowej szkolnej edukacji. Oto pomimo potężnych protestów rodziców, złożeniu przez nich obywatelskiego projektu zmiany ustawy o systemie oświaty, zakładającego wycofanie z niej przepisów o obowiązkowym rozpoczynaniu nauki szkolnej przez sześciolatki, rząd uparcie dąży do objęcia ich tym obowiązkiem. Zresztą również w tej kwestii mamy do czynienia z fałszywą troską premiera o los obywateli. Donald Tusk najpierw twardo wspierał działania Katarzyny Hall, a tuż przed wyborami nagle doznał iluminacji, że termin wprowadzenia wszystkich sześciolatków do szkół (01.09.2012 r.) jest nierealny. Niestety premier nie uznał za stosowne autentycznie wsłuchać się w głosy rodziców i przyjąć rozwiązanie, zgodnie z którym o wcześniejszym rozpoczynaniu nauki winni decydować rodzice, przy pozostawieniu rozpoczynania obowiązku szkolnego przez dzieci siedmioletnie. Charakterystyczne jest także lekceważenie przez nową minister edukacji Krystynę Szumilas (podobnie postępowała minister Hall) rodziców zaangażowanych w walce o uzyskanie prawa decydowania o wcześniejszym rozpoczynaniu edukacji przez swoje dzieci, od ponad miesiąca unika ona spotkania z nimi.

Obydwie poruszone w tym tekście kwestie łączy absolutne lekceważenie przez rządzących obywateli. Mają oni wg rządowej filozofii grzecznie płacić coraz wyższe podatki, podporządkowywać się rozmaitym nieprzemyślanym pomysłom rządzących i nie oczekiwać zbyt wiele od swojego państwa. Nasi rządzący wyznają bowiem zasadę, iż obywatel w obliczu władzy ma odczuwać swą nicość. Można z przykrością stwierdzić, iż arogancja obecnego rządu wynika z wyborczych decyzji obywateli, którzy przedłużyli mandat do rządzenia obecnemu premierowi, pomimo fatalnych efektów jego pierwszej kadencji. Druga zaczęła się w sposób nie pozostawiający żadnych złudzeń co do najbliższej polskiej przyszłości. Każda kolejna wyprodukowana przez rząd zawierucha wydaje się być przekraczaniem przezeń granicy obywatelskiej odporności, po czym okazuje się, że wskaźniki popularności premiera i partii rządzącej praktycznie nie spadają. Większość mieszkańców Rzeczypospolitej została jakby zahipnotyzowana przez rządowych propagandystów i dla nich wychodzenie z tego stanu może wymagać poważnego leczenia i drogich leków. Może to ma być kara, którą powinni ponieść za swoją wyborczą lekkomyślność. Inną mogłoby być codzienne słuchanie noworocznych życzeń premiera i prezydenta, pełnych biurokratycznych sloganów i zwrotów, jakby wprost zapożyczonych z peerelowskiej propagandy sukcesu. Polski świat wyłaniający się z tych życzeń jest tak samo odległy od rzeczywistości, jak ich język od zasad poprawnej polszczyzny.

Doktor nauk humanistycznych, absolwent fizyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Nauczyciel akademicki na Uniwersytecie Jagiellońskim, dyrektor Studium Pedagogicznego UJ. W latach 1990 - 2002 wojewódzki kurator oświaty w Krakowie, były doradca parlamentarnych komisji edukacyjnych, w latach 1998 - 2001 członek Rady Konsultacyjnej MEN ds. Reformy Edukacji, w latach 1990 - 2002 radny Miasta Krakowa, były wiceprzewodniczący wojewódzkiego krakowskiego Sejmiku Samorządowego. Członek zespołu edukacyjnego Rzecznika Praw Obywatelskich /w latach 2003 - 2010/. Kieruje pracami Komitetu Obywatelskiego "Edukacja dla Rozwoju". Autor projektu "Szkoła obywateli". Zajmuje się badaniami efektywności funkcjonowania systemów oświatowych i szkół, jakości pracy nauczycieli, zasad finansowania edukacji ze szczególnym uwzględnieniem możliwości wprowadzenia do niej mechanizmów rynkowych.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości