Joanna Guga Joanna Guga
638
BLOG

I król, i pionek po skończonej partii wracają do tego samego pudełka

Joanna Guga Joanna Guga Polityka Obserwuj notkę 13

W tytule: retoryka szachowa. I z ogromnym żalem przyłączam się do tych, którzy mówią, że polityka to gra. Bitwa. Gromadzenie swoich wojsk po przeciwnych stronach. Walka o każde pole. Batalia, w której na pierwszy ogień idą pionki. A duże figury patrzą na to wszystko, próbując jak najdłużej odwlec mat. Ale każda partia się kończy. Każdy komitet się kończy. Po szesnastym listopada znów jesteśmy po prostu i bez rozróżnień, społeczeństwem w jednym pudełku. Białe i czarne gońce muszą uczyć się współpracy. Niektórym jest trudno, ale są już takie, które grały ze sobą i nie boją się nowego rozdania.

Buduje. Nie to, żebym teraz za wszelką cenę chciała wywindować prezydenta, który swoje hasło wyborcze oparł na tej cnocie. Tym bardziej, że w praktyce wyszło to raczej średnio, ale co racja, to racja. I na tej płaszczyźnie, platformie (Platformie?) można się zgodzić. Trzeba się zgodzić. Zgoda. Zgoda buduje.

Zgoda to imię niejednej spółdzielni mieszkaniowej, nazwa ulicy czy placu w większym mieście albo sanatorium uzdrowiskowego sprzed trzydziestu lat. Ponadczasowa wartość, która się zawsze sprawdza, jednak część rozumie ją tak, jak im wygodnie. A wygodnie jest na przykład wtedy, kiedy to inni mają się zgadzać z nami. Potrząsać głową wertykalnie, co zwykło się nazywać przytakiwaniem. Polityka ma jednak mało wspólnego z komfortem. Tym samym nie bezmyślna aprobata, ale zdrowy kompromis, który zwykle trzeba okupić przedłużającą się dyskusją jest synonimem naszego ideału.

Znam to tylko z opowieści i telewizyjnych archiwów, ale kiedy Gierek przemawiał nie patrzył na swoich słuchaczy wzrokiem w stylu: Kim Ir Sen. Kończąc swoje najsłynniejsze przemówienie nie pytał retorycznie. Pytał nie wiedząc, czy mu naprawdę pomogą. Nie groził, nie klął, nie chował kata za kurtyną. Ludowi wówczas Polacy osiągnęli jednomyślność tylko dlatego, że przyznali mu rację. Miał argumenty, więc chór entuzjastycznie się zgodził.

A znacie tych, którzy polityczny znak pokoju przekazują tylko swoim? To trochę tak, jakby uważać się za pogromcę dzikich zwierząt hodując w domu małe tygrysiątka. Albo kłamać, że kocha się klasykę literatury przeczytawszy kilka lektur szkolnych do matury. Tak zwane klapki na oczach, które nie pozwalają skręcać koniowi na szachownicy. Ale przecież dla wspólnego dobra ten koń może poruszać się nawet po skosie.

Do zbioru luźnych myśli chciałabym dodać jeszcze jedną – o tym, dlaczego zgoda to nie mówienie jednym głosem (to już oligarchia!). Jak podziwianie zachodu słońca nad morzem w środku sezonu: Nie wzajemna adoracja wczasowiczów i patrzenie sobie w oczy, ale w jednym kierunku, z różnych kątów (pod różnym kątem). Z tarasu widokowego i spod wydmy. Stojąc po kolana w wodzie i siedząc na brzegu zaledwie mocząc stopy. Nie mierząc się wzrokiem. Nie zerkając znad okularów udając super-mądrych. Nie rzucając pogardliwych spojrzeń. Nie zezując przy zgapianiu cudzych pomysłów. Widząc jedno: wspólny cel na horyzoncie.

Ktoś kiedyś napisał, że kłótnia oznacza zgodę. Nie można się kłócić nie odzywając się do siebie... ale ciche dni to jednak tylko pozorne porozumienie. Żeby działać – trzeba rozmawiać, a obojętność wygląda źle i nie działa. Prawdziwa zgoda wygląda jak tęcza. Siedem kolorów obok siebie: jedne bardziej z prawej, inne bardziej z lewej. I jaskrawe, i stonowane. Takie, które nigdy nie zleją się ze sobą. Zawsze będą się różnić, ale mają wspólny kierunek. Ten łuk jest ponad wszystkim. Chyba nie bez powodu tęcza to znak przymierza. A który kolor Ty wybierasz?

 

Joanna Guga
O mnie Joanna Guga

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka