Syn miał strasznie dużo klamotów do Krakowa. Musiał też jechać w sobotę wieczorem. Po wieczorowej mszy świętej odpaliliśmy „Krope” i pojechali…. Pusta autostrada, prawie puste ulice. Nie dziwota, że po godzinie wjechaliśmy w osiedle gdzie wynajmował mieszkanie. Bloki stosunkowo młode, tak końcówka lat 80. Tyle, że jak na większości polskich osiedli z tamtego okresu wszystkie parkingi, drogi i drużki zapchane samochodami. Jechałem powoli aby nie zahaczyć jakiegoś parkującego auta. „Duża kropka” pośród licznych zalet ma i bardzo dobre hamulce /przynajmniej moja/. Wadą jest, że przeraźliwie piszczą. Nagle z pomiędzy samochodów wtargnął, bo inaczej tego nazwać nie można starszy facet. Gdy gwałtownie zahamowałem, hamulce wydały głośny pisk. Facet odwrócił się moją stronę. W reflektorach zobaczyłem go dokładnie. Około 65-70 lat. I twarz z grymasem złości albo strachu. Nie na pewno złości. Gdzieś tą twarz widziałem, właśnie tak wykrzywioną, pełną nienawiści……..
Moje miasteczko w latach 70-80 ubiegłego wieku liczyło około 15 tys. mieszkańców.
Była jedna parafia z niewielkim acz pięknym kościołem w stylu neogotyckim. Dopiero w 79 władze zgodziły się na rozbudowę. Tak naprawdę wybudowano drugi, przyklejony do tamtego. Paskudne pudło. Ale tylko taki projekt uzyskał aprobatę. Na początku maja 80 roku laliśmy pierwszy strop który dziś jest podłogą tego pudła. W ogłoszeniach parafialnych proboszcz poprosił aby kto może przyszedł pomóc przy stropie. Wtedy nie było pomp czy betoniarni. Wtedy beton mieszało się w betoniarkach i na taczkach wywoziło w odpowiednie miejsce. Dogadaliśmy się w klasie. To był zdaje się piątek. Jedni mieli warsztaty na 7,30 do 15. Druga połowa klasy od 15 do 20,30. Dogadaliśmy się tak, że się zamienimy. Byłem kimś w rodzaju prowodyra. Wystarczyło, że rzuciłem hasło. Wszyscy przyszli. We wtorek dostałem wezwanie na milicje. Na czwartek. Najpierw tato dopytywał mnie co zmalowałem, że mnie wzywają. Jak powiedziałem, że nic nie zrobiłem takiego i nie mam pojęcia czego chcą stwierdził, że pójdzie ze mną.
Weszliśmy na komisariat, za kratą siedział Dyżurny. Ojciec podał moje wezwanie i powiedział, że chce wejść z synem. Dyżurny stwierdził, że nie ma takiej możliwości bo jestem dorosły /chyba wtedy od tygodnia/. I, że to nie jest na milicje tylko SB. Wpuścił mnie i kazał iść do któregoś tam pokoju. Tato powiedział, że zaczeka na zewnątrz.
Zapukałem i wszedłem do pokoju. Przy biurku siedział zdaje się porucznik, w mundurze. Podałem mu wezwanie. Popatrzył na mnie: Siadaj. Usiadłem na krześle przed biurkiem, tyłem do wejścia. Porucznik patrzył w jakieś papiery. Nagle ktoś wszedł do pokoju. Porucznik zerwał się na równe nogi. Ja zacząłem się odwracać aby zobaczyć kto zacz gdy oberwałem mocne uderzenie w tył głowy. Mocne bo wyrzuciło mnie z krzesła i wylądowałem na biurku przede mną. Gdy zacząłem się zbierać usłyszałem:” Kto ci pozwolił siadać gówniarzu ? w urzędzie się stoi !” spojrzałem zobaczyłem około 30 letniego mężczyznę po cywilnemu z wykrzywioną w grymasie ni to złości ni to strachu twarzą. Nie na pewno złości….. Zapamiętałem tą twarz pełną nienawiści……
- Tato dlaczego nie jedziemy ? zapytał syn.
– Już – odparłem. Włączyłem jedynkę ruszyłem powoli.
- Ale masz refleks – mówił dalej – o mało nie rozjechalibyśmy Kodziarza….
- Kodziarza ?
- Tak, na kiju miał tabliczkę ze zdjęciem Wałęsy i napisem „Murem za Wałęsą”, nie zauważyłeś ?
- Nie, patrzyłem na twarz……
Inne tematy w dziale Rozmaitości