Julia M.Jaskólska Julia M.Jaskólska
1759
BLOG

Ciemny lud to kupi

Julia M.Jaskólska Julia M.Jaskólska Polityka Obserwuj notkę 24

 Wisła wysycha, faszystowskie bojówki opanowują Warszawę 11 listopada, stolicę paraliżują korki, wichura zrywa dachy na Podkarpaciu, drożeje paliwo i prąd. Za wszystko odpowiada Jarosław Kaczyński.

 Cała Polska czyta dzieciom? Tak było kiedyś. Dziś cały mainstream odwołuje Jarosława Kaczyńskiego z funkcji prezesa PiS, który jak wiadomo i tak nic nie znaczy, ale przezorności nigdy za wiele. Tym bardziej, że prezes w szkodnictwie nie ma sobie równych na co nowe, choć nie do końca, światło rzucił Jacek Kurski. Oto u Moniki Olejnik, ku zaskoczeniu – przyznajmy gwoli bezstronności- prowadzącej, obarczył Jarosława Kaczyńskiego oraz pośrednio jego brata, śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego odpowiedzialnością za całe zło współczesnej Polski, to jest podpisanie Traktatu Lizbońskiego.
 
Zupełnie jak byśmy słyszeli obecnego ministra spraw zagranicznych. Radosław Sikorski w udzielonym niedawno wywiadzie Tomaszowi Lisowi stwierdził, iż „to Jarosław Kaczyński przez telefon negocjował Traktat Lizboński, a ratyfikował go Lech Kaczyński. Dał on Niemcom większą siłę głosu w Parlamencie Europejskim niż poprzedni system nicejski, wynegocjowany przez premiera Jerzego Buzka.” Słowem wzrastającej hegemonii Niemiec na Starym Kontynencie nie jest winien Sikorski , ale prezes PiS i poległy pod Smoleńskiem prezydent RP. Traktat wprawdzie podpisali Tusk i Sikorski, ale dziś po skandalicznym wystąpieniu szefa MSZ w Berlinie trzeba zadbać o PR i wykazać, że uznanie hegemonii Niemiec to nie kierunek dyplomacji rządu Tuska, ale kukułcze jajo podrzucone przez braci Kaczyńskich.
 
Kto by się jednak spodziewał, że Ziobro i Kurski tak szybko wejdą w kwestiach europejskich w buty Sikorskiego. Nagle zapomnieli, że to dzięki Kaczyńskim, mimo ironicznych uwag ówczesnej opozycji udało się zbudować wspólny front europejski przeciwko rosyjskiemu szantażowi energetycznemu. Zablokowane zostało przekształcenie UE w superpaństwo z własnym hymnem i flagą. Mimo kpin opozycji – Platformy i lewicy - z „pierwiastka”, udało się wynegocjować obowiązujące do 2014 r. korzystne zasady głosowania w Radzie UE, ustalone w traktacie z Nicei. A przecież Platforma i postkomuniści przekonywali, że nie warto o to się bić. Obecny prezydent Bronisław Komorowski na Lechu Kaczyńskim nie pozostawiał suchej nitki: „Pan prezydent walczy o Joaninę, która jest warta, szczerze mówiąc, pietruszki. To jest walka o pietruszkę, o nic więcej. To jest mechanizm pozbawiony większego znaczenia dla Polski.”– podkreślał.
 
A poza tym jeszcze, co również nie było w smak Platformie, Polska złożyła swój podpis pod tzw. Protokołem brytyjskim, co zastopowało wprowadzenie nad Wisłą Karty Praw Podstawowych. Jak mówił ówczesny premier Jarosław Kaczyński, chodziło m.in. o to, „żeby zapobiec jakimkolwiek interpretacjom prawa przez Europejski Trybunał Praw Człowieka, które doprowadziłyby do zmiany definicji rodziny i przymuszały państwo polskie do uznawania małżeństw homoseksualnych.”
 
Zemsta na PiS przyszła po wygranych przez PO przyspieszonych wyborach parlamentarnych. Rząd Tuska złamał porozumienie z prezydentem RP zawarte w Juracie na początku 2008 r., podczas którego uzgodniono zmiany w ustawie kompetencyjnej, tak by decyzje dotyczące unijnych aktów prawnych wymagały zgody nie tylko parlamentu, ale i prezydenta jako Głowy Państwa – zgodnie z konstytucją reprezentującego państwo na zewnątrz i współdecydującego o kierunkach polityki zagranicznej.
 
PiS chciał także doprowadzić do przeprowadzenia nad traktatem ogólnonarodowego referendum, co Sejm odrzucił wczesną wiosną 2008 r. Tusk odetchnął wówczas z ulgą i stwierdził, że dobrze się stało, gdyż w referendum dokument mógłby zostać odrzucony ze względu na zbyt małą frekwencję.
 
Na początku marca 2008 r. Sejm zakończył się awanturą, jakiej dawno już na Wiejskiej nie było. Bój poszedł o Traktat Lizboński, gdy Prawo i Sprawiedliwość zgłosiło postulat obwarowania przedłożenia rządowego upoważniającego prezydenta do ratyfikowania traktatu specjalną preambułą o wiążącym charakterze ustawy zabezpieczającą naszą suwerenność i zapisy wynegocjowane w grudniu 2007 r. w stolicy Portugalii. „Znajdziemy sposób na awanturnictwo Kaczyńskiego” - grzmiał w Brukseli premier Donald Tusk. W podobnym tonie wypowiadali się Stefan Niesiołowski z PO i Ryszard Kalisz z LiD, zarzucający PiS-owi, w kolejności, „szantaż” i „działanie przeciwko Polsce”.
 
Kto by wtedy pomyślał, że na tę samą melodię zacznie śpiewać trzy lata później Jacek Kurski? 30 listopada w Radiu RMF FM wytoczył takie działa, że Ostachowicz, odpowiedzialny za PR w rządzie Tuska musiał poczuć oddech konkurencji: „Traktat Lizboński był fatalnym błędem. Przyjęto go, łamiąc sumienia wielu ludziom. To ten, kto podpisał traktat, przesądził, że w Polsce nie będzie kary śmierci dla patologicznych morderców. Winne jest kierownictwo partyjno-państwowe w czasie, kiedy traktat był wprowadzany. (...) Solidarna Polska jest potrzebna, żeby nie było takich fatalnych błędów jak Traktat Lizboński.”
 
Platforma wprawdzie przywrócenia kary śmierci nie popiera, ale w kwestii niedopuszczalności jej zastosowania w państwach Unii mówi jednym głosem z Solidarną Polską, to znaczy odwrotnie – ugrupowanie nowoczesnej prawicy Zbigniewa Ziobry i Jacka Kurskiego, które na pewno będzie wygrywać wybory, mówi jednym głosem z PO.
 
Czy do końca prawdziwym? 20 lutego 2008 r. w bawarskim parlamencie w Monachium odbyło się posiedzenie poświęcone Traktatowi Lizbońskiemu. Na spotkaniu tym profesor prawa Karl Albrecht Schachtschneider z Uniwersytetu w Norymberdze zwrócił uwagę na dotychczas przemilczany paragraf, potwierdzający że dokument ten nie mówi o bezwzględnej niedopuszczalności kary śmierci. Co prawda Karta Praw Podstawowych stanowi, że „nikt nie może być skazany na karę śmierci ani poddany jej wykonaniu”, jednak w przypisie do tego artykułu stwierdza się wyraźnie, iż może być ona być jednak wykonywana w wypadku wojny, zamieszek, czy przewrotów. Cokolwiek znaczą te szczególne okoliczności konkluzja jest taka, że nie jest wcale tak, iż Karta Praw Podstawowych wyklucza jednoznacznie orzekanie i wykonywanie kary śmierci. Nie mówiąc, że nawet gdyby bezwzględnie zakazywała, to nas to i tak nie dotyczy, z uwagi na to, żePolska i Wielka Brytania zastrzegły w tzw. Protokole brytyjskim ograniczenie stosowania tego aktu.
 
4 października 2007 r. rząd Jarosława Kaczyńskiego zdecydował, że Polacy nie będą podlegać ochronie zagwarantowanej w Karcie tak jak obywatele pozostałych krajów członkowskich Unii Europejskiej, a zatem nieporozumieniem jest powoływanie się na ten dokument jako obowiązujący i wykluczający przywrócenie kary śmierci. Owszem, Traktat Reformujący,podpisany 13 grudnia 2007 r. w Lizbonie, nadał Karcie status jednoznacznie wiążącego aktu prawnego i Karta Praw Podstawowych UE zaczęła obowiązywać razem z Traktatem Lizbońskim od 1 grudnia 2009 r. Jednak nie u nas.
 
Te zdawałoby się oczywiste i powszechnie znane sprawy da się jednak zakrzyczeć na zasadzie „siła złego na jednego”. Media głównego nurtu rządowi na ręce nie patrzą, zajmują się do znudzenia liderem opozycji. Koalicja też zajmuje się prezesem PiS. I nowoczesna prawica się nim zajmuje. Kaczyński dziś obrywa za Traktat Lizboński, a już niedługo pewnie będzie głównym winowajcą złego stanu przygotowań do Euro2012.
 
Julia M. Jaskólska, Piotr Jakucki
 
tekst opublikowany na portalu wpolityce.pl

Zapraszam na moją stronę autorską jakuccy.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka