Ernest Skalski Ernest Skalski
2840
BLOG

Partia błędnego rycerza

Ernest Skalski Ernest Skalski Polityka Obserwuj notkę 66

 
 

 
PIS to meduza strasząca tych, którzy lubią być straszeni. W tym m. in. moich skądinąd lubianych i szanowanych kolegów.  A czego się bać ?
 
Prezes Kaczyński wycofuje się na swoje z góry upatrzone pozycje, swoiste okopy Świętej Trójcy, coraz wyżej wznosi sztandary, izoluje defetystów, a teraz zaczął ich zrzucać z wałów.
 
To ciągle jeszcze daleko więcej niż nisza. Można się tam bronić jeszcze przez kilka kadencji, mając zapewnione miejsca w izbach i samorządach w ilości wystarczającej dla prezesa i najwierniejszych. Ta wciąż duża i wpływowa partia, za sprawą Kaczyńskiego opuszcza mainstream polskiej polityki. Prezes podważa - przede wszystkim werbalnie, lecz to się liczy w polityce - reguły gry w demokracji i PIS staje się antysystemowy. Psuje scenę polityczną, ale jej nie wywraca, nie doprowadzi do buntu, wojny domowej. Naprawdę, nie warto się straszyć. Antysystemowość bowiem polega na tym, że PIS gra o coś innego niż pozostałe partie.
 
Enrichissez-vous citoyens! Wzywające do bogacenia się hasło XIX wiecznego francuskiego polityka, Guizota jest na miejscu w okresach, które wielki francuski historyk Fernand Braudel nazywał długim trwaniem. Wydaje się ono na czasie w Polsce, która być może, po fali przemian, wchodzi właśnie w okres długiego trwania. W Polsce, która dwie dekady temu wróciła do głównego nurtu cywilizacji i ulokowała się w jej czołowych – co by nie mówić o ich problemach - strukturach; NATO i UE. W Polsce, która jest bezpieczna jak nigdy w tysiącletniej historii. W Polsce, która nie tylko wykonała skok cywilizacyjny w tym czasie, lecz w której już tylko w ostatniej dekadzie poziom zamożności zwiększył się o prawie połowę i w której tylko w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy o 100 miliardów zwiększyły się oszczędności ludności. A szeroko rozumiany nurt PIS wzywa nas nieustannie do broni; Aux armes citoyens ! 
 
Polska ma wiele różnorakich spraw do załatwienia. Ekonomicznych, społecznych, kulturowych. Poszczególne partie zajmują różne stanowiska w tych sprawach, lecz nie widać wśród nich mocnego stanowiska Prawa i Sprawiedliwości. Jeszcze w czasie kampanii prezydenckiej Kaczyński mówił o Polsce A i B, o zrównoważonym rozwoju, o reformie służby zdrowia, czyli o sprawach o których należy dyskutować. Po wyborach prezydenckich zabrakło PIS w tych dyskusjach. Nie stoi natomiast Polska przed koniecznością obrony bytu narodowego, swej tożsamości, wolności, integralności terytorialnej. Podobnie jak nie ma tych problemów w innych państwach członkowskich UE. Ale PIS narzuca dyskusję o imponderabiliach, broni niezagrożonych wszak Wartości, przez największe W. Wartości, o których nie może być dyskusji, z którymi nie ma kompromisu. A wszystko ogniskuje się wokół tragedii smoleńskiej, do której teraz dochodzi łódzka.
 
I właśnie to oddawanie pola dysputy oznacza – powtarzam - wycofywanie się tej partii z głównego nurtu polityki krajowej, tego w którym coś się rozstrzyga. Bardziej niż agresywny język i niepoważne demonstracje. W końcu palą pochodnie, a nie opony i nawet już nie kukły, w czym celowali Kaczyńscy za młodszych lat. Zresztą, Lepper nie był delikatniejszy, a do tego blokował drogi, wysypywał zboże na tory. Problem w tym, że za sprawą lidera PIS jego elektorat traci swoją reprezentację w świecie realnej polityki, a przenosi się ona do świata fantomów. W realnej polityce prezes mówi od rzeczy. Coś tam powie o konieczności zachowania publicznej służby zdrowia, co ma się nijak do trwającego już procesu przekształceń placówek w spółki prawa handlowego. Na odczepnego przypomni sobie, że jest za zrównoważonym rozwojem, czyli za inwestowaniem w biedniejsze rejony, a nie w metropolie. Ale to już niż zmienia obrazu PIS jako partii ”smoleńskiej”. A gminach, miastach, powiatach, a nawet na poziomie sejmików wojewódzkich, o wynikach wyborów nie będzie decydował stosunek do odpowiedzialności Putina i Tuska za katastrofę smoleńską.
 
Trzy czwarte na straty
 
Pięć lat temu Jarosław Kaczyński był politykiem pomysłowym i zręcznym. Przed wyborami parlamentarnymi i prezydenckimi zbierał poparcie pod hasłem kolejnej rozprawy z rozdymanym przez siebie reliktami PRL, w czym, nota bene, sekundowała mu Platforma. Wycofanie się Cimoszewicza z wyborów prezydenckich wypuściło powietrze z SLD. Okazało się że nie ma z kim walczyć i Kaczyński błyskawicznie przebudował scenę polityczną, zgodnie ze swoją zasadą rządzenia przez podział i konflikt. Okazało się, że mamy dobrą i słuszną Polskę solidarną, historycznie – solidarnościową i paskudną Polskę liberalną, która miała być wtłoczona w relikty PRL.
 
O ile wcześniejsze dzielenie na komuchów i solidaruchów nie odpowiadało już wtedy faktycznemu podziałowi w społeczeństwie, o tyle ówczesne zredefiniowanie sceny politycznej było trafnym odczytaniem faktycznego podziału społeczeństwa. Na tych, którzy znajdowali siebie w realiach gospodarki rynkowej i parlamentarnej demokracji, ze wszystkimi tego mankamentami i tych, którzy uważali się za skrzywdzonych i poniżonych przez III Rzeczpospolitą. PIS stał się wyrazicielem ich opinii czy zgoła neuroz i fobii. Przejął od LPR, Samoobrony, SLD i resztek AWS ich elektoraty. Jest obojętne czy Jarosław i Lech oraz inni czołowi politycy PIS uznawali to nastawienie za własne, czy je tylko wykorzystywali. Pewnie tak i tak, ale liczą się skutki. Powstał silny obóz polityczny, który wsparty przejściowo przez Platformę, na dwa lata zdominował scenę polityczną. I zdominował Platformę.
 
W elektoracie Prawa i Sprawiedliwości można dostrzec dwa nurty; bogoojczyźniany, przejmujący w nieco złagodzonej formie ideologię Ligi Polskich Rodzin oraz socjalno-roszczeniowy, przejmujący i cywilizujący postawę Samoobrony. Dawały się one pogodzić ze sobą, ale kiedy partia skupiać się zaczęła prawie wyłącznie na tym pierwszym nurcie i opinia publiczna odnotowuje, że wycofuje się ona z dyskursu o urządzaniu Polski, grozi jej, że ta bardziej socjalna część elektoratu przestanie się odnajdywać w PIS. I to może z czasem prowadzić do jego pełnej marginalizacji. Wiek emerytalny i wysokość emerytur, konkretne sposoby funkcjonowania służby zdrowia, zarobki i świadczenia socjalne – wszystko to ma czekać na wyjaśnienie przyczyn katastrofy smoleńskiej ?
 
A teraz ta Kluzik-Rostkowska ! Niezależnie od jej politycznej historii w bieżącym roku, pamięta się, że była ona w rządzie PIS ministrem od pracy i spraw socjalnych. Chyba – z pełnym szacunkiem dla Jacka Kuronia - najrozsądniejszym w III RP. Gdyby Kaczyńskiemu naprawdę zależało na całym swoim elektoracie, to by panią Joannę głośno poprosił o przygotowanie programu polityki społecznej PIS i zapowiedział, że w jego rządzie będzie ona stosownym ministrem, wicepremierem i szefem rady polityki społecznej. W zastawieniu z jej obrazem z czasu niedawnej kampanii mógłby to być magnes dla wielu wyborców.
 
Baza społeczna PIS, ta z oczekiwaniami natury materialnej, nawet jeśli wymówi tej partii, to nie zniknie. Jest, czy będzie, do zagospodarowania przez inne ugrupowania. Mogą to być jakieś nowe wydania partii Giertycha czy Leppera, ale najwięcej tych głosów może przechwycić SLD i mainstream mógłby się ponownie rozszerzyć. Na razie jednak, poza zdecydowaniem słabym PIS-em, Platforma nie ma konkurentów, którzy by mogli ją odsunąć od władzy.
 
W rozwiniętych krajach wybór opcji politycznej przez większość wyborców mieści się w nurcie obejmującym większość przestrzeni politycznej. Zresztą europejska, czy w ogóle zachodnia, prawica i lewica zbliżają się do siebie. W tych warunkach o zwycięstwie decyduje nieraz kilka procent wyborców wahającego się środka. Ale też po wyborach ludzie nie budzą się w innej rzeczywistości, przegrani nie mają poczucia druzgocącej klęski. Populistyczne przeważnie, skrajności, ze swoją alarmistyczną polityką, pozostają na marginesach. W Polsce natomiast, to co tam jest tym marginesem, jest jeszcze dużą partią, która w swym przekonaniu walczy o wszystko, a przegrana kilkoma procentami głosów to dla niej finis Poloniae.
 
Ale dla Jarosława Marka Rymkiewicza, który podjął się roli barda tego nurtu, Polska nie zginie, bo prawdziwi Polacy to tylko ta jedna czwarta, która głosowała na Kaczyńskiego. Dla innych ma zwięzłe: ”jebał was pies”.
 
 
 
 
Partia błędnego rycerza
 
PIS to meduza strasząca tych, którzy lubią być straszeni. W tym m. in. moich skądinąd lubianych i szanowanych kolegów.  A czego się bać ?
Prezes Kaczyński wycofuje się na swoje z góry upatrzone pozycje, swoiste okopy Świętej Trójcy, coraz wyżej wznosi sztandary, izoluje defetystów, a teraz zaczął ich zrzucać z wałów.
 
To ciągle jeszcze daleko więcej niż nisza. Można się tam bronić jeszcze przez kilka kadencji, mając zapewnione miejsca w izbach i samorządach w ilości wystarczającej dla prezesa i najwierniejszych. Ta wciąż duża i wpływowa partia, za sprawą Kaczyńskiego opuszcza mainstream polskiej polityki. Prezes podważa - przede wszystkim werbalnie, lecz to się liczy w polityce - reguły gry w demokracji i PIS staje się antysystemowy. Psuje scenę polityczną, ale jej nie wywraca, nie doprowadzi do buntu, wojny domowej. Naprawdę, nie warto się straszyć. Antysystemowość bowiem polega na tym, że PIS gra o coś innego niż pozostałe partie.
 
Enrichissez-vous citoyens! Wzywające do bogacenia się hasło XIX wiecznego francuskiego polityka, Guizota jest na miejscu w okresach, które wielki francuski historyk Fernand Braudel nazywał długim trwaniem. Wydaje się ono na czasie w Polsce, która być może, po fali przemian, wchodzi właśnie w okres długiego trwania. W Polsce, która dwie dekady temu wróciła do głównego nurtu cywilizacji i ulokowała się w jej czołowych – co by nie mówić o ich problemach - strukturach; NATO i UE. W Polsce, która jest bezpieczna jak nigdy w tysiącletniej historii. W Polsce, która nie tylko wykonała skok cywilizacyjny w tym czasie, lecz w której już tylko w ostatniej dekadzie poziom zamożności zwiększył się o prawie połowę i w której tylko w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy o 100 miliardów zwiększyły się oszczędności ludności. A szeroko rozumiany nurt PIS wzywa nas nieustannie do broni; Aux armes citoyens !
 
 
Polska ma wiele różnorakich spraw do załatwienia. Ekonomicznych, społecznych, kulturowych. Poszczególne partie zajmują różne stanowiska w tych sprawach, lecz nie widać wśród nich mocnego stanowiska Prawa i Sprawiedliwości. Jeszcze w czasie kampanii prezydenckiej Kaczyński mówił o Polsce A i B, o zrównoważonym rozwoju, o reformie służby zdrowia, czyli o sprawach o których należy dyskutować. Po wyborach prezydenckich zabrakło PIS w tych dyskusjach. Nie stoi natomiast Polska przed koniecznością obrony bytu narodowego, swej tożsamości, wolności, integralności terytorialnej. Podobnie jak nie ma tych problemów w innych państwach członkowskich UE. Ale PIS narzuca dyskusję o imponderabiliach, broni niezagrożonych wszak Wartości, przez największe W. Wartości, o których nie może być dyskusji, z którymi nie ma kompromisu. A wszystko ogniskuje się wokół tragedii smoleńskiej, do której teraz dochodzi łódzka.
 
I właśnie to oddawanie pola dysputy oznacza – powtarzam - wycofywanie się tej partii z głównego nurtu polityki krajowej, tego w którym coś się rozstrzyga. Bardziej niż agresywny język i niepoważne demonstracje. W końcu palą pochodnie, a nie opony i nawet już nie kukły, w czym celowali Kaczyńscy za młodszych lat. Zresztą, Lepper nie był delikatniejszy, a do tego blokował drogi, wysypywał zboże na tory. Problem w tym, że za sprawą lidera PIS jego elektorat traci swoją reprezentację w świecie realnej polityki, a przenosi się ona do świata fantomów. W realnej polityce prezes mówi od rzeczy. Coś tam powie o konieczności zachowania publicznej służby zdrowia, co ma się nijak do trwającego już procesu przekształceń placówek w spółki prawa handlowego. Na odczepnego przypomni sobie, że jest za zrównoważonym rozwojem, czyli za inwestowaniem w biedniejsze rejony, a nie w metropolie. Ale to już niż zmienia obrazu PIS jako partii ”smoleńskiej”. A gminach, miastach, powiatach, a nawet na poziomie sejmików wojewódzkich, o wynikach wyborów nie będzie decydował stosunek do odpowiedzialności Putina i Tuska za katastrofę smoleńską.
 
Trzy czwarte na straty
 
Pięć lat temu Jarosław Kaczyński był politykiem pomysłowym i zręcznym. Przed wyborami parlamentarnymi i prezydenckimi zbierał poparcie pod hasłem kolejnej rozprawy z rozdymanym przez siebie reliktami PRL, w czym, nota bene, sekundowała mu Platforma. Wycofanie się Cimoszewicza z wyborów prezydenckich wypuściło powietrze z SLD. Okazało się że nie ma z kim walczyć i Kaczyński błyskawicznie przebudował scenę polityczną, zgodnie ze swoją zasadą rządzenia przez podział i konflikt. Okazało się, że mamy dobrą i słuszną Polskę solidarną, historycznie – solidarnościową i paskudną Polskę liberalną, która miała być wtłoczona w relikty PRL.
 
O ile wcześniejsze dzielenie na komuchów i solidaruchów nie odpowiadało już wtedy faktycznemu podziałowi w społeczeństwie, o tyle ówczesne zredefiniowanie sceny politycznej było trafnym odczytaniem faktycznego podziału społeczeństwa. Na tych, którzy znajdowali siebie w realiach gospodarki rynkowej i parlamentarnej demokracji, ze wszystkimi tego mankamentami i tych, którzy uważali się za skrzywdzonych i poniżonych przez III Rzeczpospolitą. PIS stał się wyrazicielem ich opinii czy zgoła neuroz i fobii. Przejął od LPR, Samoobrony, SLD i resztek AWS ich elektoraty. Jest obojętne czy Jarosław i Lech oraz inni czołowi politycy PIS uznawali to nastawienie za własne, czy je tylko wykorzystywali. Pewnie tak i tak, ale liczą się skutki. Powstał silny obóz polityczny, który wsparty przejściowo przez Platformę, na dwa lata zdominował scenę polityczną. I zdominował Platformę.
 
W elektoracie Prawa i Sprawiedliwości można dostrzec dwa nurty; bogoojczyźniany, przejmujący w nieco złagodzonej formie ideologię Ligi Polskich Rodzin oraz socjalno-roszczeniowy, przejmujący i cywilizujący postawę Samoobrony. Dawały się one pogodzić ze sobą, ale kiedy partia skupiać się zaczęła prawie wyłącznie na tym pierwszym nurcie i opinia publiczna odnotowuje, że wycofuje się ona z dyskursu o urządzaniu Polski, grozi jej, że ta bardziej socjalna część elektoratu przestanie się odnajdywać w PIS. I to może z czasem prowadzić do jego pełnej marginalizacji. Wiek emerytalny i wysokość emerytur, konkretne sposoby funkcjonowania służby zdrowia, zarobki i świadczenia socjalne – wszystko to ma czekać na wyjaśnienie przyczyn katastrofy smoleńskiej ?
 
A teraz ta Kluzik-Rostkowska ! Niezależnie od jej politycznej historii w bieżącym roku, pamięta się, że była ona w rządzie PIS ministrem od pracy i spraw socjalnych. Chyba – z pełnym szacunkiem dla Kuronia - najrozsądniejszym w III RP. Gdyby Kaczyńskiemu naprawdę zależało na całym swoim elektoracie, to by panią Joannę głośno poprosił o przygotowanie programu polityki społecznej PIS i zapowiedział, że w jego rządzie będzie ona stosownym ministrem, wicepremierem i szefem rady polityki społecznej. W zastawieniu z jej obrazem z czasu niedawnej kampanii mógłby to być magnes dla wielu wyborców.
 
Baza społeczna PIS, ta z oczekiwaniami natury materialnej, nawet jeśli wymówi tej partii, to nie zniknie. Jest, czy będzie, do zagospodarowania przez inne ugrupowania. Mogą to być jakieś nowe wydania partii Giertycha czy Leppera, ale najwięcej tych głosów może przechwycić SLD i mainstream mógłby się ponownie rozszerzyć. Na razie jednak, poza zdecydowaniem słabym PIS-em, Platforma nie ma konkurentów, którzy by mogli ją odsunąć od władzy.
 
W rozwiniętych krajach wybór opcji politycznej przez większość wyborców mieści się w nurcie obejmującym większość przestrzeni politycznej. Zresztą europejska, czy w ogóle zachodnia, prawica i lewica zbliżają się do siebie. W tych warunkach o zwycięstwie decyduje nieraz kilka procent wyborców wahającego się środka. Ale też po wyborach ludzie nie budzą się w innej rzeczywistości, przegrani nie mają poczucia druzgocącej klęski. Populistyczne przeważnie, skrajności, ze swoją alarmistyczną polityką, pozostają na marginesach. W Polsce natomiast, to co tam jest tym marginesem, jest jeszcze dużą partią, która w swym przekonaniu walczy o wszystko, a przegrana kilkoma procentami głosów to dla niej finis Poloniae.
 
Ale dla Jarosława Marka Rymkiewicza, który podjął się roli barda tego nurtu, Polska nie zginie, bo prawdziwi Polacy to tylko ta jedna czwarta, która głosowała na Kaczyńskiego. Dla innych ma zwięzłe: ”jebał was pies”.
 
 

”...Skalski to mistrz syntezy ”sprzedawanej”... atrakcyjnie” (Stefan Kisielewski)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka