kalejdoskop kalejdoskop
145
BLOG

Nie chodzimy do Opery. Bo po co?

kalejdoskop kalejdoskop Polityka Obserwuj notkę 0

W Operze grają na skrzypcach, fletach i innych „antycznych” instrumentach, śpiewają jakieś nudne, obcojęzyczne pieśni o miłości, potępieniu, winie i zdradzie, po czym z patosem rzucają się na deski scenicznej podłogi, umierając znacznie dłużej (i głośniej) niż natura na to pozwala. A w dodatku najczęściej za obejrzenie tego wszystkiego trzeba zapłacić.

Kierownictwo Opery więc, ażeby spora dość sala podczas spektakli nie świeciła pustkami, do swego repertuaru co jakiś czas wprowadza dzieła, które podobać mają się nie tylko wyspecjalizowanej, muzycznie wykształconej niszy odbiorców, wyjątkowo trafiające także do ludzi nieco mniej na co dzień tematem Opery zainteresowanych. Takimi spektaklami były między innymi Turandotna Stadionie Olimpijskim (2010) i Kniaź Igorw Hali Stulecia (2011), dzie bardzo szeroko reklamowano oryginalność przedstawień świetnie wykorzystujących specyfikę innych niż zwykle scen – do tej grupy zaliczyć można również Skrzypka na dachu, musical (!) w dwóch aktach autorstwa Josepha Steina, Jerry’ego Bocka oraz Sheldona Harnicka, po raz pierwszy wystawiany we Wrocławiu właśnie w obecnym sezonie.

Garść historii

Libretto Skrzypka na dachuoparte jest na motywach opowiadań Szolema Alejchema (1859-1916), klasyka literatury żydowskiej. Przenosi ono widza na początek XX wieku, do zapadłej wioski na terenie carskiej Rosji noszącej wdzięczną nazwę Anatewka. W mieścinie owej, jak w wielu miejscach w Europie tamtymi czasy, wśród innych obywateli swój spokojny żywot toczą także przedstawiciele społeczności żydowskiej, zachowujący swoje obyczaje i tradycje; Skrzypekskupia się na postaci Tewjego mleczarza, biednego, ale pracowitego, i na pewno religijnego, oraz jego córek i rodzinnych perturbacji, które pojawią się na skutek ich pragnień i namiętności. Mamy tutaj do czynienia z wątkami i postaciami przemawiającymi do wielu gustów – mowa jest tutaj o poszanowaniu tradycji, o pragnieniu wyjścia za mąż z miłości, a nawet o komunistycznych ideałach – a to wszystko na tle odwiecznych prześladowań mniejszości żydowskiej. Nietypowe złożenie, ale to chyba właśnie ono zadecydowało o światowym sukcesie Skrzypka, wystawianego m. in. na Broadwayu.

Zabawa się zaczyna

Najpierw na scenę wychodzi Skrzypek (odwołanie do obrazów Chagalla?), by zagrać coś w rodzaju króciutkiej uwertury, po chwili w temacie Tradycjapoznajemy bohaterów. Wszystko to idealnie prowadzi do kolejnego utworu (oryg. Matchmaker, Matchmaker, przetłumaczone jako Oj swatko, swateńko), by potem, przechodząc między innymi przez If I Were a Rich Man(Gdybym był bogaty), Sunrise, Sunset(O świt, ozmrok) oraz Far from the Home Loveopowiedzieć i zakończyć muzyczną historię – rzecz jasna, przy akompaniamencie jak zwykle świetnej Orkiestry Opery Wrocławskiej pod batutą pani Ewy Michnik oraz udziale artystów baletowych (którzy, oprócz paru momentów, sprawiali wrażenie ludzi bardzo dobrze odnajdujących się w choreografii garściami czerpiącej z żydowskiego folkloru, często łączącej elementy ludowe z nowoczesnym stylem musicalowym). Zachwytem napawają sceny zbiorowe – precyzja scenografii i kostiumów Ryszarda Kai sprawia, że na artystów patrzy się z rozdziawionymi ustami. Wrocławską Anatewkę i opowieść o jej mieszkańcach ogląda się (i słucha) przez to z niekłamaną przyjemnością; ma się wrażenie aktywnego uczestnictwa w oglądanych wydarzeniach (w takim stopniu, że pod koniec chce się z całych sił wykrzyczeć, żeby bohaterowie nie jechali ani do Warszawy, ani do Krakowa, bo przecież wiadomo, że nie skończy się to dobrze), a ze spektaklu wychodzi się, odczuwając rzadką, prawdziwie snobistyczną satysfakcję z właśnie zakończonego spotkania ze Sztuką.

Dokończenie na Kalejdoskopie.

kalejdoskop
O mnie kalejdoskop

Młodzi dziennikarze. O wszystkim, co nas dotyczy, denerwuje i interesuje!

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka