newdem newdem
391
BLOG

__Anty - antysemityzm__- rozwinięcie (cz. 2)

newdem newdem Kultura Obserwuj notkę 10

 

 

Część 1 tego tekstu (nie niezbędna może, ale tłumacząca pewne kwestie formalne całości) jest teraz tutaj.

 

Powoli(i skokami na boki - nie dla draki, lecz dla poszerzenia spojrzenia i odświeżenia - może to jednak bardziej przeszkadza - to z góry przepraszam)zmierzamy do meritum, które jeszcze nie jest konkretem.

 

Nie, nie zacznę od (dobrze byłoby – fachowej) analizy (faktograficznej, dowodowej, warsztatowej, literackiej) książki Grossa. Nie mogę tego uczynić, bo nie mam dostępu do materiału naukowego: materiałów różnej maści, dowodów, itd., nie posiadam też profesjonalnego warsztatu historyka.

Jest jeszcze jeden ważny powód – książki tej nie czytałem. Dość to logiczne, skoro ma się ukazać w Polsce, nakładem ZNAKU-u, w lutym, nadchodzącego już - ale wciąż przed nami - roku.

Tak naprawdę książka Grossa i już rozpoczęta wrzawa wokół niej, są tylko pretekstem dla refleksji bardziej ogólnych. To, co się sądzi, pisze, mówi, jak się reaguje, ocenia, jak wygląda na tym tle dialog między ludźmi, jak jawi się stan świadomości jednostek i jakiejś kolektywnej świadomości (czy nieświadomości) zbiorowej, do czego to prowadzi, jakie są tego owoce – te kwestie wydają się najistotniejsze. I tak naprawdę - nie tylko o antysemityzm czy też nadużycia w tym zakresie tu idzie. O problem dużo ogólniejszy. 

 

Może ktoś czuje się rozczarowany, może zauważy: - a, to taka próba marketingowego chwytu. Niekoniecznie. A przynajmniej – z pewnością – nie przede wszystkim. Choćby dlatego, że chwytów marketingowych na popularność w Salonie jest wiele, każdy w zasadzie skuteczniejszy od tego. Można (niewielki to trud) sprowokować jakaś aferę z osobą publiczną, można wymyślić tekst najeżony tak jednostronnymi i  obraźliwymi opiniami, że mało kto pozostanie nań obojętny i weźmie udział w dyskusji (raczej pyskówce) pod takim wpisem, można napisać ciekawy, pociągający, sprawny, lecz nieszczery panegiryk czy paszkwil, można – przede wszystkim – prowokować, na tysiąc różnych sposobów. Każdy chyba przyzna, że gdyby taki był cel tekstu, coś tu jednak się nie zgadza (złośliwy powie: nieudolna prowokacja, zapewne). 

 

W dniu wczorajszym dziennikarz Eli Barbur napisał był, kończąc swoją salonowa notkę:

 

 

„Książka Grossa ukaże się w okresie, gdy dojdzie do wspólnego posiedzenia rządów Polski i Izraela w Jerozolimie. Ciekawe, czy będzie klinem, czy „catharsisem””. 

 
Pomińmy, na razie, pytanie – czy ta konkretna książka (bo i przecież jej w większości nie czytaliśmy jeszcze) – przyniesie Katharsis.

Dygresyjka:Jak rozumiem, przyniesie wszystkim stronom, wszystkim czytelnikom, Polakom, Żydom, grubym i chudym; no, nie przesadzajmy – można to ograniczyć pytając - czy znacząco, w skali społecznej, wystąpi dobroczynny efekt, nie można jednak ograniczać tylko do efektu u reprezentantów jednej strony, takie prywatne katharsis nie jest czymś rzadkim i może nie jest nim w ogóle - w kontekście, który nas interesuje).

Katharsis

Zakończenie dramatu, tragedii, sztuki, opowieści, historii – uwalniające uczucia, oczyszczające, przynoszące dobrotliwy skutek – znika lęk, towarzyszący wcześniejszym, tragicznym często wydarzeniom na scenie, w miejsce troski, chaosu, niepewności, skonfundowania, zmieszania tokiem akcji, przeciwnościami i zaskakującymi kolejami losu, złowrogą potęgą fatum, nieprzewidywalnym szaleństwem ludzi – nastaje harmonia, przywrócona jest pewność wagi wartości i świata, być może – wraca wiara w człowieka, jesteśmy bezpieczni. Ale nie tacy sami jak wcześniej, katharsis uwalnia nasze lęki, lecz przeżyta historia, także strachy, obawy i wewnętrzne blokady jej towarzyszące, teraz odjęte, sprawiają, że jesteśmy o coś mądrzejsi, dojrzalsi, roztropniejsi, może – wrażliwsi, może – lepsi.

Oczyszczenie

W czym, czego? Żydów tylko i tylko Polaków, a może historii, jako jakiegoś abstraktu, pamięci, współbycia, współ– tożsamości?  

 

Dygresja (trochę o humorze): Niedawno miałem okazję zadać, przez Internet (na  kulturalno – literackim portalu liternet.pl kilka pytań Piotrowi Pazińskiemu, redaktorowi naczelnemu czasopisma „Midrasz”, autorowi docenionej (nominacja do „Nike”) powieści „Pensjonat”, która jest „współczesną głęboką opowieścią o żydowskim losie" (wierzę na słowo, niestety nie czytałem). Zadałem Panu Piotrowi m.in. takie pytanie:

- Czy czytał pan książkęJosepha Telushkina „Humor żydowski:
Co najlepsze dowcipy i facecje żydowskie mówią o Żydach?”
(bardzo polecam – nowe ujęcie, psychoanalityczne można by rzecz, choć lepiej powiedzieć - kulturoznawcze, nowe dowcipy, rzecz zgoła inna i nie gorsza niż klasyczne zbiory H. Safrina czy też wartościowy, obszerny, niedawno wydany zbiór poligloty i wybitnego tłumacza R. Stillera.
(...) Książka jest nie tylko inteligentna, ale we wszystkich chyba miejscach w sposób niesłychanie wyważony, dowcipny - oczywiście, ale przede wszystkim: jakby nieuprzedzony z żadnej strony - ma się wrażenie, że autor wznosi się na szczyty obiektywizmu, czasami ironii, ale tak rozważa różne racje, podejścia, stereotypy itd., że w zasadzie ta książeczka o humorze przecież, jawi się jako pewna summa dobrze pojętego humanizmu, daru patrzenia na inność, uprzedzenia czy zaszłości.
Zmierzam do drugiej części pytania - czy myśli Pan, że można napisać teraz książkę w Polsce, już nie psychoanalizę humoru, lecz książkę, która w ten sposób połączy, w tym wypadku Żydów i Polaków, nie rezygnując z trudnych prawd, ale właśnie, osiągając pewien efekt, bo ja wiem, katharsis? I jakby Pan ją widział?

Na co Pan Piotr odpowiedział:

Nie czytałem Telushkina. Znam kilka antologii żydowskiego humoru i nie zawsze mnie śmieszą. Przeważnie są to zbiory wyrwanych z kontekstu kawałów, z których Żydzi wychodzą jako inteligentni, sprytni, cholernie praktyczni i zgryźliwi. Trochę to prawda, mocno nie. Takie antologie mnie męczą. A książka polsko-żydowska? Nie wiem, nie myślałem o tym, prawdę mówiąc. W ogóle nie planowałem czegoś takiego pisać, nie mam takich ambicji katarktycznych”.


Mały mój komentarz do tej wypowiedzi – w przypadku pozycji o którą pytałem, nie waham się powiedzieć, że jest dokładnie odwrotnie niż w tych zbiorach (czy aby nie chodziło o "kioskowe" wydania ze stajni Leszka Bubla?), o których mówi Piotr Paziński. Dalsza część odpowiedzi dowodzi, być może, pewnego realizmu autora „Pensjonatu”. Cóż, choć ja takich ambicji (i możliwości) i też nie mam, jestem jednak chyba o wiele większym utopistą, co na karb niedojrzałości związanej z wiekiem trudno zrzucić, bo od Pana Piotra dzieli mnie tylko kilka lat, na korzyść jego doświadczenia. 

Po tej, ufam, że nie do końca zbędnej i rozpraszającej dygresji, wracamy do głównego toku.

 

Katharsis.

„Oczyszczenie” współczesnych stosunków polsko – żydowskich?
Z Polakami, żydowskiego pochodzenia, z Żydami – emigrantami z Polski, z Żydami sensu largo– także jako pewnym narodowym, światopoglądowym, ideowym uniwersalium? Można zauważyć – nie ma takiego uniwersalium – sami Żydzi mają, rzecz naturalna, skrajnie różne światopoglądy, przekonania (choćby w kwestiach religijnych czy Syjonizmu – istnienia i, przede wszystkim, polityki państwa Izrael).

Ale można też bronić takiego uniwersalium – Żydów może dużo dzielić ale jednak „coś” bardzo silnie ich łączy (Polaków zdaje się, też; może nawet silniej niż inne narody, te narody, które dużo, więcej niż przeciętna, w historii wycierpiały) – i tutaj nawet zadeklarowany ateista i szyderca (np. Woody Allen) nie wyzwoli się (i chyba nie można rzec, choć i tak się czasem mówi, że jest to niemożliwe wyzwolenie z przekleństwa – naznaczenia, skazy– jest to tak samo przekleństwo jak błogosławieństwo – wspólnoty tradycji, jej bogactwa, wartości, nieprzemijającej specyfiki kulturowej i intelektualnej).
Ktoś się oburzy - nic takiego, powie: "żaden, ani ułamek "przekleństwa" - nic, czego można by się wstydzić, co by, nawet głęboko ukryte ciążyło, żadnego wstydu (co ważne - nawet takiego, gdy nie ma się czego wstydzić, ale wstyd jest nam niejako narzucany - niesprawiedliwie i krzywdząco - to też mnie nie dotyczy, ja na to bimbam, albo nigdy tego nie doświadczyłem). - Przeproszę wtedy - nie chciałem urazić - powiem, wierzę, że Pana/Pani przypadku tak jest. Cóż, cieszy mnie to. Ale pozostanę przy swojej opinii, że raczej jest to wyjątkowe.

 

My, Polacy – tak dumni jesteśmy zwykle z naszego dziedzictwa – żeśmy się bili za innych (i co ważne, za darmo, a inni długu nam swą krwią nie spłacali; choć ostatnio - i słusznie - staramy się pilnować rzetelnego parnterstwa wspomagając inne kraje militarnie - na ile skutecznie to czynimi, rzecz insza), żeśmy przetrwali próby wynarodowienia, że był (i nie zgasł  jeszcze Duch w Narodzie), że wydaliśmy kilku (kilkoro, kilkunastu..) geniuszy. 

A tu też, oczywiście, odnaleźć można przekleństwo (stereotypów o Polakach – tych zasłużonych i niezasłużonych; megalomanii, fałszywego mesjanizmu, pasywnej, wypaczonej martyrologii, pomijając może wady czysto pragmatyczne, bo nie są one tak negatywnie wartościowane moralnie (kłotliwość, słomiany ogień - brak konsekwencji, wybiórczość, pieniactwo - wiadomo) i błogosławieństwo wartości. Ale  i znaleźć można szansę, by, odważając się zidentyfikować bez pozostawiania  strefy mroku (lecz zważając na światłocienie delikatnych, a często decydujących o całości zmiennych i kontekstów) nazwać (nazwać - oswoić, choć z począku kąsa, poznać do końca) przyjąć prawdę.
Im trudniej to przychodzi, tym twardszy i wartościowszy szlif charakteru, obrazu Narodu.

 

Rzadko dostrzega się obie strony medalu. Szukamy często, chyba można jednak tak uogólnić, narodów „gorszych”, biedniejszych, na których ciążą jeszcze gorsze stereotypy – by w typowy sposób zwalczać kompleksy. Kompleksy, jak zwykle – tyleż uzasadnione co nieuzasadnione – kompleksy uzasadnione powstają często poprzez działania, mechnizmy psychiczne – właśnie nieuzasadnionymi kompleksami warunkowane.Tu - przerywam ten wątek, nie chodzi nam o pogłębianie tego rodzaju psychologicznych  analiz. 

 

Katharsis – w klasycznym ujęciu to zwieńczenie kultury sensu strico – sztuki, sztuk pięknych, opowieści, dramatów, obrazów, oddziałujących estetycznie – pobudzających „receptory wartości” – nie tylko „piękna” formy – ale i tego co z pięknem w prawdziwej sztuce się łączy – prawdy i dobra. Gdy choć trochę na to pozwolimy, otworzymy się na przeżycie  bez asekuracji emocjonalnej i innej – sztuka może uzdrowić, może pokazać nasze niedostatki – nie obrażamy się wtedy na nią – doceniamy, że powiedziała o nas coś, co w zasadzie sami wcześniej przeczuwaliśmy – wydobyła to na światło dzienne, sublimowała, zadziałała terapeutycznie. Ale i zadziałała dla naszego rozwoju – stać się dzięki niej możemy, jeśli na to pozwolimy, uchylimy choć trochę poły starego płaszcza. Niewygodny on w lecie - w innej epoce, gdy jarzmo zaborcy czy komunizmu naprawdę już znikło, znoszony, śmierdzący już trochę bywa, co współpasażerowie autobusu czują a my jeszcze nie – bośmy się do tego zapachu przyzwyczaili albo go ingorujemy; przez grzeczność rzadko nam zwrócą na to uwagę, ale coraz częściej zwracają, kiedy wyrzucą z autobusu?

Wywietrzymy przestrzeń uprzedzeń i klaustrofobicznego ego – lepsi, wewnętrznie bogatsi – bardziej wolni. Wolność – ta wartość, która źle pojęta zamienia się w samowolę, która w konsekwencji prowadzi do największego zniewolenia (najprostsze są ekstremalne i wyraziste przykłady: choćby nieumiarkowanie w wolności korzystania z dostarczania sobie podniet - narkomania czy alkoholizm – oba nałogi zresztą nie tyle (od początku czy dopiero później) dostarczają podniet – co usuwają czy łagodzą lęk, przytępiają wrażliwość, dając złudne poczucie bezpieczeństwa nadwrażliwym i niedostosowanym, bywa też – patentowanym leniom). Ten wątek kończymy.

 

Ależ – co to za konkrety w drugiej części padły – tanie moralizowanie 
i to dość banalne (tak surowo?).

Część trzecia - następna notka, ale będzie i 4, a zakończy 5.

newdem
O mnie newdem

Od tyłu czytaj "PLEOROMA". Roma ---> Amor ---> Miłość Pleo ---- Powszechna 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura