kaminskainen kaminskainen
1300
BLOG

Nowe herbaty z chwastów

kaminskainen kaminskainen Rozmaitości Obserwuj notkę 5

Jako że zwykłem byłem odnotowywać na blogu co bardziej trafione herbaty ziołowe (stosowane po prostu do picia, nie ściśle leczniczo), notuję niniejszym ostatnie ciekawostki.

Po pierwsze jiaogulan - nie wiem, czy już o nim pisałem. Jakieś chińskie pnącze, któremu przypisuje się wiele cudownych właściwości - i faktycznie nowoczesna, "usolidniona" wiedza potwierdza przydatność tego zielska i znaczne korzyści wynikające z jego stosowania. Drogie jest niezwykle, ale można w naszym klimacie spokojnie uprawiać w ogródku. Może się wymknie spod kontroli i będzie rosło nad rzekami - jak inne obce pnącze, kolczurka klapowana? Akurat w tym przypadku nie miałbym nic przeciwko. Zielsko to nadaje herbacianym mieszankom nader swoisty, oryginalny aromat i posmak, zbliżony nieco do lukrecji - ale jednak bardziej jakby "orientalny". Świetnie mi się łączy z odrobiną mięty i zieloną herbatą - bo samo to jednak nie to, podobnie jak sama lukrecja nie jest rarytasem - chyba że w postaci wyciągu lub cukierka. Chińczycy nazywają to wręcz "zielem nieśmiertelności" i jakkolwiek z pewnością jest w tym sporo przesady, to ponoć regiony Chin, gdzie pija się właśnie to-to, odznaczają się znacznie dłuższą średnią życia mieszkańców niż regiony, gdzie pija się tradycyjnie zieloną herbatę (oczywiście to nie dowód naukowy - ale jakaś poszlaka już tak). Najsilniej doraźnie odczuwalnym efektem zapijania jiaogulan jest dobry, spokojny sen - co zauważa wielu "użytkowników" zielska.

Wspominałem o tym, że w Austrii mało się pija tego, co my nazywamy "herbatą" - w kuchennej szafce z herbatami znajdziemy lipę, owoc fenkuła, a przede wszystkim mieszanki ziół alpejskich. Tak samo jest w Szwajcarii - gdzie średnia długość życia należy do czołowych w Europie i chyba nawet na świecie (choć Japonię i Islandię ciężko przebić). Oczywiście znowu: to nie jest dowód na "życiawydłużanie" przez pite na co dzień przez Szwajcarów zioła, ale można ostrożnie zakładać, że (jest to) jeden z licznych czynników mających na tę długość życia wpływ. Podobnie, jak "nadprogramowo" długie życie Francuzów przypisuje się spożywaniu znacznej ilości wina (ze szczególnym wskazaniem na resweratrol).

To tak na marginesie uwag o herbatach - czyli codziennych napojach ziołowych, głównie naparch (rzadko robi się też odwary).

Jako że zarówno migreny, jak i AZS leczy się (czy zalecza) głównie różnymi środkami przeciwzapalnymi, szukam właśnie takich ziół zdatnych i bezpiecznych w codziennym zapijaniu. Typowym przykładem może być lukrecja, zawierająca liczne substancje przeciwzapalne o ciekawym, mocnym działaniu, mogąca stanowić alternatywę dla wszechobecnych salicylanów - przynajmniej na mój ból głowy działa dużo skuteczniej od nich (tak, będę to powtarzał w kółko i do znudzenia!). Inne to m.in. uczep i krwawnik - właśnie się za nie zabrałem. Herbatka uczepowa z dodatkiem mięty (niewielkim) smakuje jak mięta, ale delikatniej - ma subtelny, słodkawy posmak, charakterystyczny dla uczepu, który dobrze pija się i bez dodatków. A jednak "przyprawa" w postaci mięty to jest to. Właściwości przeciwzapalne uczepu nie podlegają kwestii, reakcja skóry mojej żony na kąpiele uczepowe jest bardzo dobrym i pewnym wskaźnikiem. Atopowe zaczerwienienie po prostu nie ma prawa ustąpić bez podziałania silnymi substancjami o działaniu przeciwzapalnym; alternatywą jest chemiczna immunosupresja, ale to inna historia.

Drugim ciekawym, silnie przeciwzapalnym chwastem herbacianym jest krwawnik, charakterystyczny biały "baldaszek" porastający wiele łąk i trawników. Przypomina w zapachu wrotycz, działa podobnie pewnie i wielokierunkowo - ale jest bezpieczniejszy, trudno go wprost wrzucić do worka pt. "rośliny trujące" choć dzisiejsza "encyklopedyka roslinna" robi to lekką ręką. Alternatywą jest rozsądne podejście pewnego mykologa głoszącego, że w Polsce występuje tylko jeden grzyb trujący - muchomór sromotnikowy (postuluje on też zmianę nazwy na muchomora zielonego - co najlepiej oddaje istotę sprawy i może nawet zmniejszyć ilość zatruć). Tak należy podchodzić do sprawy - nie zapominając oczywiście wiedzy i rozsądku.

Krwawnika pijał w dzieciństwie nasz kolega - jego mama zaparzała go w połączeniu z miętą i przytulią, o ile dobrze pamiętam. Zainspirowany tą recepturką skomponowałem coś takiego:

Do litrowego dzbanka wsyp:
- krwawnik - trochę;
- miętę - mniej, około łyżeczki;
- lukrecję (jak najbardziej rozdrobniony korzeń) - tyleż;
- oregano (lebiodkę pospolitą) - podobną ilość.

Najlepsze w tej herbacie jest to, że wydobywa ona z lukrecji taką nutę maksymalnie zbliżoną do jiaogulan - co pozwala mi się obyć bez tego bardzo kosztownego suszu (który jednak mimo wszystko będę się starał zawsze mieć na podorędziu). Ogólnie mieszanka świetna w smaku, zdecydowanie polecam. Regularne zapijanie przez jakiś czas (miesiąc) może przynieść ciekawe, zauważalne efekty zdrowotne, co już zdarzało mi się (na sobie) obserwować przy podobnych okazjach.

"Radykał, ale sympatyczny" (z filmu) Szczerzy przyjaciele wolności są niezmiennie czymś wyjątkowym. (Lord Acton)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości