kaminskainen kaminskainen
7678
BLOG

Zioła i AZS - podsumowanie

kaminskainen kaminskainen Rozmaitości Obserwuj notkę 1

Może się komuś wydać przesadą twierdzenie, że terapie odpowiednio dobranymi zielskami dają większe możliwości od klasycznej farmacji w AZS (skupmy się na tym przykładzie). Mamy przecież skuteczne antyhistaminy, każdy dobierze sobie jakąś dla niego odpowiednią, dobrze działającą (mi dobrze służy Cezera, starcza jedna tabletka na 3 dni). Mamy cyklosporynę, czyli immunosupresję - dającą pełne cofnięcie objawów. Oczywiście gwałtowne odstawienie cyklosporyny to gwałtowny powrót objawów - terapia musi być przemyślana i długotrwała, ze zmianami dawkowania - wówczas faktycznie daje nadzieję na większą remisję. Mamy silne, przeciwzapalne sterydy, z wciąż skutecznym hydrokortyzonem na czele - nie tylko do stosowania miejscowego (maść), ale też dożylne i doustne. Tyle możliwości!

Zacznijmy od sterydów doustnych i dożylnych. Mądrzy lekarze unikają ich tak długo, jak to jest możliwe. Trudno z nich potem "wyjść", a skutki uboczne są nieuniknione i, oczywiście, bardzo nieciekawe. Szczęśliwie to nas ominęło. Tyle na ten temat: lekarz uważający takie rozwiązanie za sensowne i zalecane jest słabym lekarzem. To ostateczność.

Immunosupresja - owszem, żona dostała 3 lata temu kosmiczną dawkę dzięki czemu wyszła ze stanu podbramkowego, po prostu "szpitalnego". Po cyklosporynie, którą musieliśmy w pewnym momencie przerwać (przestać podawać), objawy wróciły i były wciąż paskudne, ale już możliwe do bieżącego opanowania przy pomocy antyhistamin i sterydów (maść). Właśnie wówczas byłoby pewnie najlepiej wejść z kąpielami ziołowymi i takimiż kremami/maśćmi, ale nie mieliśmy jeszcze ani takiej wiedzy, ani przeczucia. Choć nie do końca - największą poprawę, większą znacznie niż steryd, dawała jej kąpiel w rozgotowanych i zmiksowanych płatkach owsianych - a owies to klasyczne zioło kąpielowo-przeciwzapalne (zawiera m.in. saponiny). Klasyka to słoma owsiana, ale można użyć także płatków. To był pierwszy wyraźny sygnał, że warto zwrócić uwagę na takie 'alternatywne' środki, gdyż mają (miewają) one najwyraźniej silne, poważne działanie farmakologiczne. Przypomnę, że kortykosterydy syntetyzowano z roślinnych saponin, a one same wykazują silne działanie farmako. Dla przykładu wiele saponin trójterpenowych ma działanie "kortykopodobne" - stąd nie dziwi skuteczna jak sterydy, albo i bardziej - kąpiel w odwarze z lukrecji. No, ale to było późniejsze odkrycie.

Immunosupresja to przede wszystkim już ciężka chemioterapia, bardzo obciążająca wątrobę, a w tak potężnej dawce wręcz  wyłączająca człowieka z normalnego życia. Żona całymi dniami spała a córka nie mogła chodzić do przedszkola, bo gdyby przyniosła do domu np. wietrzną ospę, to konsekwencje mogłyby być nawet najgorsze z możliwych. Całe szczęściem, że znaliśmy już ostropest, najdoskonalszy znany lek osłaniający i regenerujący wątrobę - odczuła wielką ulgę "we flakach". odkąd zaczęła go używać osłonowo "przeciw cyklosporynie".

Niezbyt to brzmi zachęcająco jak na "cudowną terapię", z której tak dumni są liczni dermato- i alergolodzy jako z wielkiego osiągnięcia współczesności, prawda? Oczywiście chwała, że potrafią cofnąć chorego wręcz z nad przepaści - ale co potem? Nierzadko kłopoty.

Otóż nikogo chyba nie trzeba przekonywać, jak ważna jest odporność. Odporność dodatkowo obniżona cyklosporyną jest trwale zjechana, człowiek musi się ze sobą obchodzić jak z jajkiem. Atopicy mają paradoksalnie kłopot ze słabą odpornością - układ odpornościowy strasznie "kozaczy" ale tylko na własnym podwórku. Przesuszona, atopowa skóra (mówimy tu o "wielkoobszarowych" stanach zapalnych) jest idealnym podłozem dla gronkowca, który taką skórę świetnie kolonizuje - praktycznie u każdego chorego, nawet jeśli z początku tego nie widać. Przyjmuje się, że bakterie "trzymają się" takiej skóry stukrotnie lepiej, niż skóry zdrowej, normalnej. W pewnym momencie może dojść do ostrego zakażenia gronkowcowo-paciorkowcowego skóry - i w takim momencie nie można podać cyklosporyny, lekiem jest antybiotyk o odpowiednim działaniu. Dwukrotnie był to duracef, okazał się bardzo skuteczny i co ciekawe, przeleczenie tego zakażenia bakteryjnego skóry (bardzo nieprzyjemna rzecz swoją drogą) spowodowało ogólne oczyszczenie skóry - żona była przez jakiś czas "po prostu zdrowa". Wypadały średnio dwie takie terapie w roku - ostatnia miała miejsce jesienią, tym razem dostała augmentin dla odmiany i wydaje się, że działał słabiej od duracefu, skóry oczyściła się lecz nie do końca.

I tutaj przyszedł czas na poważną, "doustną" terapię zielskiem - bo po prostu okoliczności wymuszały podjęcie jakichś działań w celu wzmocnienia odporności na te zakażenia - żeby już nie wracały albo przynajmniej, żeby stały się jak najrzadsze. Po dłuższym namyśle i zasięgnięciu opinii wybór padł na ziele jaskółcze - czyli glistnika. Jest to śliczna i bardzo "mocna" roślinka o bardzo wszechstronnym zastosowaniu dla poważnie chorych ludzi. Po pierwsze znane i opisywane w poważnej literaturze medycznej (prof. Ożarowski) jest jego działanie przeciwuczuleniowe i przeciwzapalne - niektóre stany zapalne w postaci zaczerwienienia (niektóre tzn. pewnego typu - egzemy są różne) schodzą, gdy przyłoży się na dłużej liść glistnika, polecam taki eksperyment, naprawdę zadziwiające. Po drugie, glistnik ma silne działanie bakteriobójcze i bakteriostatyczne, ogólnie działa świetnie na mikroby - to akurat chyba zawdzięcza bogatej grupie alkaloidów zwanych chinolinowymi. Po trzecie napar z glistnika to silny środek rozkurczowy i uspokajający, działa jak no-spa i lekki psychotrop uspokajający w jednym (określenie "psychotrop" nieprzypadkowe - to działanie glistnika ma charakter "narkotyczny" tj. wynikający z przyłączania się pewnych alkaloidów do pewnych białek receptorowych; glistnik zawiera substancje "średnio narkotyczne", jak to opisuje literatura). Jakie ma to znaczenie dla atopików? Ano bardzo duże - na tyle, że w ciężkich przypadkach dobry dermatolog wypisuje lekki psychotrop na uspokojenie - co pozwala choremu mniej się złościć na chorobę i lepiej (spokojniej) spać - dzięki czemu mniej się drapie i nie pogłębia choroby. "Po kolejne" - powszechne są doniesienia o bardzo poważnym wzmocnieniu odporności na skutek kuracji glistnikowej (doustnej).

Donosi się także co prawda o hepatotoksyczności glistnika ale jak to donosy - do obiektywnych raczej nie należą. Zwrócmy uwagę, że raczej (ostrożnie) uznane działanie przeciwnowotworowe glistnika jest podważane, jako że opiera się je na "pojedynczych przypadkach" wyleczenia nowotworów. Z kolei takie pojedyncze przypadki uszkodzenia miąższu wątroby urastają do rangi poważnego zagrożenia - gdy bardzo podobne działanie wielu farmaceutyków na niektórych pacjentów są już tylko "niepożądanym skutkiem ubocznym". Dr Różański badał szczegółowo oddziaływanie glistnika na narządy wewnętrzne przez kilka lat, "przerobił" w ten sposób kilka tysięcy (!) świń i kurczaków. Zmiany anatomiczne w miąższu wątroby uwidaczniały się jedynie u tych zwierząt, które miały pewne wrodzone wady metabolizmu - wywoływało to łańcuszek biochemicznych reakcji prowadzących do uszkodzenia wątroby. Ludziom się to zdarza na skutek zażycia popularnego paracetamolu - także w przypadku pewnych wrodzonych wad metabolizmu. Jest zatem glistnik lekiem równie "groźnym", jak paracetamol. Piszę to z przekąsem ale oczywiście - tak mocny lek bierzemy ostrożnie, z rozwagą i tylko, gdy jest konieczny. Żona połączyła go, zgodnie z radą Różańskiego, z solarenem (alkoholowy wyciąg z kłącza kurkumy) - wzmacniającym działanie glistnika i działającym osłonowo na wątrobę. Efekt? Zaskakująco dobry - synergia wymienionych wyżej oddziaływań glistnika dała o sobie bardzo mocno znać, skóra wyczyściła się do końca - pospolite zielsko dokończyło robotę, z którą nie poradził sobie tak do końca antybiotyk. Znacznie się "przytępiły" same objawy AZS, samopoczucie było bardzo sympatyczne i uspokojone. Był to efekt trzytygodniowej terapii - 3x dziennie płaska łyżeczka zaparzona pod przykryciem.

W trakcie trzytygodniowej przerwy w braniu glistnika znów zaczęło się pogarszać - albo tak samo wyszło, albo dał o sobie dobitnie znać "brak gliździka", jak go sobie przezywamy. Następna, czterotygodniowa tym razem kuracja, dała ten sam efekt co poprzednia, jeszcze go pogłębiając. Zaraz po glistniku zaczęła brać rdestowca - co już z grubsza opisałem. Tu należy zaznaczyć, że żona wypiła wcześniej w zeszłym roku ogromną porcję mieszanki wg przepisu Różańskiego, zawierającej korzeń mydlnicy i pokrzywy, kwiat arniki, jerbę/zieloną herbatę i chyba coś jeszcze... Tak czy inaczej ma ta mieszanka, wyjątkowo okrutna w smaku (jakby papierosy do picia), odbudować odporność pacjenta wytłumiając jednocześnie agresję autoimmunologiczną - bo właśnie coś takiego jest marzeniem atopików, a nie zwykła immunosuprecja. Otóż jest wiele surowców zielarskich pozwalających projektować tego rodzaju terapie, a wiele osób donosi o ich bardzo dobroczynnym działaniu i wysokiej skuteczności. Dość powiedzieć, że żona z osoby najbardziej chorowitej w rodzinie stała się osobą najbardziej odporną - przy jednoczesnej walce z ciężkim AZS, gdzie z pewnością odnotowała wielkie sukcesy i osiągnęła ni mniej, ni więcej - tylko właśnie znaczne wytłumienie autoagresji! Zwróćmy przy tym uwagę na długotrwałość terapii - wielki Słój Mydlnicy był rozpijany przez parę miesięcy, glistnik był pity (z przerwą) przez siedem tygodni. Nie działają te środki tak, jak dobre farmaceutyki - że bieżemy antyhistaminę i jeśli ona jest dobrze dobrana, to po prostu blokuje histaminę i pokrzywki znikają pierwszego dnia zażywania. Zielsko działa powoli, ale cierpliwie - można to opisać nie jako "blokowanie" czegoś określonym związkiem czynnym, tylko jako długotrwałem, powolne przestrajanie układu odpornościowego. Niby z dnia na dzień nie było widać efektów, ale po pół roku jest się w zupełnie innym miejscu, niż wcześniej.

Oczywiście w międzyczasie konieczne było doraźne działanie bezpośrednio na skórę - i tutaj wielkim odkryciem okazały się kremy z wyciągami ziołowymi o silnym działaniu przeciwzapalnym. Okazuje się, że przeprowadzano badania kliniczne dowodzące, że prosty wyciąg alkoholowy z rumianku, dostępny w aptekach jako herbapolowski Azulan, działa (jako suchy wyciąg lub w maściach) równie dobrze lub lepiej, niż... hydrokortyzon i wiele innych syntetyków przeciwzapalnych. Jest to zatem po prostu ogólnodostępna wiedza medyczna - ale dermatologia powszednia ogranicza się wyłącznie do wypisania recepty na steryd. Pacjenci tkwią więc w mylnym przekonaniu, że nie mają wyjścia i smarują się latami niszczącymi skórę sterydami. tymczasem roslin przeciwzapalnych jest wiele, wymieniałem je już wielokrotnie. DZIAŁAJĄ, nie dając typowo sterydowych skutków ubocznych. Zapewne, w ostrym zapaleniu konieczny może być steryd - ale JEDNOCZEŚNIE należy używać wspomagająco maści ziołowe. W pewnym momencie to one będą środkiem głównym, a steryd będzie używany wspomagająco - bo dzięki kremom ziołowym przerywamy błędne koło polegające na gaszeniu stanu zapalnego kosztem uszkodzenia skóry - gdzie znów na skutek tego łatwo wdaje się stan zapalny. Dlatego tak szalenie ważne jest, aby szukać alternatyw - a one są, i to liczne. W tej chwili od chyba półtorej miesiąca steryd jest odstawiony - przeciwzapalne działanie wrotyczu, glistnika czy rumianku wystarcza w zupełności. Jest to działanie silne i pewne - żeby ktoś nie myślał, że ono jest jakieś delikatniusie i w sam raz dla niemowlaka...

O roli kąpieli ziołowych też już sporo pisałem - odegrały one wielką rolę, w tej chwili stosujemy je dość rzadko, może średnio raz w tygodniu, nawet rzadziej. Bywało, że były konieczne codziennie - i wówczas ratowały tyłek dużo skuteczniej, niż sterydy. Oczywiście bez skutków ubocznych.

Cały osobny temat-epopeja to skóra twarzy. Nie można twarzy smarować sterydami, robi się to wyjątkowo i zawsze krótko - potem należy przejść na immunosupresyjny, miejscowy protopik (maść). Niestety wciąż trzymający się skóry gronkowiec uniemożliwiał jego stosowanie. Skutecznym (i to bardzo) wyjściem okazał się napar wrotyczowy w rozpylaczu - oczyszczał skórę twarzy z bakteryjnych i prawdopodobnie także demodexowych (nużeńcowych) zmian, pokazując na tym polu prawdziwie killerską moc. Jednocześnie działał przeciwzapalnie, ograniczał bądź usuwał zaczerwienienie (nie polecam go jednak "na pałę" i każdemu - trzeba to wpierw wypróbować ostrożnie). Jest środkiem brutalnym - więc piecze, podrażnia itd. ale z czasem przynosi wielkie korzyści. Takiego porządku z twarzą, jaki udało się zrobić przy pomocy wrotyczu, nie dałoby się osiągnąć klasycznymi lekami - opisana powyżej sytuacja była w zasadzie patowa. Teraz na lekkie zaczerwienienie twarzy odpowiada się pielęgnacyjno-przeciwzapalnym kremie z glistnikiem lub rdestowcem - i zaraz jest poprawa, stan zapalny schodzi niemal "w oczach".

Dotychczasowe doświadczenie pokazuje, że silne, klasyczne leki (sterydy, immunosupresja, antybiotyk) są w takiej chorobie przewlekłej jak AZS potrzebne, ale doraźnie i na krótki czas, dosłownie do pojedynczych akcji, do opanowania zbyt zaognionego stanu. Jak najszybciej należy przy tym włączać do terapii wszelkie dostępne środki związane z dostępnymi roślinami leczniczymi - a rośliny są na każdą chorobę, przynajmniej znacznie wspomagające jeślio nie zaraz rozprawiające się z chorobą raz na zawsze. Zioła są złotym środkiem i wielką nadzieją chorych cierpiących na uciążliwe choroby przewlekłe - tutaj stają się bronią główną, z czasem nawet jedyną (jak u nas). W stanie ostrym, faktycznie, traktujemy je wspomagająco - ale włączamy do leczenia jak najszybciej. To bardzo wazne.

Bardzo wielkim, a wręcz śmiertelnym błędem "dzisiejszych pacjentów" jak i większości lekarzy jest przekonanie, że zioła to są dobre na przeziębienie i ból brzucha - a w poważnych chorobach należy używać "poważnych leków". Przykład mojej żony pokazuje jak wiele można dzięki ziołom zdziałać, jak można wyjść na prostą i dosłownie rozświetlić horyzont - i to działając z początku po omacku, intuicyjnie, zbierając urywkowe informacje. Panie i Panowie - zioła są nierzadko POTĘŻNYMI lekami. Nie lekceważcie ich nigdy - NIGDY, w żadnej chorobie.

"Radykał, ale sympatyczny" (z filmu) Szczerzy przyjaciele wolności są niezmiennie czymś wyjątkowym. (Lord Acton)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości