kaminskainen kaminskainen
7869
BLOG

Robimy krem - przewodnik

kaminskainen kaminskainen Rozmaitości Obserwuj notkę 13

W związku z pytaniami różnych ludzi postanowiłem napisać prosty przewodnik "zrób sobie krem" - krem tego typu, jaki sam wykonuję tj. krem z wyciągami ziołowymi na lanolinie.

Jak już parokrotnie wspominałem, krem można ucierać w dużym, kamiennym moździerzu (lekko ogrzanym, nie ma parzyć) - lub mieszać składniki spieniaczem do kawy (mikserkiem) na gorąco w zlewkach/szklankach/słoikach ogrzewanych na łaźni wodnej tj. w garnku z gorącą wodą.

Zanim się zabierzemy za robotę, musimy sobie zgromadzić i ułożyć w jako-takim porządku nasze surowce:

- lanolinę,
- mieszankę naturalnych, nierafinowanych olejów, maseł i wosków (baza),
- wybrane wyciągi ziołowe - nalewki, intrakty, mocne napary i maceraty,
- olejek eteryczny.

Słowo komentarza. Lanolinę da się kupić w aptece, ale wychodzi bardzo drogo. Jeśli zamierzamy robić kremy "do odwołania" bo już przekonaliśmy się o ich skuteczności, to warto kupić na allegro kilogram lanoliny farmaceutycznej - jest dostępna w cenie wielokrotnie niższej, niż apteczna. Mieszanka oleków i maseł (masło karite, kokosowe) to nasza baza - przetapiamy po prostu wybrane tłuszcze w słoju wstawionym do wrzącej wody (czyli do gara stojacego na małym gazie). Spory dodatek wosku pszczelego (np. ze świecy) jest o tyle korzystny, że "produkt finalny" ma dzięki niemu lepszą konsystencję typu "pomada" - niektórych "kremorobów" zniechęciła konsystencja kremu lanolinowego przypominająca budyń, choć dla mnie jest ona całkiem przyjemna. Proporcje tych olejów i wosków dobieramy "na oko" tak, aby uzyskać porządaną konsystencję kremu. Wyczucie zaś przychodzi z praktyką - mi znacznie pomaga "chemiczne oko", właśnie "na oko" udaje mi się zwykle bardzo dokładnie dobrać ilość składników w taki sposób, że wychodzi mi z tego dokładnie tyle pudełek kremów, ile sobie zaplanowałem :)

O wyciągach ziołowych już parokrotnie pisałem - używamy intraktu glistnikowego (łatwo przyrządzić, właśnie ziele jaskółcze zaczęło kwitnąć), nalewki wrotyczowej, naparu z kwiatostanu lipy, wyciągu alkoholowo-wodnego z rumianku i nagietka (dostępne w aptekach jako Azulan i Azulacen - nic, tylko kupować), wyciągów z rdestowca, wyki, przetacznika, przytulii itp. Są to więc same pospolite, łatwe do rozpoznania rośliny. Przepisy wykonania rozmaitych wyciągów znajdziemy w Internecie. Od siebie mogę polecić mocne maceraty ze świeżego ziela - np. w przypadku glistnika dają wspaniałe efekty w kremie. Kilkanaście liści glistnika przeciskamy przez praskę do czosnku i zalewany w proporcji objętościowej 1:1 zimną wodą. Po kilkugodzinnej maceracji ciecz odsączamy, a "fusy" dodatkowo wyciskamy przez gazę. macerat można zamrozić na zapas, a przed rozrobieniem go w kremie obowiązkowo konserwujemy - spirytusem, gliceryną lub dodatkiem jakiejś nalewki, np. wrotyczowej, nagietkowej itd. Zawartość alkoholu ok. 15-20% w fazie ciekłej kremu w zupełności wystarcza.

Mamy już więc przygotowaną lanolinę, wyciągi roślinne (na początek wystarczy Azulan i macerat z jaskółczego ziela, jak to "chwyci" to możemy włączać i inne zielska - a jak nie chwyci, to w sumie też warto próbować innych roślin) i bazę (ową przetopioną mieszaninę olejów i wosków naturalnych). Stawiamy sobie na blacie kuchennym tęgi, kamienny moździerz, nieco podgrzany na płytce żeliwnej lub nawet bezpośrednio na gazie (robiłem i tak), odmierzamy i wlewamy doń 15 ml wyciągów ziołowych (wliczając w to ewentualny konserwant - w przypadku Azulanu/Azulacenu zbędny), po czym aplikujemy ok. łyżki lanoliny bezwodnej farmaceutycznej. Ucieranie jest łatwe i przyjemne - proszę się nie zrażać, jeśli nie pójdzie od razu. Na zimno uciera się źle, lanolina jest sztywna i nie chce chłonąć wody (wyciągu); z kolei lanolina upłynniona się przelewa pod tłuczkiem kamiennym i także się nie uciera; następuje jednak moment, w którym lanolina przybiera optymalną, uplastycznioną konsystencję - i momentalnie łączy się z wyciągami ziołowymi, zmieniając swój wygląd z przejrzystej, brązowożółtej substancji w budyniowatą, jasną pulpę zabarwioną dodatkowo wyciągiem ziołowym (żółcie, brązy itd.). Teraz dodajemy "na oko" bazy olejowo-woskowej - albo przetopionej, co ułatwia mieszanie, albo w postaci stałej, bo utarcie jej w letnim jeszcze moździerzu nie stanowi problemu. Gotowy, płynny lub półpłynny (w każdym razie nie gorący) krem mieszamy jeszcze z paroma/paronastoma kroplami olejku eterycznego (goździkowy, geraniowy, herbaciany, pichtowy) i przelewamy do pudełka na kremy o objętości 100 ml - po czym odkładamy, aby sobie stężał. (Uwaga: przypis jest właśnie na ok. 100 ml kremu - wyciągi ziołowe powinny stanowić max ok. 15% objętości kremów.)

W przypadku użycia spieniacza do kawy sprawa jest równie prosta: wstawiamy szklankę z łyżką lanoliny i wyciągu ziołowego do łaźni wodnej (gara z gorącą wodą), a gdy się rozpuści - "robimy" ją spieniaczem. Momentalnie faza wodna z tłuszczową łączą się - i od razu dolewamy naszą przetopioną, też na łaźni wodnej, bazę olejową - i znów rozrabiamy mieszadełkiem (spieniaczem). Następnie do przestygłego kremu dodajemy olejek eteryczny (nie jest niezbędny, ale dużo daje), mieszamy i przelewamy do pudełka/słoiczka.

Sporządzenie tymi sposobami ok. 500 ml różnych kremów w ciągu jednego wieczora nie stanowi żadnego problemu.

Skuteczność kremów ziołowych jako zastępnika sterydowych i niesterydowych leków przeciwzapalnych jest dobrze znana - także zresztą "medycynie oficjalnej", bo kto zechce ten dotrze do naukowych, medycznych tekstów w różnych językach dowodzących skuteczności wyciągów z wrotyczu czy rumianku (nie są one jednak łatwo dostępne, na byle kliknięcie w google). Nie każdy jednak typ "egzemy" są one w stanie obsłużyć: rozległe, zaczerwienione przesuszenia (stany zapalne skóry) mojej zony leczą dalece lepiej od sterydów, jednak już moje "pęcherzykowe" wypryski na dłoniach są na nie raczej obojętne; tak czy inaczej kremy ziołowe służą mi jako środek wspomagający, pozwalający znacznie ograniczyć stosowanie "psujących" skórę sterydów. Żona zaś niczego innago do smarowania od dawna nie używa.

Na koniec małe ale ważne ostrzeżenie: unikamy "babrania" się w zmielonym glistniku gołymi rękami, a już zwłaszcza nie wolno takim sokiem z glistnika zatrzeć oka! Natomiast gotowy krem jest bezpieczny w stosowaniu, nie musimy się go obawiać. Ziele jaskółcze wymaga ostrożności przy obróbce i stosowaniu, jest jednak środkiem tak cennym i skutecznym, że po prostu nie stać nas, ludzi, na jego pominięcie czy odrzucenie. To fenomenalne ziele.

"Radykał, ale sympatyczny" (z filmu) Szczerzy przyjaciele wolności są niezmiennie czymś wyjątkowym. (Lord Acton)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości