kamiuszek kamiuszek
1064
BLOG

Konflikt kompetencji - a jeść trzeba

kamiuszek kamiuszek Rozmaitości Obserwuj notkę 13

Wszyscy wiemy, jakie emocje iskrzą w kuchni - tym najświętszym z domowych miejsc - gdy pojawia się tam kilka kobiet jednocześnie i każda zna się na gotowaniu najlepiej. I najgorsze, że to jest rzeczywiście najprawdziwsza prawda - każda zna się najlepiej. Czasoprzestrzeń wygina się, mięknie i struny z teorii strun rozłażą się jak nitki makaronu, o którym się w kawalerskich czasach zapomniało. 

To, że świat nie utonął w pierwotnej zupie kwarków, to prawdziwy cud, bowiem trwa konkurs Blog Roku, którego organizatorzy - lekceważąc ryzyko na jakie narażają ludzkość, glob ziemski i połowę drogi mlecznej - zaprosili blogerki pichcące do zaprezentowania się i bezpardonowej rywalizacji.

Weźmy taką oto sytuację z ostatniej chwili: moja niespełna dwuletnia córka weszła w konflikt kulinarny z własną matkę, czyli moją żoną. Małą ciągnie do kuchni. Rozkaz "na góje!" oznacza, że trzeba ją postawić na blacie, aby mogła dokonać przeglądu przypraw. Zioło, zioło. Robi to regularnie kilka razy dziennie, tak że już i ja nauczyłem się bez pudła odróżniać co to jele anielskie a co pieprz, bo ancymon od liścia lalowego (pochwale się) odróżniałem już dawno. Oprócz tego jak to dzieci - wyciąganie garów i wszystkiego co się da i nie da wyrwać z dolnych szafek. Teraz jednak doszło do poważnego konfliktu kompetencyjnego - mała uznała, że chleb powinno piec się w innej temperaturze niż nastawiona przez matkę, więc przestawił cichcem pokrętło.
Gdy rzecz się wydała, jakiż był z tego foch! Jakież zapalczywe ratowanie wypieku tymi pokrętłami. Ostatnio nam się nie przelewa, ale bez przesady - to tylko jeden bochenek - staram się uspokoić. Nic to nie dało, więc stąd moje przeświadczenie, że poszło o czynniki inne niż marnacja składników, a już na pewno nie o kwestię rzekomej zakalcowatości. Istotnie, chleb wyszedł trochę taki płaskawy, ale w tajemnicy powiem, że moim zdaniem przepyszny.
 
Jakby kulinariów było mało, organizatorzy połączyli  tę najżywotniejszej wagi tematyką ze zdrowiem. Na tym to już znają się wszyscy - nawet ta młoda lekarka w nocnej przychodni, którą oderwałem od serfowania po internecie, bo akurat syn miał zapalenie ucha. Była niezadowolona z tego powodu, no i z tego, że jej od progu powiedziałem właśnie, że syn ma zapalenie ucha, na co ona, z tą charakterystyczną dla ekspertów troską o własną pozycję, fochnęła - a kto postawił diagnozę? Już tłumaczę, pani doktor, syn był przedwczoraj na wizycie kontrolnej, bo miał zapalenie oskrzeli i tamta doktor powiedziała, że jest leciutkie zapalenie ucha. Ale się rozwinęło zamiast zniknąć, bo wiadomo, że weekend na takie przygody najlepszy, więc oto jesteśmy. Tak. Boli. Ale niesmak do końca wizyty pozostał.
 
Nie była to krótka wizyta, bo musiałem odczytać wszystkie informacje i pytania ze ściągi przygotowanej przez żonę  - syn jest alergikiem - jak to dobrze, że doktora miała tego tableta, bo zaraz sprawdziła, co to za lekarstwo, które tam moja żona wykaligrafowała. Jeszcze tylko połączenie gorącą linią telefoniczną lekarki z żoną. I już recepta, no i lecimy do apteki, a potem do domu. W domu wyśpiewałem dawkowanie antybiotyku. Czterdzieści - upieram się bez przekonania, bo tak stało na recepcie. Pamiętam do dziś. Niemożliwe - mówi żona. Ja radzę, żeby zadzwoniła do apteki, bo tam ta recepta jest, a tej doktor nie ma co wierzyć. Fakt, nie popisałem się tu  logiką. Żona dzwoni do przychodni. Miła pani z recepcji, co to koleżance opowiadała, jak fajnie jest na meczach piłkarskich (powaga) leci przez korytarz do gabinetu lekarki, odrywa ją od netu, pyta o czterdzieści tego antybiotyku dla tych dwóch, co to jeden mały z uchem a drugi równie zorientowany. Pani doktor sprawdza, udziela fachowej odpowiedzi. Recepcjonistka dawaj do telefonu i już żona słyszy w słuchawce - nie czterdzieści, a cztery! Teraz się zgadza. Niech będzie, że to ja pomyliłem. 
No więc mamy dwie potężne i pełne niebezpieczeństw i okazji do awantur dziedziny wiedzy, zebrane w jedną kategorię: Zdrowie i Kulinaria. I w tej oto kategorii startuje blog mojej małżonki:
 
 
W wiadomość należy wpisać D00149 i wysłać pod nr 7122. Koszt to 1,23 zł.
Zysk organizator przeznacza na cel charytatywny.
00 w kodzie to są zera, a nie litery "o". 
 
Jeden telefon może zagłosować tylko raz na każdy z blogów. Więc jak ktoś jeszcze nie głosował na Smakołyki Alergika, to bardzo proszę to uczynić.
 
Blog się przydaje matkom małych alergików, szczególnie matkom karmiącym piersią i wszystkim, którzy musząc coś jeść a zwykłe, tradycyjne receptury ze względów alergicznych mogą dla nich zabójcze. Kiedyś uważałem alergię za medialną fanaberię, no to dostałem nauczkę. Ponuro jakoś zabrzmiało, więc na koniec powiem, że choć blog ten nie jest nastawiony przyjemnościowo - to prezentowane tam dania są po prostu bardzo smaczne.
 
Serdecznie Dziękuję Wszystkim, którzy już SMSowali.
kamiuszek
O mnie kamiuszek

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości