KAP1 KAP1
1767
BLOG

48. Niebieskoocy

KAP1 KAP1 Kultura Obserwuj notkę 16

Z komentarzy przy poprzedniej notce przebija zdanie, że nie powinienem samodzielnie uczyć Wiki, bo "nauczyciel zawsze ma rację, nawet jak nie ma" i jak nie chce czegoś nauczyć to nie. Bo faworyzowanie i antyfaworyzowanie konkretnych dzieci przez nauczyciela jest fair, a wspieranie dziecka przez rodzica, który jest specjalistą w jakiejś dziedzinie już fair nie jest.

Pomijając już obowiązek wychowywania dzieci przez rodziców, co jest wpisane w programie każdej szkoły, że rodzic powinien wspierać w nauce. A może się mylę? No dobrze. Może tak jest tylko w tej szkole, że na wywiadówkach jest zawsze prośba o wsparcie nauczycieli w procesie nauczania, poprzez uczestnictwo rodziców w odrabianiu lekcji i uczeniu się dzieci nowego materiału.

Ale wsparcie rodziców wsparciem, a ja pozwolę sobie tutaj wrzucić krótki dialog, który ilustruje, że czasami takie wsparcie jest niezbędne i to na większą skalę. Jest to scenka z pewnego eksperymentu, o którym dalej:

- Powiedz m co to jest stres?

- Stres to jest świadomość, kiedy posyłasz swoje dzieci do szkoły po to, żeby uczyły się jak być najlepszymi. Nieważne co powiedzą lub zrobią - to zawsze jest za mało. Na zasadzie: "Zawsze znajdę jakiś błąd. I sprawię, że będziesz tak sfrustrowany, że nie będziesz w stanie się uczyć. Weźmiemy Ciebie pod lupę, sprawdzimy i powiemy co jest nie tak z Twoim dzieckiem. Dodamy je do naszych statystyk i będziemy sadzać w ostatnim rzędzie." I dzień w dzień musisz mówić swojemu dziecku, że jest w porządku, że da sobie radę. A ono codziennie wraca do domu zranione, czasem pobite. A ty powtarzasz w kółko to samo - "dasz sobie radę" I w ten sposób tracimy czas starając się podbudować jego poczucie własnej wartości. Podczas gdy ten czas, powinien być wykorzystany na naukę. I dzieci to wiedzą. To jest właśnie stres.

To scena z filmu, pt. Niebieskoocy.

  • Film przedstawia przebieg doświadczenia, jakie przeprowadziła w 1995 roku Jane Elliott walcząca przeciwko rasizmowi w Stanach Zjednoczonych. Eksperyment polegał na podzieleniu osób uczestniczących w badaniu na dwie grupy według nieistotnej i mało zauważalnej cechy dla nich charakterystycznej, jaką jest kolor oczu. Ludzie o niebieskich oczach zostali do celów badania uznani za grupę " gorszą", " mniej inteligentną", "mniej wartościową". Jane Elliott deprymuje niebieskookich, poniża w celu ukazania, z jakimi trudnościami boryka sie społeczność afroamerykańska na co dzień jedynie ze względu na to, iż mają ciemny kolor skóry. Podczas badania przedstawia mechanizmy dyskryminacyjne, jakimi przeciętni amerykanie podświadomie się posługują. Badanie trwa 2,5 godziny, a większość uczestniczących w nim niebieskookich nie wytrzymuje złego traktowania. Film wzbogacony jest wypowiedziami Jane Elliott na temat jej działalności zwalczającej rasizm.[źródło: filmweb.pl]

Głęboko polecam obejrzenie tego filmu wszystkim, którym się wydaje, że można dziecko pozostawić na pastwę nieżyczliwego nauczyciela. Bez obrony. Bez wsparcia.

I kolejny przykład z życia, napisany przez Tichiego:

  • wezwano nas do szkoły, i wychowaczyni zakomunikowała nam, że musimy dziecko przenieść do szkoły specjalnej, gdyż chłopak jest ociężały umysłowo, nie daje sobie rady z materiałem pierwszej klasy, przy tym rozrabia i jest niegrzeczny.
  • O tyle obiektywnie szkoła podeszła (dokładniej - nauczycielka), że skierowano nas do poradni. Po serii testów, psycholog nas wezwała, i przedstawiła diagnozę. Chłopak był na poziomie klasy co najmniej czwartej, jeżeli nie wyższej. Zarekomendowała przeniesienie do klasy wyższej, może nawet do trzeciej. Byłaby jednak za duża różnica wieku między nim a innymi uczniami, więc zdecydowaliśmy przeniesienie do klasy drugiej. Był to może błąd, bo sytuacja w kolejnych latach powtarzała się, z tym, że kolejni nauczycieli stawiali piątki albo dwóje, raczej nic pośredniego. Oczywiście, ocena ze sprawowania była nieodmiennie niska. Nie wiem jak by się sprawy rozwinęły, gdyby nauka w polskiej szkole była kontynuowana.[źródło]

Tichy pisał też u siebie w komentarzu, że umiał czytać w wieku 6 lat, jego syn też, a więc przed czasem. Niezgodnie z "procesem pedagogicznym", zatwierdzonym na jakimś zebraniu, gdzieś tam w w jakimś Ministerstwie. To też zabronione, bo jacyś inni rodzice nie mieli czasu lub nie chcieli nauczyć?

A najważniejsze, co mam odpowiedzieć, gdy dziecko zapyta:

- Co tam wkładasz na płytę główną? (no tak, wbrew "procesowi dydaktycznemu" zna to pojęcie)

- To jest pamięć.

- A ile? 

- Dokładam 4 GB.

- A ile to jest?

Ups. Przepraszam. Nauczyłem moją córkę przedrostków stawianych przed bajtami KB, MB, GB, TB. No i oczywiście, że bajt się składa z bitów. Nauczyłem systemu dwójkowego i dziesiętnego (dlaczego 1KB = 1024 bajty a nie 1000). Przechodzenia pomiędzy nimi i zrobiłem wstęp do bramek, bo Wiki nie chciała uwierzyć, że komputery operują na bitach. Pokazałem różne pamięci, RAM, flash, dyski twarde, a nawet było o pliku stronicowania (dlaczego komputer nagle spowalnia).

No i najwazniejsze dla Wiki - ile pamięci ma jej komórka i jakiej, oraz ile "ważą" pliki MP3, które może sobie kopiować na komórkę, by wiedzieć które warto, które nie i ile jej się zmieści. Zaczęliśmy jeszcze temat częstotliwości próbkowania i sposobu zapisu dźwięków, a nawet kompresji, ale to już Wiki znudziło i zaczęła po prostu robić porządek w swoich MP3-kach na komórce.

Ups. Przepraszam, przecież zgodnie z tym co pisze Barbie  nie powinienem, bo "proces dydaktyczny" zabrania przed czasem, a to przecież nie fair by 13-letnie dziecko wiedziało więcej niż równieśnicy.

KAP1
O mnie KAP1

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura