KAP1 KAP1
1549
BLOG

63. Pogrzeb Taty cz.2

KAP1 KAP1 Rozmaitości Obserwuj notkę 5

Gdy wróciłem do domu Mama już była gotowa do wyjścia. Spokojna. Idąc razem do Kościoła spotkaliśmy sąsiadów, którzy jeszcze raz złożyli kondolencje. Wręczyli mi też do ręki kopertę, w której były jakieś pieniądze - zbiórka od wszystkich lokatorów budynku. Mama ponownie dziękowała za tak piękną tablicę wywieszoną na klatce schodowej (ktoś zdjął wszystkie ogłoszenia zamiast tego powiesił poniższy tekst) i że pieniądze niepotrzebne. W końcu powiedziałem, że zgodnie z wolą Taty przeznaczymy je na Caritas.



Zbliżając się do kościoła wspomnieliśmy jeszcze kuzyna, którego zapomnieliśmy zawiadomić.
- A może czyta nekrologi?
- No może, zobaczymy.

Dotarliśmy na miejsce o 9:45. Kuzyn był razem z całym tłumem ludzi. Właśnie podjechała też, karawana z urną, a z kościoła wychodził ksiądz. Kątem oka zobaczyłem pielęgniarki z Caritasu, z którymi byłem umówiony, że przyjdą w oficjalnych strojach, a przyszły w normalnych ubraniach. Nie wiedziałem co zrobić najpierw, witać się z gośćmi, zbitymi w małe grupki czy rozwiązać problem z Caritasem?

Kiwałem głową do wszystkich, których znałem i pobiegłem do pielęgniarek. Była też lekarz prowadząca Tatę. Pocałowała mnie w policzek, przytuliła i powiedziała, że nie ma zgody na prowadzenie zbiórki pieniędzy, a przecież goście już byli powiadomieni, żeby nie kupowali wieńców. Powiedziałem, że to załatwię

Podszedłem do księdza i właściciela zakładu pogrzebowego. Przywitałem się, przedstawiłem i powtórzyłem w skrócie moją rozmowę z poprzednim księdzem, tj. opowiedziałem jak bardzo praktykującym katolikiem był Tata, że uczęszczał na wszystkie możliwe msze, udzielał się również finansowo, wspierał m.in. remont kościoła. Prosiłem o pomoc w wypełnieniu ostatniej woli Taty, który chciał, aby zamiast kupowania mu wieńców, przeznaczyć pieniądze na Caritas, dla innych chorych.

Spodziewałem się problemów, konieczności przekonywania, nalegania, ale nie. Ksiądz powiedział krótko:
- ależ ja sprawę znam. Ksiądz, z którym Pan wczoraj rozmawiał wszystko mi przekazał.
- Czyli zgadza się Pan na zbiórkę przed Kościołem?
- Oczywiście.
- Ależ główny dyrektor się nie zgadza! My nie mamy zgody na zbiórkę! - wtrąciła się Pani doktor z Caritasu.
- Ja to biorę na siebie. - uciął ksiądz - najważniejsze to zachować szacunek dla zmarłego.
- Tylko, że my nie chcemy tych pieniędzy zbierać, niech rodzina zbiera. Mamy nawet koszyczek.
Spojrzałem błagalnym wzrokiem na księdza. Już nie chciałem tłumaczyć, jak mogłoby to być odebrane przez wszystkich, że zbieramy po obecnych pieniądze.
- Rodzina nie będzie zbierać. Proszę po mszy stanąć przed kościołem. Ja wszystko powiem obecnym podczas mszy i potem wezmę od Państwa koszyczek i pieniądze. Komisyjnie pozliczymy w kościele, poinformuję rodzinę i przekażę całość dla Caritasu. - powiedział stanowczo ksiądz, głosem nie znoszącym sprzeciwu.
Kiwnęliśmy do siebie głowami, że się zgadzamy i poszedłem przywitać obecnych.

Przepraszałem kuzyna za brak informacji. Powiedział mi, że zawsze zaczyna dzień od prasówki i czytania nekrologów. Dlatego trafił na pogrzeb. Chociaż był bardzo zdziwiony. Witając się z innymi zobaczyłem osoby z różnych zakątków Polski i nawet Europy.

- Jak Tata musiał być lubiany, skoro tyle osób przyjechało pomimo tak krótkiego terminu - pomyślałem - przecież pierwsze informacje puściłem w niedzielę, gdy zmarł Tata, a pogrzeb odbył się już we wtorek.
- Czy możemy już wchodzić? - zapytał ksiądz.
- Poczekajmy jeszcze do 10-tej -  poprosiłem.
- Dobrze - odpowiedział.

W końcu nadeszła chwila uroczystości. Urna, krzyż, ksiądz ubrany na czarno (podobno zwykle stosuje się fiolet, ale ten ksiądz wyjątkowo lubi czerń). Przechodziliśmy z Mamą przez duży kościół, dużej parafii, który był wypełniony prawie po brzegi. Wiele z tych twarzy nie widziałem nawet 20 lat. Wszystkie oczy zwrócone na urnę, Mamę i mnie. Czy nogi się nie ugną? Nie ugięły się. Usiedliśmy w pierwszej ławce.

...

Gdy wychodziliśmy z kościoła jako pierwsi, kątem oka zauważyłem stojące obok siostry z Caritasu. Ponownie powiedziały, że nie będą zbierać i chciały mi oddać koszyczek do zbiórki. Wyjąłem kopertę z marynarki i podałem im, a idące za nami osoby zaczęły mnie naśladować (po dwóch tygodniach ksiądz dzwonił z informacją jaka suma pieniędzy została zebrana i że przekaże ją do Caritasu w naszym imieniu)..

cdn.

KAP1
O mnie KAP1

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości