KAP1 KAP1
2542
BLOG

64. Pogrzeb Taty cz.3

KAP1 KAP1 Rozmaitości Obserwuj notkę 1

Na zewnątrz kościoła przeżyłem ulgę, że część uroczystości za nami. Wykonałem jeszcze ostatnie uzgodnienia z właścicielem zakładu pogrzebowego i księdzem. Powiedziałem, że chciałbym na koniec podziękować przez mikrofon wszystkim za przybycie i zaprosić rodzinę na stypę. Ksiądz odrzekł, że da mi znac kiedy. Dołączyłem do Mamy i przyjąłem jeszcze kolejne kondolencje. Zaprosiłem wszystkich do busiku, aby pojechać na cmentarz. Miałem mały stres, że nie dla wszystkich starczy miejsca. Okazało się, że prawie wszyscy byli samochodami, bo mimo tłumu w kościele autokar był prawie pusty.

Do Mamy przysiadła się dawna przyjaciółka. Sąsiadka z okresu, gdy miałem 7 lat. Też nie była bezpośrednio zaproszona, ale jakoś się dowiedziała o pogrzebie. Po drodze długie wspomnienia i płacz, płacz, płacz.

Na cmentarzu przez pewien czas czekaliśmy, aż wszyscy dojdą do nas. Staliśmy z Mamą w pewnym oddaleniu od grupy. Mama patrzyła na urnę, a ja rozmawiałem chwilę z księdzem. Kątem oka zobaczyłem, jak niemożliwe stało się możliwe - skonfliktowani ze sobą i nienawidzący się brat rodzony Taty z siostrą rodzoną Taty, moją chrzestną - całują się na powitanie.

Siostra nie rozmawiała z Tatą. Unikała kontaktu, ale na dwa dni przed jego śmiercią zadzwoniła. Rozmawiałem z nią przez pół godziny uprzedzając ją o stanie zdrowia Taty (aby nie było szoku) i prosząc o to, aby na spotkaniu zamiast współczucia udzieliła wsparcia. Ze wszystkim się zgadzała. Chyba mnie w pełni rozumiała, a ja ją. Prosiła o informację, kiedy może przyjechać. Gdy się pojawiła w szpitalu, Tata poprosił żebyśmy z Mamą wyszli zagrabić liście na działce. Uwinęliśmy się wtedy w 30 minut, bo baliśmy się, żeby nie było awantury. Okazało się, że było spokojnie - siostra trzymała po prostu brata za rękę. Gdy odjechała, zapytałem Tatę:
- I jak było?
- Tak jak powinno być!

W końcu kiwnąłem głową do księdza, że możemy ruszać. Karawana jechała bardzo powoli do wymarzonego przez Tatę dla siebie kolumbarium z urnami. Tam kolejna część uroczystości. Ludzie stali stłoczeni na długiej i zakrzywionej alejce. Nikt nie wszedł na trawnik. W końcu ksiądz dał nam znać, że kto chce, może zabrać głos. Podszedł dyrektor instytutu, w którym pracował Tata. Bardzo długo mówił zwrócony w kierunku urny, ale nie pamiętam szczegółów oprócz jednego: “Stasiu na Boga naucz się w końcu pływać!”

Tata pomimo pracy z nim razem od kilkudziesięciu lat, nie lubił go. Uważał za złego człowieka, który swoją podłością wyrósł z zakładu Taty i został dyrektorem Instytutu. Tata nie chciał przyjmować dyrektora w domu. Powiedział, że nie zgadza się na wizytę. A teraz ten człowiek przemawiał nad urną Taty. W sumie nawet ładnie, ale czy Tata na pewno tego chciał?

W pewnym momencie nastąpiła cisza. Ksiądz posypał urnę piaskiem i powiedział do mnie - teraz. Wziąłem łopatkę i również posypałem urnę, ale ksiądz skierował w moją stronę mikrofon. Chciałem mówić później, tylko kilka słów na koniec, ale ksiądz nalegał, że teraz. Więc podszedłem. Spojrzałem na urnę, potem na zebrane osoby.

Podziękowałem wszystkim za przybycie, ale zdałem sobie sprawę, że niektórzy mogą mnie nie znać, więc się przedstawiłem. Powiedziałem, że jestem synem. Wszyscy tak wpatrywali się we mnie wyczekująco, a niektórzy z takim bólem na twarzy, że czułem się zobowiązany powiedzieć więcej niż kilka słów.

- Tata był dobrym człowiekiem - zacząłem - zawsze starał się żyć w zgodzie ze wszystkimi. - Ktoś wybuchł płaczem. Nie wiem kto, ale to nie była Mama. Jak to możliwe, że mogłem patrzeć na zebrane osoby, głos mi się nie łamał, a słowa toczyły się same.

cdn.

KAP1
O mnie KAP1

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości