Mieszkam w mieście największego festiwalu w Polsce, ale od weekendu mam żal. Do siebie, do swojej żony i jeszcze paru innych osób. Mam żal, że mieszkam w stolicy Górnego Śląska, a nie w najcudowniejszym grodzie między Uralem a Odrą - Zielonej Górze. Dlaczego zdecydowałem się żyć tutaj, a nie tam. Dlaczego w mieście, w którym śpiewają tylko po polsku, a nie tam, gdzie śpiewają najpiękniej - PO RADZIECKU?!
Po rosyjsku? A to pardon. Coś mi się pomyliło.
Ale (od ale nie zaczyna się zdania) nie o ten ładny język chodzi. To jest sprawa drugorzędna. Ja chciałbym mieszkać w Zielonej Górze, ponieważ tylko tam od 16 lipca 2011 roku można żyć bez cienia samokrytycyzmu, bez jakiejkolwiek żenady, a więc rozwijając bogactwo słowa zawstydzenia i zażenowania, bez znajomości słowa wasalstwo.
Że co proszę? Że Zielona Góra ma bardzo dobry klub żużlowy, a nie tylko festiwal piosenki radzieckiej?
Tak, wiem o tym. Mam nadzieję, że nie zmieni nazwy z Falubaz na Druzja, a spiker nie będzie mówił podczas zawodów po rosyjsku.