WIESIOŁYJE KARTINKI WIESIOŁYJE KARTINKI
81
BLOG

THE GENUINE MAN'S TALE

WIESIOŁYJE KARTINKI WIESIOŁYJE KARTINKI Kultura Obserwuj notkę 10
XV. 

            Jesień robiła się już całkiem dojrzała i poważna, a oni wciąż błądzili po Górach Skalistych. Kloss miewał miny coraz to bardziej markotne, bo tęsknił za domem, a Inez śniła mu się coraz częściej w przeróżnych przejawach wspólnego pożycia. Zaczynał mieć dość nieustannych pikników, biwaków, podchodów i grilla. “Wakacje wakacjami” myślał, “ale mam dom i żonę, a jeśli się na to zdecydowałem, to chyba nie powinienem całymi latami tłuc się po pustkowiach”. Martwił się o Stirlitza. Oczywiście, nie wyobrażał sobie, żeby mógł go zostawić samopas skazanego na wieczne tułanie się po Ameryce, ale obawiał się, czy Stirlitz będzie się umiał zaaklimatyzować w wielkim mieście, czy znajdzie sobie mieszkanie i pracę. “I gdzie on może pracować?” zachodził w głowę. Wreszcie postanowił nie odkładać dłużej trudnej rozmowy.

 

 

- Wiesz Wołodia – zaczął kiedy spożywali przygotowane nad ogniskiem danie tuż obok wielkiego pnia rozłożystej jodły – nie chciałbym psuć nam urlopu - zaczął - jednak czuję się w obowiązku uświadomić ci, że wszystko, co dobre kiedyś się kończy. Urlop również. Robi się zimno i coraz częściej przychodzi mi do głowy myśl o powrocie do miasta. Żona na mnie czeka i na pewno się niepokoi – dodał usprawiedliwiająco.

 

 - A co ja tam będę robił? - Stirlitz wzruszył ramionami.

- Też widzę ten problem – Kloss podparł utłuszczony podbródek złożonymi dłońmi – Na początku spróbujemy odnaleźć Brunnera. Niech cię przechowa w swoim labiryncie do czasu, aż sprawa całkiem nie przyschnie. Będziesz sobie mógł pisać do woli. Myślę, że znajdziecie wspólny język. - Kloss przerwał i wytarł nos, na który spadła mu jedna z pierwszych kropel rozpoczynającego się deszczu.

 

 - Potem się zobaczy. Może znajdziemy ci jakieś niezbyt absorbujące zajęcie w show biznesie pozwalające przy tym na uzyskiwanie godziwych dochodów...?- Kloss! - przerwał mu Stirlitz wpatrując się w niebo za jego plecami – Popatrz!

Kloss odwrócił się i spojrzał. Na zboczem wisiała przeraźliwie ciemna burzowa chmura. Nadleciała niepostrzeżenie, kiedy się posilali, a teraz rozpostarła czarny płaszcz swoich olbrzymich chmurzych rozmiarów i zdawała się mieć chęć pożreć wszystko i wszystkich.

 - Może przejdzie bokiem? - zaczął pocieszać się Kloss.

Stirlitz nie zdążył mu odpowiedzieć, bo lunęło jak tuż przed potopem. Zerwali się i zabrali do rozpakowania pałatki, ale było już o tyle za późno, że ulewa, w ciągu kilku zaledwie sekund przemoczyła ich do cna.

- Musimy znaleźć jakąś długą gałąź! - krzyknął Stirlitz do Klossa, kiedy wyciągnął w końcu ociekający wodą brezent.

 

- Dobrze! - odpowiedział Kloss z trudem pokonując szum spadających z nieba mas wody i nie zważając już na nic wyszedł na otwartą płaszczyznę polany w poszukiwaniu gałęzi nadającej się na maszt prowizorycznego namiotu. I wtedy huknęło i błysnęło prawie równocześnie. Świat na moment zamienił się w jeden wielki wybuch. Jeszcze nie wybrzmiał, a odpowiedział mu okropny trzask i szum gałęzi wielkiego drzewa ocierających się o gałęzie innych wielkich drzew, które miały więcej szczęścia i nie zostały trafione piorunem. Podmuch wywrócił Klossa. Już leżąc odczuł wstrząs ziemi uderzonej kilkutonowym drewnianym ciałem ofiary burzy i poczuł przenikliwy zapach ozonu.

 

 

Leżał przez dłuższą chwilę z nosem wrytym w rozmiękłą i nasączoną deszczówką powierzchnię polany i zanosił ku groźnym niebiosom gorące prośby o pozostawienie go przy życiu. W końcu podniósł się na czworaki, bo dalsze leżenie z nosem w kałuży mogło grozić utopieniem i popełzł w kierunku miejsca katastrofy chcąc odnaleźć kolegę. Po kilku metrach natknął się na pień. Stirltiza nie było jednak widać. Przywarł do chropowatej kory mokrym policzkiem.

 

 

Pioruny tłukły raz za razem po zboczach i klossowa odwaga topniała jak gałka pistacjowych lodów pozostawionych na nagrzanym parapecie. Nie wiadomo skąd przyszły mu do głowy wzory na rachunek prawdopodobieństwa. Nigdy nie był dobrym rachmistrzem, ale coś mu się wydawało, że prawdopodobieństwo trafienia przez piorun jeszcze raz w to samo miejsce jest niewielkie. Zebrał w sobie resztki kurażu i – niczym na froncie – pokonał przeszkodę tygrysim skokiem wpadając po jej drugiej stronie wprost w olbrzymią kałużę wypełniającą spore zagłębienie w ziemi. Upadł i odwróciwszy głowę zobaczył zaginionego Stirlitza. Leżał tuż obok, a w jego otwartych oczach błyszczało czyste cierpienie.

 

 

- Stirlitz! - krzyknął jak mógł najdonośniej. – Musimy uciekać! Ten dół wypełnia się wodą!

Kolega odwrócił z trudem głowę zanurzoną w deszczówce do połowy. Przymknął oczy i z trudem przełknął ślinę. Coś szepnął, ale Kloss nie był w stanie tego dosłyszeć. Wskazał jednak palcem ku pniowi leżącemu tuż obok jego nóg. Kloss przewrócił się na brzuch i podparł na dłoniach. Zrozumiał i przez plecy przeszedł mu dreszcz. Pień nie leżał tuż obok nóg Stirlitza, jak mu się w pierwszej chwili zdawało. Pień leżał na nich przygniatając je tuż pod kolanami.

 

 - Spróbuję przesunąć pień – krzyknął i zerwał się na nogi. Naparł na olbrzymi walec obiema rękami i ślizgając się po błocie usiłował bezskutecznie go poruszyć. Po niecałej minucie usiadł zasapany i ze zmartwiałą twarzą odwrócił się ku koledze.- Nie mogę Wołodia – twarz miał mokrą od deszczu i tylko dlatego nie było widać, że płacze. – Jestem za słaby, nie dam rady.

Stirlitz skinął dłonią ku niemu wskazując, żeby się zbliżył do jego pogrążającej się w wodzie twarzy. Kloss przypadł do leżącego i przyłożył ucho do jego ust.

 

 - Biegnij do strażnicy i powiadom strażników – wyszeptał Stirlitz walcząc z bólem. - Zostaw mi nóż i dwa rzemienie od plecaków.- Nóż? - zdziwił się Kloss, ale posłusznie zaczął przeszukiwać kieszenie.- Tak – wycharczał Stirlitz – ten z piłką. Pospiesz się i biegnij!

- Dobra! - Kloss odciął troczki od swojego plecaka i podał mu je razem z nożem. Stirlitz schwycił narzędzie i nagłym zrywem usiadł. Podpierając się rekami, które aż po przedramiona skryły się w wodzie. Przez chwilę siedział bez ruchu, a potem odrzucił w tył głowę i zaczął wyć. To był przeraźliwy odgłos i Kloss poczuł ponownie jak ciarki przechodzą mu przez plecy. Uwięziony przestał wreszcie krzyczeć, a głową opadła mu na tors, jakby na chwilę stracił przytomność. Uniósł ją jednak i spojrzał na zbielałego z przerażenia Klossa.

 

 - Przynieś jeszcze wódki – zażądał cicho. Kloss zerwał się i znikł za pniem, żeby pojawić się za chwilę z podługowatą butelką.- A teraz idź już! – Stirlitz krzyknął zbierając wszystkie siły i posłał mu wściekłe spojrzenie.

 

Kloss zerwał się posłusznie i pobiegł w dół ku dolinie, u wylotu której stała strażnica. Stirlitz siedział przez chwilę bez ruchu jakby ponownie zbierał siły. Potem odkręcił butelkę i pociągnął długi łyk alkoholu. Potem drugi. Z trzymanym w dłoniach naczyniem nachylił się ku miejscu, gdzie jego piszczele znikały pod powalonym pniem drzewa. Wylał zawartość na zakrwawione, wystające ponad taflę wody kolana. Otworzył nóż i zabrał się za rozcinanie materiału spodni. Pracował pedantycznie i systematycznie przerywając co jakiś czas, żeby się pomodlić o siłę potrzebną do przezwyciężenie bólu i przerażenia.

 

 

Odciął zmiażdżoną część jednej z nóg i skórzanym troczkiem założył sobie opaskę uciskową w miejscu tuż pod kolanem. W pewnej chwili poczuł, że traci przytomność. Ostatnim wysiłkiem woli zapanował nad swoim ciałem chroniąc się przed upadkiem na wznak w kałużę. Woda sięgała mu już do pasa. Oparł się o pień czołem i leżał tak kilka długich minut obejmując drzewo czule uzbrojonym w nóż ramieniem. Ocknął się i instynktownie wyczuł czyjąś obecność. Z trudem odwrócił się krzyżując swoje spojrzenie z dwojgiem żółtych, płonących ślepi na mokrym wilczym pysku.

 

 - A więc jesteś – szepnął i skinął głową ku zwierzęciu.Wilczyca zaskomlała i podpełzła do siedzącego zanurzając się po pysk. Położyła uszy na płaskim łbie i polizała go po twarzy.- To nie najlepszy moment na czułości – skarcił ją Stirlitz łagodnie. - Mam nadzieję, że masz jakiś plan... Ja w każdym razie muszę dokończyć swoją robotę. - Odwrócił się od niej i zabrał za uwalnianie drugiego kikuta. 

wesoły

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura