WIESIOŁYJE KARTINKI WIESIOŁYJE KARTINKI
43
BLOG

NOT NATURAL BORN KILLER

WIESIOŁYJE KARTINKI WIESIOŁYJE KARTINKI Kultura Obserwuj notkę 36

XVI.            

Ścieżka wiła się zboczem wzdłuż potężnych murów warowni. W świetle wybuchającego poranka mury Los Alamos przybierały kolor stosu kości. Kiedyś musiały budzić grozę, lecz dla starej kobiety o pomarszczonej, jakby wykutej w skale twarzy Metyski, i dla małej dziewczynki ze śmiesznym warkoczem kruczoczarnych włosów były po prostu częścią rodzinnego domu – czymś oswojonym, ciepłym i bliskim, jak część własnego ciała.

Dreptały wolno: kobieta w czarnej, zakrywającej kostki ciężkiej sukni i dziewczynka układająca z wielkim zaangażowaniem wianek z zerwanych właśnie kwiatów krwawnika.- Patrz pod nogi – pouczyła dziecko piastunka odwracając się.- Nie mogę, bo kiedy patrzę pod nogi gubię kwiatki – wyjaśniło dziecko i wysunęło koniec języka, co oznaczało nadzwyczajne skupienie.- Więc spadniesz razem z twoim wiankiem w dół i skręcisz kark – zawyrokowała Metyska.

- I co wtedy? - zainteresowało się dziecko.- Rodzice wyprawią ci wspaniały pogrzeb.- Będę leżeć w trumnie jak tata?- Mniej więcej tak samo – twarz starej stężała na przywołanie wspomnienia śmierci, która wstrząsnęła całą rodziną.- A czy na pogrzeb kupią mi nową sukienkę? - w głosie dziewczynki zabrzmiała nadzieja.- O! Na pewno! - zapewniła ją niania.- Dziecko spojrzało w dół stromizny, jakby badając, czy nowa sukienka warta byłaby lotu w dół, ale widocznie stwierdziła, że nie, bo lękliwie przytuliła się do muru.- A co stałoby się ze mną potem?

- Po czym?

- Po pogrzebie.

- Poszłabyś prosto do nieba, aniołku – na surowej twarzy błysnął szeroki uśmiech.- A tata? Też poszedł do nieba?- On na pewno – Stara kiwnęła głową z głębokim przekonaniem.- Wszyscy idą do nieba?- Niestety nie. Przynajmniej nie ma takiej pewności.- A kto nie idzie? - dziecko z zaciekawieniem czekało na wyjaśnienia wkładając palec w otwartą buzię.

- Źli ludzie – piastunka zmarszczyła czoło starając się znaleźć właściwe wyjaśnienie – Mordercy, złodzieje, zdrajcy...- Idą do piekła i będą smażyć się w smole! - zawołało dziecko szczęśliwe, że chyba samo znalazło rozwiązanie kolejnej zagadki.- Tego nie wiemy na pewno, ale na pewno mają o wiele większą szansę tam się dostać niż ci dobrzy.

- Pan posterunkowy – dziewczynka zmarszczyła czoło – zabił kiedyś koniokrada. Tak mówił tata mamie. Ten koniokrad do niego strzelał, kiedy pan posterunkowy schwytał go prowadzącego konia i chciał go wsadzić do więzienia. Czy pan posterunkowy pójdzie do piekła? Jest taki miły – usta dziecka wykrzywiły się w podkówkę.

- Przecież nie chciał go zabić – tłumaczyła niania nabierając coraz to głębszego przekonania, że wdała się w trudną rozmowę. - Wiesz co? - odwróciła się i schwyciła dziecko za ręce. - Nie wiemy, tak na prawdę, komu jaki los sądzony jest na tamtym świecie. Wiemy tylko, że wszystkie nasze czyny odkładają się na szalkach takiej wielkiej wagi..- Takiej wielkiej jak w spichrzu?

- Jeszcze większej. Te dobre na jednej, te złe na drugiej. Raz szalki przechylają się na jedną, innym razem na drugą stronę. Jak człowiek umiera, to zabiera ze sobą taki kwit, taki sam, jaki stary Babeto wydaje wieśniakom. Tam zapisany jest wynik ważenia. Uczynków jest mnóstwo, a na wadze wyglądają jak odważniki; niektóre są wielkie i ciężkie, inne mniejsze, a niektóre całkiem malutkie.

Czasami taki najmniejszy potrafi zdecydować o tym, że któraś z szalek przechyli się na swoją stronę.- A ja teraz robię wianek! - dziecko zaprezentowało niani swój nieukończony wyrób.- A co to ma do rzeczy? - zdziwiła się stara.- To też jest uczynek?- Też. - Piastunka nabrała pewności, że rozmowa z dzieckiem staje się rzeczywiście trudna.- Dobry, czy zły?- To zależy, co się dalej stanie. Co chcesz z tym wiankiem zrobić?

- Chcę go podarować tobie...- Więc na pewno będzie to dobry uczynek – niania pojaśniała po raz kolejny.Usiadły na wielkim, białym, płaskim kamieniu, żeby dziecko mogło skończyć rozpoczętą pracę. Dziewczynka z pieczołowitością łączyła końcówki łodyżek, aż nagle przerwała.- Nianiu!- Co znowu? - stara odwróciła twarz wystawioną na promienie słońca.- Czy ja potrafiłabym kogoś zabić? Nie teraz, ale jak już będę duża?

- Pewnie nie, aniołku, ale... jeden Bóg to raczy wiedzieć, co będzie kiedyś. W każdym razie nie chciałabym, żeby kiedykolwiek tak się stało.- Bo mogłabym pójść do piekła?- Właśnie.- A co trzeba zrobić, żeby nie pójść do piekła, jak już się kogoś zabije?- Starać się nie robić tego więcej... - Metyska mówiła wolno namyślając się - ... zadośćuczynić... odpokutować tak ciężki grzech poświęceniem i... liczyć na to, że ktoś, kogo zabiliśmy, potrafiłby nam wybaczyć.- Acha! - dziewczynka przyjęła wyjaśnienie i na nowo zabrała się za zaplatanie kwiatków.- Ale! – machnęła nagle ręką stara. – Głupie gadanie! Ty aniołku na pewno nigdy nikogo nie zabijesz. Bo i jak? - roześmiała się patrząc na małe dłonie. - I niby po co?

wesoły

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura