Pisałem już, że znając kolegów z podkarpackich PO i PSL słabo ich widzę jako koalicjantów ludzi, którzy propagują prawne zrównanie homozwiązków z normalnymi małżeństwami oraz nie chcą, by było chronione życie dzieci przed narodzeniem. Tak, tak koledzy - czas wyciągnąć wnioski z zaistniałej sytuacji politycznej.
Żeby było po sprawiedliwości, to słabo sobie wyobrażam w takiej roli także niektórych polityków lewicy. Chodzi mi przede wszystkim o włodarza stolicy naszego Regionu, Tadeusza Ferenca.
Jakkolwiek prezydent Rzeszowa wywodzi się z innego niż ja obozu politycznego, to oczywiście nieraz nasze drogi się spotkały i myślę, że trochę Tadeusza znam. Słuchając po raz kolejny liderów SLD opowiadających, z jaką wizją Polski idą do wyborów, spróbowałem sobie wyobrazić następującą scenę: Tadeusz Ferenc w rzeszowskim Urzędzie Stanu Cywilnego udziela ślubu dwóm facetom. Powiem szczerze. Nie bardzo mi się to udało.
Wiadomo, żeby to w ogóle było możliwe, SLD musiałoby nie tylko znaleźć większość w sejmie, ale też zmienić konstytucję - a na to na szczęście się nie zanosi. Pozostając jednak w sferze czystej wyobraźni, Tadeusza Ferenca w takiej roli nie widzę. Pozostaje więc zapytać: Tadeuszu, co Ty masz wspólnego z ludźmi, którzy opowiadają takie historie?