Klub inteligencji salonu24 Klub inteligencji salonu24
1177
BLOG

Macintosh

Klub inteligencji salonu24 Klub inteligencji salonu24 Technologie Obserwuj notkę 46

Gorączka minęła, można się cofnąć w czasie. 

 

Osiem eonów temu byłem na chwilę na studiach w Berkeley. Mam podejrzenie, choć mam wątpliwości, że któregoś wieczora, podczas jednej z licznych libacji trawiastych, i to nie byle jakich: Sensimilla, Thai Stick – mój kolega, matematyk, joggujący już wtedy zaprowadził mnie do jakiegoś domu w okolicy i poznał z dwoma facetami, którzy mieli jakiś komputer, coś dziwnego w każdym razie, tam pamiętam, że nastąpiło połączenie białego proszku z brązowym bobkiem do palenia i było niezwykle interesująco.  Możliwe, bardzo możliwe, że ci dwa faceci z komputerem to był Woźniak z Jobsem. Nie jest to pewne, ale bardzo możliwe.Minęły lata. Moja praca polegała wtedy na niezwykle szybkim stukaniu w klawisze maszyny do pisania. A ponieważ jestem mistrzem literówek nie była szczególnie prosta. Wyjechałem malować jakieś wille do kraju, w którym akurat mieszkali moi rodzice, i za dwumiesięczny urobek kupiłem przenośną Toshibę. Ludność nastawiała się na zwykłe komputery, ale już wtedy widziałem zalety przenośności. Koszt był jakiś księżycowy, ale zwróciło się to z prędkością światła. Nic z tego komputera nie rozumiałem, jakieś DOSy i inne wynalazki były mi obce klasowo.  Tłukłem w tę kremową klawiaturę i byłem zadowolony. Nagle 32 Megabity dały za wygraną, coś się tam spaprało. Trzeba było kupić następny zestaw z klawiaturą. I wtedy się okazało, że w Warszawie w jakimś obskurnym biurowcu jest jakaś firma, która sprzedaje Macintoshe. Udałem się do nich i zostałem oskubany. Kupiłem Classica. Jakże zmieniło się moje życie.

NAGLE zrozumiałem wszystko. Potrafiłem nawet zmienić układ klawiatury w systemie przypisując klawiszom dowolne litery z programie ResEdit ( piszę o tym, bo do tego wrócę, bo tryby się bardzo zazębiają). Sam się sobie dziwiłem, że mogę robić takie rzeczy, bo z komputerów nie rozumiem niczego! Ale w Macu to było przestawianie myszką liter. I już.

Ten komputer – przenośny w pewnym sensie – był chyba ze złota, wspominam go bardzo ciepło.Dzięki niemu klepanie w klawiaturę było czystą przyjemnością. Nie będę wspominał jak przyśpieszył złotówko/literę.

Minęło trochę czasu, zacząłem wspólpracować z firmą pracującą na Macach. Kolejny plus.  I nagle zatrudnił mnie dzisiejszy pracodawca. I pojawiły się przenośne Maci. Powerbooki. Szare takie.  Matko jedyna, jaka wygoda.

W tej pracy zacząłem potwornie dużo jeździć za granicę (np 185 dni w roku rekord). W komputerach były jakieś modemy wydające z siebie jazgotliwy szum. W hotelach trzeba było pod łóżkiem oskubywać kable z izolacji, żeby się dopiąć do linii telefonicznej ( firma dostarczyła zestaw „szpiegowski” z nożykami, klipsami, wszystkim co było potrzebne do nielegalnego łączenia się z siecią – to jakieś 18-20 lat temu na oko). Do łączenia się był program Timbuktu – słupy telegraficzne w ikonce. Stopniowo komputer robiły się mniejsze, szybsze. RAJ.

I nagle firma przeszła na PC. Cios w plecy, tępym nożem. Znowu niezrozumienie. Jakieś komplikacje. Kilka ładne lat pracy na IMBmach. Co prawda pierwszy komputer, po zmianie, to była Toshiba Portege. Maleństwo, mieściło się do kieszeni. I dawało się pracować. I w Pteresburgu, jak dziś pamiętam, plecak upadł mi na ziemię i Toshiba padła.

Kilka lat temu udało się wrócić do Appel’a. W domu już od dawna byly Apple, dzieci na nich pracują. żona też tylko to portafi obsłużyć.

Ale co tam technologia, wróćmy do ResEditu. Nie osiem ale 9 eonów temu byłem na wakacjach w USA u pewnej rodziny miliarderów. Z wyjątkowo znanym nazwiskiem. Mieli 4 dzieci. Starszych i młodszych ode mnie. Kilka lat temu odwiedziłem ich po latach w Colorado, gdzie mieli letni dom i na emeryturę przenieśli się tam na stałe. Dwóch synów tam mieszka.  I cóż się okazuje, ze najstarszy syn był jednym z twórców ResEdit.

Ale jedźmy dalej. Po powrocie napisałem do ich córki. Napisałem co robię. Okazało się, że ona i najstarszy brat studiowali w Berkeley w tym samym czasie co Lasseter  (i się przyjaźnili), dla którego często pracuję, a którego firmę kiedyś  kupił Jobs.

Jobs po tym jak ta firma została kupiona przez naszą, a może było jakoś na odwrót, ale tego najmądrzejsi żydzi nie wiedzą nawet, Jobs miał do nas przemowę. Długą, ciekawą, porywającą, krytyczną. Nie chrzanił się niczym, żadną korporacyjną poprawnością.  Charyzma.

Przewinęło się przez mój dom nie wiem ile rzeczy zrobionych przez Jobsa. Ale w tej chwili mamy 9 applowskich sprzętów non stop używanych. Dzięki nim wiele rzeczy jest łatwiejszych, przyjemniejszych, skuteczniejszych. Te słowa też wyklepuję na sprzęcie stworzonym przez Jobsa.

Jego wynalazki nie tylko są wygodniejsze, przyjaźniejsze, ludzkie a nie „dla informatyków”, ale są też ładne, estetyczne. Tak jak Bang i Olufsen – z pewną różnicą. B&O to czysty design a technologia jest zapożyczona.

Dzięki Jobsowi moje życie i praca były łatwiejsze, przyjemniejsze, fajniejsze.

Lagriffe

Lata szczęśliwe są latami zmarnowanymi, praca postępuje tylko w cierpnieniu. Tylko w nieszczęściu poznajemy świat i samych siebie, zdobywamy się na wysiłek i pogłębienie życia, a wiec na to wszystko, dla czego najwięcej warto żyć. (…)Troska rozwija siły ducha. Marcel Proust redaguje zespół: Aspen. Basia007 Basia klika na Salonie24 dobronata Docent Stopczyk dry ehad Eternity lagriffe Lchlip Mila Nowacka Michalki m.m.w. Mr.Spock NOTAX waldburg Alpejski

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Technologie