Dużo ostatnio mówiło się o Avatarze Jamesa Camerona, nieco mniej o jego głównym konkurencie do Oscarów - filmie Hurt Locker w reżyseri Catherin Bigelow.
Avatar - William Wallace na Pandorze
O czym jest Avatar, wszystkim doskonale wiadomo. Wzbudził powszechny zachwyt nowatorskimi efektami specjalnymi i głębią wykreowanego sztucznego świata. Niektórym przeszkadzał dość banalny scenariusz, naszpikowany bez ładu i składu wielorakimi toposami (stałymi motywami wykorzystywanymi w sztuce). Inni psioczyli znowu na lewackie odchylenie opowiadaniej historii. Cóż mogę powiedzieć? Mnie osobiście film wizualnie zachwycił, choć w kinie musiałam co kilkanaście minut zdejmować okluary z oczu z uwagi na łzawiące spojówki. Jednakże podczas projekcji drażniło mnie coś innego niż sztampowy scenariusz. Coś, na co nie zwrócili chyba uwagi głównonurtowi recenzenci. Mam nieoparte wrażenie mianowicie, że ten film jest nachalną proszkocką propagandową agitką.
Sun-tzu mówi, żeby odnieść zwycięstwo trzeba poznać swojego wroga. W przypadku filmów i, szerzej, sztuki znajomość biografii (a czasem teczek) autora jest niezbędna aby w pełni zrozumieć przesłanie dzieła. James Cameron jest amerykańsko-kanadyjskim reżyserem, którego rodzina wyemigrowała z Balquhidder w Szkocji w 1825 roku. Do tej pory w Szkocji działa prężny Klan Cameron, którego założyciel urodził się na przełomie 14 i 15 wieku. Obecnie najbardziej chyba znanym członkiem klanu jest pochodzący ze Szkocji David Cameron, lider brytyjskich konserwatystów.
http://www.clancameron.org.uk/index.html
O czym tak naprawdę opowiada Avatar? Jestem zdumiona, że nikt na to zwrócił uwagi. Przecież to filmowe wyrównanie rachunków za kilkaset lat anglo-saskiej, a wcześniej rzymskiej okupacji. Zapłacone z kieszeni milionów widzów na całym świecie (kolejny dowód, że prawdziwi Szkoccy centusie nie wyemigrowali wcale do Poznania). Czy nikt nie zwrócił na to uwagi? Przez wieki rdzenni, celtyccy mieszkańcy Brytanii (protoplaści dzisiejszych Szkotów), a później sami Szkoci, przed bitwą malowali twarze na niebiesko. Niebieski, do dzisiaj przetrwał zresztą jako dominujący kolor flagi Szkocji. Co roku, 30 listopada, w dniu święta Andrzeja Apostoła, patrona Szkocji, Szkoci malują twarze w kolorze swojej flagi.
http://www.radiovaticana.org/pol/Articolo.asp?c=338484
http://farm4.static.flickr.com/3637/3412627645_409ea500f0.jpg
Nikomu filmowi Na'vi nie skojarzyli się ze szkockimi żołnierzami idącymi w bój? Nikomu nie przypominało to twarzy Mela Gibsona, filmowego Williama Wallace przed bitwą?
http://szafiareczka.blox.pl/resource/MelGibsonBraveheartPhotographC10101922.jpg
Przecież nieprzypadkowo gra komputerowa Avatar miała premierę w Wlk. Brytanii i St. Zjednoczonych właśnie 30 listopada 2009 roku, w dniu szkockiego święta narodowego. Dowód po prawej stronie poniższego linka:
http://grypc.net/file/676/avatar-the-game-demo/
O brytyjskocentrycznym przesłaniu filmu świadczyć może również, że uroczysta światowa premiera filmu nie odbyła w Hollywood ale w Londynie.
Przyznam, że ta nachalna proszkocka propaganda, to nieustające mruganie okiem do widza, odebrało mi trochę przyjemności z oglądania tego bądź co bądź wybitnego filmu. "Waleczne serce" Mela Gibsona oglądałam chyba ze dwanaście razy. Cóż, tym razem Wallace i Szkoci zwyciężyli i wypędzili agresora. No i co z tego?
Hurt Locker - historia niespełnionej miłości
Teraz kilka słów o drugim filmie - Hurt Locker Catherin Bigelow. Nie wszyscy wiedzą, że była ona w latach 1989-1991 żoną Jamesa Camerona. Po rozwodzie nigdy nie wyszła już za mąż. W 1991, przypomnijmy, bo jest to ważne dla wyjaśnienia przesłania filmu, nastąpiła interwencja wojsk amerykańskich w Iraku a James Cameron zdradził Bigelow z Lindą Hamilton, filmową Sarah Connor, podczas kręcenia drugiej części Terminatora. Głównonurtowi recenzenci piszą, że Hurt Locker jest doskonałym filmem wojennym. Ja tam dużo wojny w filmie nie widziałam. Nieliczne sceny walki, jak pojedynek snajperów na pustyni z uwagi na swoje komiczne nieprawdopodobieństwo, ma przecież utwierdzić widza w tym, że sceneria wojny w Iraku jest tylko tłem do opowiadanej historii o miłości. A raczej o niemożności osiągnięcia miłości w dzisiejszym świecie. Nie znam się na wojnie, nie byłam w wojsku ale jak bym była irackim snajperem na pustyni, nie wybrałabym na miejsce do prowadzenia ostrzału jedynego w polu widzenia charakterystycznego punktu, szopy. Strzelałabym leżąc na ziemi, ubrana w kolorze piasku a nie paradowała na czarno wystawiając swój arabski tyłek do odstrzelenia.
Podobnie jest z innymi "ekscytującymi" scenami w filmie. Kto gasi płonący samochód wyładowany materiałami wybuchowymi zwykłą gaśnicą? Poza tym samochodu nie da się ugasić gaśnicą, wiem bo kiedyś zapalił mi się samochód i cztery gaśnice i pomoc innych kierowców nie pomogły. Przecież przez to nagromadzenie absurdów, Bigelow mówi nam, że żeby odkryć prawdziwą historię, prawdziwy przekaz filmu, musimy sięgnąć głębiej.
Kluczem do zrozumienia motywów reżyserki jest doskonała scena, w której główny bohater wraca po pierwszej zmianie w Iraku, do domu. Cichego, nudnego życia u boku kochającej żony i synka. I nie może sobie z tym poradzić, ze zwykłą ludzką egzystencją. Przecież to jest oskarżenie głównego bohatera, alter ego byłego męża - Jamesa Camerona, który nie potrafił docenić miłości żony (Bigelow), wracając z pola walki (kręcenia filmów).
Obecny konflikt w Iraku, będący nieuniknionym następstwem błędu popełnionego w 1991 roku kiedy George Bush senior zdecydował się pozostawić Saddama Husajna u władzy stanowi prostą alegorię błędu jaki popełnił Cameron w tym samym roku zostawiając Bigelow dla Hamilton podczas kręcenia drugiej części Terminatora. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że główny bohater filmu, saper, gardzący strachem i własnym życiem, przypomina filmowego Terminatora. Skazanego na porażkę, bo przeszłości jednak nie można zmienić, nie można zliwidować źródła zła jakim jest Linda Hamilton. A jeśli nie można zmienić przeszłości, to Bigelow wydaje się wychodzić z założenia, że jedyną rzeczą jaka jest została jest zemsta. Dlatego postanowiła swój doskonały film, ukończony już w 2008 roku (premiera na festiwalu w Wenecji) oddać do dystrybucji w tym samym roku co Avatar. Dzięki czemu mogła odebrać Cameronowi trochę filmowych nagród i pochwał krytyki filmowej.
Jestem magistrem ekonomii. Moja pasja to muzyka barokowa, spacery po lesie i czytanie gazet. Nie gram w golfa.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura