Basia klika na Salonie24 Basia klika na Salonie24
106
BLOG

28 krzyży później/28 crosses later

Basia klika na Salonie24 Basia klika na Salonie24 Kultura Obserwuj notkę 7

15 kwietnia 2010 r., Aleje Racławickie, Lublin

Alicja (29 lat):
Na początku 21 wieku K.K. Corporation stał się napotężniejszym podmiotem gospodarczym w Polsce. Dziewięć z dziesięciu domów posiadało produkty Korporacji, zawieszone najczęściej nad drzwiami wejściowymi. Jej polityczne i finansowe wpływy były wszechobecne. W oczach opinii publicznej, Korporacja była największym światowym dostawcą usług niematerialnych. Prawda, nieznana nawet pracownikom Korporacji, była taka, że jej olbrzymie dochody generowane były przede wszystkim ze sprzedaży broni biologicznej opartej na eksperymentach genetycznych przeprowadzanych w tajnym laboratorium, zwanym K-Ulem.

Moje małżeństwo było fikcją. Przykrywką. Mój dom był awaryjnym wejściem do K-Ula. Mąż, dom, samochód, dzieci - wszystko co posiadałam, kochałam, było własnością Korporacji.

Dziś nadszedł ten dzień. Dzień, którego nadejście schowałam głęboko w podświadomości. W K-Ulu doszło do awarii. Wirus K wydostał się na zewnątrz a my nic nie mogliśmy na to poradzić...


3 sierpnia 2012 r., Kraków, Warszawa, Wrocław

Robert (42 lata), Kraków:
Śmiertelny wirus K wydostał się na powierzchnię 15 kwietnia 2010 roku, naprzeciwko jakiegoś pałacu w centrum Warszawy. Nie znam dokładnej lokalizacji, bo jestem z Krakowa i wtedy mnie to nie obchodziło. Wiem tylko, że zaczęło się od ustawienia krzyża i palenia świeczek. Byłem wtedy w delegacji i przejeżdżałem Krakowskim Przedmieściem sądząc, że to najszybsza droga na Kraków. Niestety, przy pałacu, zatrzymał mnie tłum miejscowych i kazał zawracać. Byłem zmęczony podróżą i nieźle zdenerwowany, wygramoliłem się z samochodu i już chciałem powiedzieć co o tym myślę, ale wystarczył rzut oka na ich twarze, bym pożałował swoich słów. Wszyscy ledwie przytomni, z wysoką gorączką śpiewali religijne pieśni. Bez słowa wsiadłem do samochodu i zawróciłem.

Dzisiaj ludzie uważają, że jestem legendą, bo jako jedyny zetknąłem się bezpośrednio z działaniem wirusa w jego pierwotnej fazie i nie zostałem zainfekowany. Co ja sądzę o tym? Nie wiem, niech spróbują wyekstrahować z mojej krwi szczepionkę na wirusa, a co mi tam... Najpierw jednak muszą się dostać po mnie na Wawel. Zabarykadowałem się tutaj tak już z dwa lata temu i walę z murów do każdego zainfekowanego. Słucham? Nie zrozumiałem... Tak, wszystkich musiałem drugi raz ukatrupić. Bez znaczenia czy król, marszałek czy prezydent...

Krzysztof (31 lat), Warszawa:
Przez 111 dni od awarii w K-Ulu i wydostania się na zewnątrz, "uśpiony" wirus K rozwijał się w ciele zainfekowanych i tylko czekał na chwilę osłabienia naszych organizmów. Wreszcie,  dokładnie dwa lata temu - 3 sierpnia 2010 roku, wirus frontalnie zaatakował naszą cywilizację. Po miesiącu, na początku września Warszawa upadła.

Nie wiemy jak się rozprzestrzeniał - drogą kropelkową czy też konieczny był kontakt z zakażoną krwią. Wiemy jedynie, że osoby nieuczęszczające do kościoła miały dużo większą odporność na wirusa. Przez całe lata jeździłem po Kościele jak po łysej kobyle, czytałem ukradkiem Urbana. Teraz, po latach upokorzeń, wyszło na moje. Ja uratowałem się właśnie dzięki temu oraz dzięki przeklętym zamkniętym osiedlom, na które wcześniej tak narzekałem. Wówczas, w sierpniu 2010 roku, mieszkałem na takim właśnie zamkniętym, strzeżonym osiedlu na warszawskich Kabatach.

Basia (9 lat), Warszawa:

Byliśmy w metrze z mamusią. Tatuś powiedział, że musimy dotrzeć z centrum na południe Warszawy i że dogoni nas. Inni też tam byli - sąsiedzi, szkolne koleżanki z rodzicami. Była też mama Moniki. Mamusia prosiła mnie, żebym nie pytała, gdzie jest Monika. Szliśmy tunelami pół godziny, może godzinę, kiedy ktoś krzyknął: "Idą tutaj!". Mamusia wzięła mnie na ręce i biegła przed siebie. Biegła bardzo długo.

Wyszliśmy na powierzchnię na ostatniej stacji metra. Część osób pobiegło w stronę lasu; większość, w tym ja z mamą, w stronę osiedli mieszkaniowych. Tatuś mówił, że tam, za kratami bloków, będziemy bezpieczni. Biegliśmy w stronę bloków. Po chwili z metra wybiegli oni. W tłumie wściekłych nie dojrzałam tatusia. Dobiegliśmy do krat bloków, mamusia krzyczała, żeby otworzyć bramy, ale nikt nie odpowiadał. Jeden pan wspiął się na kratę i próbował przejść na drugą stronę, ale z domu ktoś wybiegł i kazał mu wracać. Wynosić się. Wyjął duży nóż a pan, który się wspinał spadł. Pamiętam, że mamusia powiedziała do mnie: "Nie pozwolę im cię dostać, nie pozwolę!". Pamiętam, że razem z mamą Moniki podniosly mnie za ręce i nogi i przerzuciły przez ogrodzenie. W chwili jak puściły mnie ich silne ale miękkie ramiona usłyszałam: "Biegnij Basiu, nie daj im się złapać"...

Bronisław (60 lat), Wrocław, Republika Czeska:
Spieprzyłem sprawę! To wszystko przeze mnie... Dlaczego? Bo mnie tam tak naprawdę nie było!

Pochylałem się troską nad zainfekowanymi. Wyrażałem zaniepokojenie z powodu rozwoju wydarzeń i negatywnych emocji. Z niepokojem obserwowałem, iż sprawa stała się elementem gry politycznej ze szkodą dla autorytetu państwa polskiego oraz Kościoła katolickiego. Obiecywałem trwałe i godne upamiętnienie. Co za pierdoły! Nie sprawdziłem się.

Mogłem zapobiec pandemii na jej początkowym etapie. No, ale w ówczesnych warunkach nie było sposobu. Prawa człowieka, toleracja. Te wszystkie powszechnie obowiązujące wówczas schematy myślowe. Idee, które w krótkim czasie musieliśmy porzucić. Czy wyobraża Pan sobie bombardowanie kościołów, szpitali, zrzucanie napalmu na demonstrujące tłumy? Tak? No to proszę zrozumieć, że wtedy było to dla nas niepojęte. Nie zdecydowaliśmy się wówczas, 3 sierpnia, nawet na aresztowanie i odizolowanie zainfekowanych. Co roku jakiś polityk próbuje zbić na tym kapitał oskarżając mnie o ówczesną bezczynność. I wie Pan co? W ogóle mnie to nie obchodzi. Co z tego, że oni wszyscy mają rację. Co z tego, że mogliśmy ich wtedy wszystkich rozwalić. Nie zrobiliśmy tego. Takie są fakty, których już nie zmienimy. Najsmutniejsze w naszej historii jest to, że choć poświęciliśmy tak wiele, to w końcu przegraliśmy...

Jestem magistrem ekonomii. Moja pasja to muzyka barokowa, spacery po lesie i czytanie gazet. Nie gram w golfa.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura