Kot niniejszego bloga usłyszał przed chwilą przewodniczącego komisji hazardowej, posła Mirosława Sekułę, krytykującego przywrócenie do jej grona posłów Kempy i Wassermana. Usłyszało kocisko przy tym wiele słów, sprowadzających się w sumie do dwóch argumentów:
- świadek - członek komisji będzie sędzią we własnej sprawie i
- w ogóle wątpliwe jest, czy ministrowie w rządzie PiS, z racji uczestniczenia w procesie legislacyjnym, powinni mieć prawo uczestnictwa w komisji hazardowej.
Pokiwało kocisko głową, uznając wagę poselskich argumentów, po czym pogrzebało w pamięci i przypomniało sobie pewien drobiazg. Mirosław Sekuła był w latach 2001 - 2007, a zatem w okresie badanym przez komisję, prezesem NiK. I tutaj nasunęło się kocisku proste pytanie:
Czy ktoś, kto w czasach rządu PiS szefował instytucji odpowiedzialnej za kontrolę państwową, a w konsekwencji predystynowaną do patrzenia rządowi na ręce, powinien w ogóle zasiadać w komisji hazardowej, a co dopiero jej przewodniczyć?
Miau?