Pewnemu posłowi PiS wypsnęło się, że koalicja z SLD nie byłaby taką straszną rzeczą. Plan, jak plan, nie takie pewnie się w sztabach partyjnych kreśli. Kocisko nie rozumie jednak, dlaczego wszyscy dookoła zapałali świętym oburzeniem. Otóż kot niniejszego bloga koalicję PiS - SLD popiera i podpisuje się pod nią wszystkimi czterema łapami i ogonem.
Nie, nie zwariowało kocisko. Ani nie najadło się kocimiętki.
Przyczyna kociego entuzjazmu jest prosta.
Otóż, jak dowodzi praktyka lat ostatnich, PiS ma taką urodę, że każdego koalicjanta doprowadzi najpierw do wariacji, a potem koalicjant robi coś głupiego i wpada w polityczny niebyt. Exempli gratum Samoobrona i LPR.
Jeżeli dotychczasowy trend się utrzyma, koalicja PiS - SLD mogłaby wszystkim wyjść na dobre. Z przyczyn jak wyżej.
Jeszcze nie przekonało kocisko? To proszę Państwa, wyobraźmy sobie świat bez SLD. Prawda, że miły obrazek?
Oczywiście, istnieje niebezpieczeństwo, że wariacji dostanie PiS, ale u nich to jest przecież stan normalny.
Miau!