Dzisiaj językiem wroga jest formalnie język rosyjski, ale byłoby wielkim uproszczeniem traktować go wprost, jako narzędzie służące temu okrutnemu złu, którego jesteśmy świadkami w mijających tygodniach. Zapewne w tragicznym biegu historii język rosyjski towarzyszył straszliwym losom wielu ofiar i jego brzmienie może budzić dreszcze, ale i tak pozostaje pięknym i śpiewnym językiem wielkiej literatury, muzyki i wszelkich przejawów tej kultury, która znajduje swój wyraz w twórczości poetów, artystów, także w kulturze ludowej. Najdoskonalsze przekłady tekstów piosenek B. Okudżawy, czy W. Wysockiego nie oddają tego wyrazu, który zawarty jest w rosyjskich oryginałach. Nie ten język mam więc na myśli, mówiąc o języku wroga. Chodzi o język, którym posługują się władcy i politycy Rosji, gdy chcą przekazać przeciwnikom swoje zamiary, ostrzeżenia i groźby, a jednocześnie wtłoczyć swoim zwolennikom instrukcje tłumaczące jak należy interpretować decyzje i działania władzy. Jest to język komunikacji, który wprost oparty jest na kłamstwie, na maskowaniu zamiarów, na ukrywaniu prawdy, a czasem na brutalnym straszeniu nią. Doświadczenie uczy, że im więcej taki przekaz zawiera bezczelności, urągania powszechnie znanym faktom, tym bardziej bywa skuteczny w politycznym tresowaniu „elit” Zachodu.
Istotę tego języka znakomicie ujął Janusz Szpotański we fragmencie poematu „Caryca i zwierciadło”:
……….
Bo nic nie wzrusza tak Zachodu, jak szum frazesów o wolności.
Możesz pół świata zakuć w dyby, strzelać w tył głowy, łamać kości,
ale bredź przy tym o ludzkości, o Lepszym Jutrze, Wielkim Świcie,
a wyjdziesz na tym znakomicie! Wot Gitler, kakoj to durak!
On się przechwalał zbrodnią swoją! A mudriec to by zdiełał tak:
Nu czto, że gdzieś koncłagry stoją? Nu czto, że dymią krematoria?
Taż w nich przetapia się historia, niewoli topią się okowy,
powstaje sprawiedliwszy świat, rodzi się typ człowieka nowy!
I czto, nie miałby wtedy on gumannych w krąg apołogietów,
co pieliby, kak on jest miły, a kakij kapitalizm zgniły?
Wsadzać na czapku główkę trupią, o, Boże moj, kak eto głupio!
Na czarne — „białe” mówić nada, bo to przemawia do Zapada;
na knuty, kaźnie i tortury — że to gumanne manikiury!
Nada ich przekonywać mudro, że wojna — mir, że chlew to źródło,
że okupacja — wyzwolenie, a będą cieszyć się szalenie!
A kiedy z wolna, po troszeczku w tej dialektyce się wyćwiczą,
to moją staną się zdobyczą — poniał mienia, ty jołop Greczko?
Właśnie taki język odnajdujemy dzisiaj w wypowiedziach Putina, który uruchomił morderczą agresję na suwerenną Ukrainę i mówi światu:
"W związku z tym podjąłem decyzję o przeprowadzeniu specjalnej operacji wojskowej. Jej celem jest obrona ludzi, którzy w ciągu ośmiu lat byli ofiarą prześladowań, ludobójstwa ze strony reżimu kijowskiego. W tym celu będziemy dążyć do demilitaryzacji i denazyfikacji Ukrainy".
Później wystąpił Ławrow, już na tle ukraińskich miast niszczonych bombardowaniami, mimo wielokrotnych oficjalnych zapewnień przed 24 lutym, że Rosja nie gotuje się do agresji:
„Minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow po rozmowie ze swoim ukraińskim odpowiednikiem Dmytrem Kułebą, podtrzymał stosowaną przez Rosję retorykę, mówiąc o nacjonalistycznym rządzie w Kijowie i konieczności obrony rosyjskich obywateli w Ługańsku i Donbasie. Stwierdził, że Rosja nie ma zamiaru napadać innych państw, podobnie jak nie zaatakowała Ukrainy.”
A teraz mamy ów makabryczny tekst Timofieja Sergiejcewa opublikowany przez rosyjską agencję państwową RIA Nowosti, który trzeba traktować bardzo poważnie jako wykładnię decyzji Putina o likwidacji państwa Ukraina i o „ostatecznym rozwiązaniu” kwestii narodu ukraińskiego przez jego eksterminację pod hasłem „denazyfikacji”. Tutaj w grę wchodzą jeszcze specyficzne okoliczności publikacji tego artykułu 3 kwietnia, gdy światem wstrząsnęły zdjęcia dokumentujące zbrodnie w Buczy pod Kijowem. Ten artykuł będzie zapewne dołączony do innych materiałów rozważanych przez organ zajmujący się badaniem zbrodni wojennych jako dokument potwierdzający świadome sprawstwo Rosji w tych zbrodniach. Przy ścisłej cenzurze pojawienie się takiej publikacji pod szyldem rosyjskiej agencji państwowej dowodzi, że Putin „idzie na całość”, nie ma gdzie się cofać, więc nie stawia sobie już żadnych ograniczeń.
Obszerne fragmenty artykułu Siergiejcewa przywołał bloger S24 @stary wiarus, niestety linki do oryginału już nie działają i to też jest znaczące.
https://www.salon24.pl/u/wtemaciemaci/1218491,co-rosja-zamierza-uczynic-z-ukraina-a-potem-z-polska
Na ten język wroga trzeba odpowiadać w takim samym stylu, bo tylko taki sposób komunikowania się może do niego dotrzeć. W takim samym stylu nie znaczy, że trzeba równie bezczelnie kłamać, należy natomiast wprost ujawniać prawdę, bez ograniczeń, które narzuca język dyplomatyczny, bez troski o samopoczucie adresata, ale ze świadomością, że kłamstwo można zdemaskować wyłącznie prostym i jednoznacznym językiem, który dotrze do wszystkich, a zwłaszcza do wroga.
Dobrze więc, że Prezydent USA J. Biden nazwał Putina tak lapidarnie i dosłownie, jak wyrażają to określenia „killer” , czy „butcher”, a jednocześnie wsparł to czynami o wiele bardziej znaczącymi, niż tchórzliwe postawy ważnych państw europejskich. To jednak ewidentnie nie wystarcza, by powstrzymać Putina i Rosję. Tym bardziej nie należy się łudzić, że łagodne, dyplomatyczne perswazje mogą zapobiec dalszej eskalacji zbrodniczych działań rosyjskiej armii i trzeba wprost postawić Rosji ultimatum, wyrażając gotowość do przyjęcia konfrontacji w pełnej skali. Jeśli Putin wpakował się w stan psychiczny podobny do Hitlera w ostatniej fazie wojny i jest gotów na doprowadzenie świata do zagłady, to i tak może uruchomić zagładę, a tylko jego otoczenie może go powstrzymać. Głównym adresatem ultimatum byliby więc ludzie z otoczenia Putina, którzy nie chcą ginąć, a jego treść powinna być sygnowana przez większość przywódców wolnego świata.
Jakkolwiek groźne może się wydać wystąpienie z takim ultimatum, zakończyłoby ono jeszcze bardziej groźną asymetrię, która ukształtowała się w czasach Putina i zaprogramowała jego barbarzyński plan zniszczenia wolnego świata. Broń jądrowa, po nieszczęsnej inicjacji w Hiroszimie i Nagasaki, stała się wyłącznie narzędziem odstraszania, a mniej, lub bardziej udane zabiegi o równowagę jądrowych potencjałów zapewniały taką skuteczność odstraszania, jaką pokazał kryzys kubański. Dopiero niedawno Putinowi udało się wytworzyć sytuację, w której wolny świat boi się jądrowej konfrontacji, a Rosja nie tylko się nie boi, ale wręcz grozi jej użyciem. Tym samym odstraszanie straciło symetrię i stało się narzędziem wykorzystywanym przez jedną tylko stronę do realizacji polityki szantażu, jako osłony wspierającej konwencjonalne działania militarne. Dodatkowe użycie zakazanych rodzajów broni wzmacnia strach ofiary szantażu. Jeśli ktoś daje się zastraszyć i ustępuje szantażyście, to już przegrał i może spodziewać się nieograniczonej serii jego kolejnych żądań.
Wiem, że żadne ultimatum nie będzie sformułowane, ale gdyby wolny świat chciał przekazać przywódcom Rosji, a może jeszcze bardziej wszystkim Rosjanom, że ich straszak nuklearny nie działa, należałoby to wprost ogłosić, np.:
„Trwające już 6 tygodni bestialstwo wojny, którą Federacja Rosyjska i jej przywódca W.Putin wytoczyli Ukrainie musi zostać przerwane. Drastyczne obrazy wojny, które docierają do wszystkich ludzi dobrej woli ukazują bezmiar okrucieństwa i niewyobrażalne cierpienia, którymi dotknięty jest ukraiński naród, stawiający heroiczny opór barbarzyńskiemu najeźdźcy. W ponurym tle tej dokonywanej na oczach całego świata masakry są oficjalnie aprobowane wypowiedzi polityków Rosji, potwierdzające, że prowadzona wojna jest zaplanowaną operacją nastawioną na zniszczenie Ukrainy i eksterminację jej narodu. W istocie Rosja wypowiedziała wojnę wolnemu światu, który nie może dłużej bezczynnie się temu przyglądać.
Przyjmujemy to wyzwanie i uznajemy, że jesteśmy w stanie wojny z Federacją Rosyjską. Żądamy natychmiastowego przerwania działań wojennych i wycofanie wojsk agresora poza terytorium Ukrainy. Stawiamy cały nasz potencjał w gotowości bojowej, a dalsze decyzje i kroki podejmiemy według własnego wyboru w zależności od zachowania Federacji Rosyjskiej. Znamy potencjał bojowy naszego przeciwnika i wiemy, że może nas boleśnie zranić. My jednak przetrwamy, Federacja Rosyjska tej konfrontacji nie przetrwa.”
Ta gotowość do przyjęcia konfrontacji już wcześniej została zadeklarowana w oświadczeniach mówiących o obronie „każdego cala” terytorium krajów NATO, ale warto to wrogowi przekazać w jego języku. Tak odważnie, jak decyzję podjął Ryszard J. Kukliński, gdy poznał zagrożenie Polski i tak zdecydowanie, jak postąpiły kraje NATO, gdy zainstalowały czasowo Pershingi i Cruisy w Europie, by ją obronić.