kreditor kreditor
108
BLOG

Ostatni skowyt "Dziennika"

kreditor kreditor Polityka Obserwuj notkę 7

Jako bloger-amator śledzę uważanie Kataryna-Gate, ale do tej pory nie było sensu nic pisać. Kolejna notka potępiająca podłe zachowanie nikomu nieznanej panienki z "Dziennika", która ma dziś swoje 5 minut dzięki Katarynie, kolejne oczywiste tłumaczenie, że "Dziennik" z premedytacją naruszył prawo Kataryny do prywatności, że blogerka powinna dochodzić odpowiedzialności za naruszenie dóbr osobistych, że wyjątkowym cynizmem było podanie wszystkich identyfikujących osobę danych z jednoczesnym strojeniem się w piórka cnoty. Po prostu żal klawiatury.

Kolejny raz potwierdza się trafność mojej podjętej 3 lata temu decyzji, żeby nie dotykać springerowskiego produktu. Myślę, że nawet szalet publiczny jest zbyt wysublimowanym miejscem na przechowywanie "Dziennika" w celach higienicznych. Naprawdę - lepiej czytać GW. Wiadomo o co im chodzi, bo zawsze chodziło o to samo. Można się nie zgadzać, potępiać, kwestionować, szydzić, ale jednego nie sposób tym ludziom: konsekwencji. Mają swoją wizję świata, którą sprzedają i robią to konsekwentnie. W porównaniu z tym, konwulsje chłopaków z "Dziennika", którzy najpierw na klęczkach lizali buty Kaczyńskim i stali w pierwszym szeregu frontu budowy IV RP, by potem butować PiS z większą zaciekłością niż red. Pacewicz, muszą przyprawiać o mdłości a nikt przecież nie chce codziennie rzygać przy okazji porannej lektury gazety.

Sposób w jaki Krasowski wystrzelił się dzisiaj w kosmos domaga się jednak kilku słów komentarza. Kiedy Kaczyński powiedział, że internauci piją browar i oglądają pornosy, autorytety zawrzały - kto chce poczytać niech pogoogluje. Jakże delikatną jawi się ta wypowiedź w zestawieniu z tekstem, w którym Krasowski wreszcie powiedział szczerze co on i jemu podobni myślą o internautach. Czego tam nie ma: inwektywy, bezczelność i obłuda przetykana łkaniem nad trudnym dziennikarskim losem.

Pisze oto Krasowski jak to dziennikarze własną piersią, na pierwszym froncie walki o prawdę, jak to procesy karne i odpowiedzialność wielka, jak to ciężka służba nie drużba a tu proszę: siedzi taki przed kompem (pewnie jeszcze pije piwo i ogląda pornosa) i śmie rozliczać Krasowskiego z jego bojów na barykadzie prawdy toczonych z otwartą przyłbicą - pod nazwiskiem. Szkoda tylko, że nie napisałeś o jednej drobnej różnicy pomiędzy tobą a nami. Ty dostajesz co miesiąc pieniążki na konto za te swoje trudy - nam nie płaci nikt. Panienka z twojej redakcji, o której nikt nigdy nie słyszał - i pewnie by nie usłyszał gdyby nie afera z Kataryną - też za swe znoje w wygooglowaniu kim jest najbardziej znana polska blogerka - dostanie te kilka groszy.

I o to chodzi. Jest zysk - jest ryzyko. Wy ryzykujecie bo to jest wasza praca, za którą dostajecie niezły jak na polskie warunki hajs. My nie ryzykujemy, bo nikt nam nie płaci. Na tym polega różnica między dziennikarzem a blogerem. Oczywiście Krasoszczak tego nie widzi, bo tak się popłakał na tymi procesami karnymi, że już mu nie przyszło do główki, iż Internet nie ma nic wspólnego z anonimowością w kontekście odpowiedzialności prawnej. Każdy komputer jest do zlokalizowania, każda aktywność w necie przekłada się na logi, które dostawca Internetu na żądanie policji lub prokuratury jest obowiązany dostarczyć. Więc nie płacz tak Robert nad sobą, bo jeśli chodzi o odpowiedzialność karną (cywilną z resztą też ) - odpowiadamy tak samo jak wy. Z racji swojego zawodu widziałem sprawy karne osób wypowiadających się na forach internetowych, serwisach społecznościowych a nawet komentujących pod artykułami.

Jeden z prymitywniejszych chwytów erystycznych polega na tym, że miesza się prawdę z nieprawdą, żeby bronić nieprawdziwej tezy. I tak też postanowił uczynić Krasowski w swoim artykule, który pewnie przejdzie do annałów dziennikarskiego auto-poniżenia. Ujadasz na internetowych trolli i masz rację. Nikt normalny nie lubi czytać "Cześć komuszki", "POpaprańcy na drzewo", "PiSuary won" itp. To jest zjawisko, z którym powinno się walczyć. Ale pisząc w tym kontekście o blogerach a szczególnie o Katarynie, która nigdy w żadnej swojej notce nie używała takiej stylistyki, takiego słownictwa, czy takiej argumentacji, dopuszcza się Krasowski  żałosnego nadużycia. Do jednego wora wrzuca anonimowych "hejterów", dla których fora internetowe to sposób na kanalizację własnych frustracji i blogerów piszących - z różnych względów - anonimowo na ważne tematy.

Każdy ma prawo do prywatności. Fakt, że gdzieś się pracuje, nie oznacza, że trzeba tam ujawniać swoje poglądy na rzeczywistość. Praca to jedno a polgądy to drugie. Szkoda, że kolesie z "Dziennika" nie czują tej prostej dystynkcji. Anonimowość blogów jest wartością - moim zdaniem - nie do przecenienia. Pozwala swobodnie, bez narażania się na szykany, krytykować i oceniać zjawiska zachodzące w życiu publicznym. W świecie politycznej poprawności możliwość publicznego, anonimowego wypowiadania poglądów niepoprawnych pozwala im zaistnieć w obiegu informacji. Nie każdy chce być dziennikarzem a jednocześnie niektórzy chcą się publicznie wypowiadać - temu celowi służą anonimowe blogi. Granicę tej anonimowości określa porządek prawny. Jeśli naruszasz prawa osób trzecich zasłona inernetu szybko idzie w górę.

Pomimo trudności, jakie Kataryna na pewno będzie miała z powodu akcji "Dziennika", paradoksalnie cała ta afera jest dowodem znaczenia blogosfery w życiu publicznym. Kataryna już wygrała, bo ma poparcie większości, zaś  od "Dziennika" większość się odwróciła. Dla gazety liczą się tylko czytelnicy a przez aferę Kataryny springerowski produkt będzie kupowało jeszcze mniej ludzi. Nie ma dziś miejsca na rynku prasowym dla gazety,  której linia polityczna jest chorągiewką kręcącą się na wietrze politycznej koniunktury. Jest dziennik prawicowy - "Rzepa" i dziennik lewicowy - "GW". Nie ma dziś miejsca dla gazety, której dziennikarze godzą w cudze prawo do prywatności, tylko po to żeby mieć newsa. Śmiać mi się chce, jak pomyślę, że panienka szczująca Katarynę myślała, że kupi ją "zatrudnieniem" w redakcji. Kupić można Rokitę, któremu wszystko jedno czy siedzi u Szymona Majewskiego, czy pisze dla "Dziennika", czy robi z siebie idiotę w samolocie.  "Dziennik" się skończył 3 lata temu a obecny wyskok tylko to potwierdza.

Nie roń więc krokodylich łez Robercie Krasowski, tylko zacznij się rozglądać za nowym zajęciem. W dziennikarce nie wyszło, ale cóż - jest tyle różnych możliwości. Szkoda że upadła profesja zawodowej płaczki, to byłoby  dla ciebie jak znalazł.Za dnia zawodowo lałbyś łzy a wieczorami komunikował się z internautami w stylu, którego dziś dałeś próbkę.

 

kreditor
O mnie kreditor

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka