Krytyka Polityczna Krytyka Polityczna
61
BLOG

Tomasik: Lepsza żałoba

Krytyka Polityczna Krytyka Polityczna Kultura Obserwuj notkę 1

Minął prawie miesiąc od śmierci Michaela Jacksona, ale wciąż pojawiają się kolejne teksty poświęcone artyście i jego fenomenowi. Trudno się dziwić, dla tutejszych „mędrców” to świetna okazja, żeby wykorzystując zmarłego, trochę ponarzekać na niszczycielskie i bezlitosne media (Tomasz Lis) albo wręcz zdiagnozować zdziecinnienie całej kultury Zachodu (Jacek Santorski). W temacie postanowił wypowiedzieć się też Ludwik Stomma. W felietonie „Co po kim zostanie” z ostatniej „Polityki” (18 lipca 2009) postawił zasadnicze pytanie: „Kim był jednak ów Michael Jackson? Tancerzem na pewno zabawnym. Piosenkarzem – kwestia gustu, ale skoro sprzedał 700 mln płyt, to na pewno wielu gustom odpowiadającym. Jednocześnie jednak uosobieniem wszystkiego, co najobrzydliwsze w populistycznym surogacie amerykańskiej kultury”. Stąd już tylko krok do wniosku, że „nie będzie w historii Michaela Jacksona. Zostanie «jacksonizm». Billboard i szmira”.

Nie wiem, skąd u Stommy to przekonanie, nie zamierzam jednak nikogo przekonywać, że Jackson miejsce w historii ma zapewnione. Bardziej zainteresował mnie bowiem inny fragment felietonu: „Świat ogarnęła bezlitośnie sterowana przez media uniwersalna histeria. Kiedy odszedł papież Jan Paweł II, można się było jeszcze nie dać zwariować i przełączyć na inny kanał telewizji. Tym razem nic z tego. Jackson i tu, i tam, i ówdzie, i wszędzie”. Zaraz, zaraz, chyba zaszła tu jakaś pomyłka, ustalmy więc najpierw fakty.

Hagiograficznej histerii w mediach, z którą mieliśmy do czynienia w związku ze śmiercią papieża, nie da się porównać z niczym, a już na pewno nie ze wspominaniem Jacksona, typowym w takich wypadkach, a przede wszystkim kończącym się po (najwyżej!) paru minutach. Stomma zapomniał dodać, że pisze to wszystko zapewne z perspektywy osoby mieszkającej we Francji. Pragnę go więc poinformować - bo najwyraźniej stracił kontakt z krajem - że w Polsce o żadnym wyborze i możliwości przełączenia na inny kanał nie było mowy. I to nie tylko po śmierci papieża, ale nawet kilka dni przed. Zresztą moje zapewnienia nie są tu potrzebne, wystarczy, żeby Stomma sięgnął po numery „Polityki” z kwietnia 2005 i zobaczył, ile miejsca zajmowały pozbawione jakiegokolwiek krytycyzmu teksty o Janie Pawle II. Do tego trzeba dodać, że w gazetach codziennych było dużo gorzej, a wszystkich i tak przebijała telewizja.

Dlatego pusty śmiech ogarnia, kiedy czyta się wynurzenia Tomasza Lisa, który stwierdza, że reakcja mediów na śmierć Jacksona to „całkowicie dobrowolne samobójstwo”: „Żal było patrzeć, jak 10 dni po śmierci wielkiego artysty media codziennie raczyły nas newsem, że Jacksona nie ma wśród żywych” („Gazeta Wyborcza”, 9 lipca 2009). Jeśli jednak taką sytuację nazwać samobójstwem, to jak określić inny przypadek, gdy newsów w ogóle nie ma? Bo widzów raczy się jedną informacją, 24 godziny na dobę. Jednym z twórców takiej sytuacji był właśnie Lis, wówczas pierwsza twarz Polsatu. Jako specjalny wysłannik prosto z Rzymu ze zbolałą miną odmieniał przez wszystkie przypadki słowo „wszyscy”. Dowiedziałem się wówczas, że wszyscy płaczą, wszyscy rozpaczają, wszyscy się modlą… Jednym słowem dowiedziałem się, że mnie nie ma. Po śmierci Jacksona nikt się chyba tak nie poczuł. Kolejny przykład, że mimo wszystko  mamy do czynienia z lepszym rodzajem żałoby.

Krzysztof Tomasik

--
Tekst ukazał się na witrynie www.krytykapolityczna.pl.

Krytyka Polityczna

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura