Krytyka Polityczna Krytyka Polityczna
37
BLOG

Kapela: Poszukiwania i eksperymenty

Krytyka Polityczna Krytyka Polityczna Polityka Obserwuj notkę 2

W chwili, gdy piszę te słowa, Marta Deskur (i inni artyści też) prawdopodobnie dyskutuje z Bogdanem Zdrojewskim o przyszłości polskiej kultury. A może tylko słucha, co pan minister mówi, kiwając głową na znak, że rozumie, ale w duszy załamuje ręce (czy można załamywać ręce w duszy? W duszy można wszystko), bo pan minister jest cholernie daleki od rozumienia tego, co artyści próbują mu powiedzieć. Ale może wcale tak daleki nie jest, skoro ich na rozmowę zaprosił? Trudno powiedzieć. Choć pewnie się dowiem, zanim ten tekst przeczytacie, choć pewnie już po tym jak go napiszę. Na razie można tylko przypuszczać.

Poprzypuszczajmy więc. Ministrowi Zdrojewskiemu z pewnością wydaję się, że rozumie. A przynajmniej tak mówi. „Kongres pokazał, gdzie są między nami różnice zdań, a gdzie mamy wspólne poglądy. Teraz na tym fundamencie możemy zacząć budować porozumienie”. Ale Kongres Kultury pokazał też inne rzeczy. Zresztą nie tylko Kongres, ale też (nie)Kongres Wolnej Kultury. Na przykład: w jaki sposób to porozumienie budowane będzie. Czy na przykład tak, że grupy powołanych ekspertów będę przygotowywać tajne raporty, których oficjalny odczyt zostanie wygłoszony z ambony na jakimś kongresie? I po tym odczycie będzie nawet piętnaście minut na dyskusję. Dyskutować można też szerzej. Ale w kuluarach. A jak wiadomo, z kuluarami tak już jest, że są różne i w różnych miejscach i nie zawsze wszystkie ciekawe osoby znajdują się w tych samych kuluarach jednocześnie, nie wszystkie po prostu mogą się zmieścić. Można by na przykład takie raporty umieścić w internecie, aby ewentualnym dyskutantom dać szansę zorientować się w ich treści. Ale po co, skoro i tak nie będzie dość czasu na dyskusję?

Można też przyjrzeć się różnicom zdań. Na przykład Bogna Świątkowska uważa, że: „do zabrania głosu w panelach nie został zaproszony ani jeden przedstawiciel organizacji pozarządowych”. Natomiast minister Zdrojewski sądzi: „Wśród uczestników było blisko 100 przedstawicieli NGOsów”. Więc jak to? Stu czy żaden? I tak, i tak. Stu przyjechało wziąć udział, ale żaden nie został zaproszony. Różnica zdań znamienna, jak sądzę. Zresztą chyba nie tyle zdań, ile stosunków. Trzeba przyznać ministrowi umiejętność gładkiego wyrażania się o otaczającym świecie. Mam ochotę klaskać, gdy mówi: „Trzeba uznać, że poszukiwania i eksperymenty muszą stać się jednym z priorytetów polityki kulturalnej państwa”. Albo jak pięknie tłumaczy, dlaczego Tusk nie przyjechał. Bo w rządzie bali się posądzenia o „instrumentalizacje czy upolitycznienie”. Jak minister przyjeżdża, to jest przecież apolityczny i jak najdalszy od jakiejkolwiek celowości w swoim działaniu, kwintesencja czystego rozumu. Co innego premier. Ten to jest polityczny i instrumentalny. Co za szczęście, że nie przyjechał. I dobrze, że Zdrojewski nam tłumaczy dlaczego, bo jeszcze ktoś mniej obyty mógłby pomyśleć, że Tusk ma w dupie kulturę. A przecież wiemy, że ma tam dużo innych rzeczy. Na kulturę nie starczyłoby już miejsca. I jeszcze, czy Platforma nie bała się, gdy oddawała Hausnerowi przygotowanie planu dla kultury? Chyba nie. W końcu Hausner jako zwolennik wolnego rynku również jest osobą apolityczną, aideologiczną i nieinstrumentalną (jedyne instrumenty, na jakich gra to pochodne, a te jak wiadomo, nie są prawdziwymi instrumentami, tylko wirtualnymi, więc nie ma się czego bać). Przecież wolny rynek jest wolny jak ptaki na niebie co: „nie sieją, nie żną, nie gromadzą w magazynach, a wasz Ojciec niebieski je żywi”. Ale czy na pewno?

Mam też inne wątpliwości. Na przykład Marta Deskur opowiadała mi o Francji. Znają państwo taki kraj? To chyba gdzieś daleko. Podobno w tej Francji to w ogóle jest tak, że artyści mają ubezpieczenia zdrowotne. Co za absurd. Przecież wiadomo, że artyści też jak te ptaki, a do tego jeszcze nie chorują, bo zbyt zajęci są tworzeniem sztuki. A przynajmniej powinni. A jak nie chcą, to marsz do pracy. W końcu coś musi różnić artystów od normalnych ludzi. I w końcu wiem, co to jest. Artyści nie chorują! Minister Zdrojewski jednak wiedział o tym wcześniej: „Jestem przeciwnikiem takiego rozwiązania. Musiałoby się to odbyć kosztem środków przeznaczonych na działalność artystyczną w obecnie istniejących instytucji kultury. Takim ruchem ograniczyłbym środki na działalność, a zwiększył pulę pieniędzy na administrację”. Właśnie tak. Kiedy artysta choruje, to nie tworzy. Więc nie powinien mieć przypadkiem żadnego zabezpieczenia socjalnego. Zawsze może się zgłosić do pomocy społecznej. Jak normalny człowiek. Ostatecznie nie ma przecież żadnych obiektywnych i nieinstrumentalnych sposobów, aby odróżnić niepopularnego artystę od dowolnego innego biedaka. Oczekiwanie, że artysta dostanie coś za darmo od państwa, tylko dlatego, że tworzy, jest oczekiwaniem, że przyznamy dowolnej twórczości jakąś wartość, której z pewnością nie ma, jeśli się dobrze nie sprzedaje. We Francji ponoć są też programy kupowania przez państwo różnych dzieł. Dzięki czemu artysta może się spodziewać, że co roku coś sprzeda, nawet jeśli nic nie sprzeda. Ale my tego też nie potrzebujemy. Prowadziliśmy już przecież kiedyś taką działalność. Gdy Polskę spowijała czarna noc komunizmu. I do czego to doprowadziło? Do powstawania sztuki nijakiej, nieoryginalnej, tworzonej na potrzeby partykularny gustów państwowych kupców, bez żadnej ponadto wartości. Tego nie potrzebujemy, skoro mamy komercyjne galerie, które wiedzą, co dobre.

Mógłbym tak dalej przypuszczać, ale po co, skoro z pewnością się mylę. Przecież – powiedzmy to jeszcze raz - „Trzeba uznać, że poszukiwania i eksperymenty muszą stać się jednym z priorytetów polityki kulturalnej państwa”. Może właśnie się stają.

Jaś Kapela

PS No i już wszystko wiem. Choć poznanie przebiegu wydarzeń nie wpłynęło w żaden sposób na moją wcześniejszą ich interpretacje. Ministrowie niestety (trudno powiedzieć, czy z racji swych funkcji, czy wyjątkowych przymiotów osobistych) bywają niezwykle przewidywalni. Mogę więc prostować szczegóły, że inni artyści to Wilhelm Sasnal. A rozmowa była bardziej szczegółowa, bo dotyczyła głównie powstającego w Krakowie Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Ale co z tego? Minister był miły i twierdził, że rozumie i pragnie utrzymywać kontakt. Ale trudno nie odnieść wrażenia, że równie dobrze mogłoby się to skończyć formułką znaną z rozmów o pracę: „Zadzwonimy do Pani”. Czy zadzwonią? Zawsze można pożytecznie spędzać czas czekając na telefon.
 

Tekst ukazał się na witryniewww.krytykapolityczna.pl.

Krytyka Polityczna

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka