Krytyka Polityczna Krytyka Polityczna
228
BLOG

Sierakowski: Manifest na indeksie

Krytyka Polityczna Krytyka Polityczna Polityka Obserwuj notkę 79

A więc „Manifest Komunistyczny” trafił na indeks polskiego parlamentu i leżeć będzie na jednej półce z „Mein Kampf” Adolfa Hitlera. Absurdalność tej inicjatywy polskiej prawicy wprawiłaby w osłupienie nawet jej intelektualnych ojców. Oto, co o „Manifeście” pisał Izajasz Berlin: „Żaden inny współczesny ruch czy prąd polityczny nie może poszczycić się czymś porównywalnym, jeśli chodzi o siłę i wyrazistość. Jest to dokument o cudownym ładunku dramatycznym. (…) Większość napisana jest prozą obdarzoną liryzmem godnym wspaniałego hymnu rewolucyjnego, której działanie potężne nawet dziś, musiało być jeszcze silniejsze w swojej epoce (…) Nawet gdyby jego autor nie napisał nic innego, już tym zyskałby wieczną sławę”. John Rawls: „Osiągnięcia Marksa jako teoretyka ekonomii i politycznego socjologa kapitalizmu są nadzwyczajne, doprawdy heroiczne”. Raymond Aron zachwycał się: „Marksizm Marksa jest nadzwyczaj interesujący”. „Chyba zwariowaliśmy” - to już nie Rawls ani Berlin, to reakcja po decyzji sejmu posła Palikota (który zresztą sam głosował za zakazem), odgrywającego rolę Albina Siwaka Platformy Obywatelskiej, klasowego reprezentanta recenzującego postępowanie własnej partii, o niewyparzonym języku. A wszystko oczywiście w imię powszechnie wychwalanej wolności i przeciwko wciąż zaglądającemu nam w oczy zagrożeniu totalitarnemu.

Czy propagowanie marksizmu albo komunizmu to propagowanie totalitaryzmu? A czy przyznawanie się do tradycji platońskiej to zagrożenie w najlepszym razie dla poetów, a w gorszym dla wszystkich demokratów? Jak więc dogłębne powinno być poszukiwanie w historii idei „tezy o ciągłości” uprawiane przez ludzi o intelektualnym wdzięku posła Suskiego albo Kuchcińskiego oraz usankcjonowane prawem i zagrożone karą pozbawienia 2 lat wolności?

A może należy się cieszyć? Zmodernizowany cynizm ustąpił starym dobrym tradycyjnym odruchom i jeśli nie liberalizm albo socjaldemokracja, to przynajmniej marksizm został potraktowany poważnie w epoce końca ideologii i początku postpolityki. To nie lada prezent dla wszystkich ideowców, którzy ciągle wolą książki od sondaży. Obawiam się jednak, że zamiast łapać i wsadzać marksistów, polscy posłowie pogodzą się z kolejnym legislacyjnym poronieniem – ustawą martwą, zanim weszła w życie.

Nie widzę różnic między totalitaryzmem komunistycznym i nazistowskim, konsekwencje obu są porównywalnie straszne. Widzę natomiast różnicę między komunizmem i nazizmem. O ile można wyobrazić sobie komunizm bez Gułagu, o tyle nie sposób pomyśleć nazizmu bez Holokaustu. Idea komunistyczna jest ideą wyrastającą z jednoznacznie pozytywnych intencji i w przeciwieństwie do nazizmu trafiła na stałe do kanonu kultury i wciąż inspiruje filozofów, funkcjonuje w sylabusach i podręcznikach. O systemie, który proponował likwidację innych narodów, żeby ten właściwy mógł zapanować, tego samego powiedzieć nie sposób. Jeśli dla teoretyków komunistycznych na śmietnik historii trafić miała burżuazja po przezwyciężeniu kapitalizmu, to w ten sam sposób, jak trafiła arystokracja po upadku feudalizmu. Nazizm i komunizm to dwa różne źródła myśli, których symbole powinny być traktowane odmiennie.

Najwybitniejszy historyk teorii ekonomii (daleki zresztą od marksizmu) Mark Blaug w podręczniku, używanym na wszystkich studiach ekonomicznych na świecie pisze: „Marksowi udało się stworzyć dzieło o bardziej imponującej perspektywie niż cokolwiek z czym mieliśmy do czynienia kiedykolwiek wcześniej (…) Cokolwiek można by pomyśleć o ostatecznej słuszności marksizmu, tylko tępy umysł nie jest zdolny do czerpania inspiracji z heroicznego wysiłku Marksa, zmierzającego do konsekwentnego i spójnego ogólnego wyjaśniania <praw ruchu> kapitalizmu.” Pozdrowienia tępaki, łapcie mnie!

Tekst ukazał się w „Rzeczpospolitej” (10 grudnia 2009) wraz z polemiką Jacka Kloczkowskiego.

Krytyka Polityczna

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka